poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział IV: Pierwszy dzień szkoły

Ana obudziła się wcześnie rano. El, Amy, Hermiona, Parvati i Lavender jeszcze spały. Po cichu ubrała się, wzięła kawałek pergaminu, pióro, kałamarz i zeszła do pustego Pokoju Wspólnego. Usiadła przy jednym ze stolików i zaczęła pisać list do ciotki i wuja. Nie bardzo wiedziała co napisać. Jak zapytać dlaczego nie powiedzieli jej prawdy o jej ojcu? Minęło dziesięć minut, zanim w końcu napisała list. Dla pewności przeczytała go kilka razy.

Kochani ciociu i wujku,
       Hogwart jest tak wspaniały, jak opowiadała Dora. Zostałam przydzielona do Gryffindoru. Tiara Przydziału powiedziała, że Slytherin to ostatni Dom, do jakiego mogłabym trafić! Mieliście rację, niepotrzebnie się bałam. W pociągu poznałam nowe przyjaciółki, Elisabeth Colen i Amelię Tagworth. Też trafiły do Gryffindoru. Chcę Was o coś zapytać, i, błagam, nie zbywajcie mnie tak jak zwykle. Mówiliście, że mój ojciec zginął. Amy powiedziała mi, że odsiaduje wyrok dożywocia w Azkabanie, że jest seryjnym mordercą. Dlaczego kłamaliście? Przez całe życie wierzyłam, że był bohaterem, a on jest zwykłym mordercą. W dodatku niektórzy zdają się myśleć, że pójdę w jego ślady. Dopiero El i Amy nie wyprosiły mnie z przydziału. To dlatego unikaliście tematu taty, prawda? Wiedzieliście kim jest i mimo to pozwoliliście mi żyć w kłamstwie? Liczę na szybką odpowiedź.
Całuję,
Ana
Ps. Pozdrówcie ode mnie Dorę.

Ana włożyła list do koperty i wyszła z Wieży Gryffindoru. Nagle stanęła przy schodach wiodących na niższe piętro. Przecież była tu dopiero od wczoraj. Nie miała pojęcia, gdzie jest sowiarnia. Próbowała przypomnieć sobie czy Tonks nie mówiła jej czasem, gdzie się znajduje sowiarnia w Hogwarcie, ale nic jej nie przychodziło do głowy. Zrezygnowana dziewczynka miała już wrócić do dormitorium, gdy zza rogu wyłoniła się profesor McGonagall.
- Pani profesor! - zawołała Ana, zbiegając ze schodów, by stanąć z nauczycielką twarzą w twarz.
- To dość wczesna pora, panno Black - zauważyła McGonagall. - Zawsze tak wcześnie wstajesz? - zapytała.
- Nie, ja chcę tylko wysłać list do ciotki i wuja, tylko że... nie wiem gdzie jest sowiarnia - odpowiedziała Ana.
- O szóstej rano? Nie możesz wysłać tego listu później? - spytała McGonagall unosząc jedną brew.
- Mogłabym, ale to dla mnie bardzo ważne. Proszę, niech pani mi powie, gdzie jest sowiarnia - odparła Ana, niemal błagalnym tonem.
- Sowiarnia znajduje w Wieży Zachodniej - powiedziała nauczycielka. Ana odniosła wrażenie, że przez moment uśmiechnęła się do niej.
- Dziękuję, pani profesor - powiedziała Ana i wspięła się z powrotem na siódme piętro, by udać się do Wieży Zachodniej.
W sowiarni z łatwością odnalazła swoją sowę. Były tu tylko dwie śnieżne sowy, druga z tego, co wiedziała, należała do Harry'ego i miała na imę Hedwiga. Od Śnieżka łatwo było ją odróżnić, bo była nieco większa i miała więcej brązowych plamek, jak to samica.
- Śnieżku - powiedziała Ana. Sowa, niezadowolona że ją obudzono tak wcześnie, sfrunęła na jej ramię. - Mam dla ciebie zadanie. Zanieś ten list ciotce i wujkowi, dobrze? - zapytała dziewczyna.
Śnieżek pozwolił przywiązać sobie list do nóżki, wzleciał w powietrze, uszczypnął Anę w ucho i wyfrunął przez okno. Gryfonka obserwowała odlatującą sowę, dopóki nie zniknęła jej z oczu. Ana wróciła do Wieży Gryffindoru i usiadła w jednym z foteli, z zamiarem poczekania, aż El i Amy się obudzą. Nie chciała wracać do łóżka, bo wiedziała, że i tak już nie zaśnie. Godzinę później z dormitoriów zaczęli wychodzić Gryfoni.
- Ty już na nogach? - zdziwiła się El, widząc Anę, która właśnie podniosła się z fotela.
- Tak, byłam wysłać list do ciotki i wuja - odpowiedziała Ana.
El wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Amy. Obie domyśliły się, czego, a raczej kogo, dotyczył ten list.
- Chodźmy na śniadanie - powiedziała Mel, rozładowując niezręczną ciszę.
Dziewczynki zeszły razem do Wielkiej Sali. Stoły, choć nie tak suto jak na Uczcie Powitalnej, były zastawione najróżniejszymi potrawami. Ana nałożyła sobie tosty z dżemem. Nie była głodna. Jej myśli ciągle krążyły wokół listu. Czy ciotka i wuj w końcu powiedzą prawdę? Czy wreszcie będą z nią szczerzy? Nagle do Wielkiej Sali wleciała chmara sów. Ana nie spodziewała się, że Śnieżek już wrócił z listem. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyła brązową płomykówkę. Kleopatra, która była równie niezdarna jak jej właścicielka, lądując strąciła dzban z sokiem dyniowym. Ana szybko odwiązała list od jej nóżki, żeby nie ubrudził się wylanym sokiem. Treść była krótka.

Kochana Ano,
     Gratuluję przydziału do Gryffindoru! Aberforth powiedział moim rodzicom, że tam trafiłaś. Pewnie dowiedział się od Dumbledore'a. Zdałam egzamin wstępny! Omal nie oblałam, ale jednak się udało i mogę szkolić się na aurora! Nie uwierzysz kto mnie będzie szkolił! Sam Alastor "Szalonooki" Moody! Jest co prawda troszkę zbzikowany, ale czuję, że dużo się od niego nauczę. Myślę, że mnie lubi.
Całuję,
Tonks 

- Szkoli ją sam Moody? - zapytała Amy, gdy Ana pokazała jej list. Sama otrzymała list od swoich rodziców. - Szczęściara.
- No nie wiem czy taka szczęściara. Radziłabym jej nie robić gwałtownych ruchów przy Szalonookim - powiedziała Ana.
- Kim jest ten Szalonooki? - zapytała El, odkładając list od swoich rodziców.
Dziewczynki opowiedziały jej o Moodym. Ana na drugiej stronie listu od Tonks napisała odpowiedź:

Kochana Tonks,
    To wspaniale, że ci się udało. Z Szalonookim na pewno nie będziesz mieć łatwo, ale też może zrobić z ciebie świetnego aurora.
Pozdrawiam,
Ana
Ps. Wysłałam do ciotki i wuja list. Mogłabyś przypilnować, żeby przysłali odpowiedź? Bardzo mi na tym zależy.

Ana włożyłal list z powrotem do koperty i przywiązała go do nóżki Kleopatry. Sowa wzleciała w powietrze strącając półmisek z sosem. Gryfonka prawdopodobnie nie zorientowałaby się, że dostała jeszcze jeden list, gdyby mała sówka nie zahukała. Od razu ją rozpoznała, choć pierwszy raz przyniosła jej list. Mały brązowy puszczyk, którego pióra zawsze sterczały na wszystkie strony, nawet jeśli na dworze nie było wiatru, patrzyła na nią wielkimi oczami, wystawiając w jej stronę nóżkę. Matołek*, sowa Aberfortha. Ana zdziwiona odwiązała list od nóżki ptaka. Nigdy wcześniej nie dostała listu od swojego pradziadka. Prawdę mówiąc, miała wrażenie, że niezbyt lubił jej wizyty u niego. Mocno by skłamała, gdyby powiedziała, że lubiła przebywać w dusznym pokoju Aberfortha, tuż nad obskurnym Świńskim Łbem. Niemniej jednak oschłe zachowanie mężczyzny wobec niej było dość bolesne, choć ciotka i wuj mówili, że on taki już jest.

Droga Ano,
    Na początek chciałbym Ci pogratulować przydzielenia do Gryffindoru. Chcę Ci tylko powiedzieć, żebyś, cokolwiek usłyszysz o twoim ojcu, nie przejmowała się tym. Najlepiej byłoby, żebyś o nim zapomniała. I tak nigdy go nie zobaczysz. Szkoda, że nie jesteś tak bardzo podobna do swojej matki, jak mogłoby się wydawać.
Aberforth

A więc to dlatego Aberforh był wobec niej oschły, nigdy tak naprawdę nie traktował jej jak prawnuczkę. Przez to, że nie była tak bardzo podobna do matki, jakby on chciał. Zawsze czuła, że jej jedyną rodziną byli Tonksowie, a teraz tylko się w tym utwierdziła. Abeforth nawet list podpisał swoim imieniem, zamiast "pradziadek". Ana odniosła wrażenie, że użyty przez niego zwrot grzecznościowy to jakaś kpina. Czy ona była dla niego kiedykolwiek "droga"? Wzrok dziewczynki skupił się na dwóch zdaniach listu. "Najlepiej żebyś o nim zapomniała. I tak nigdy go nie zobaczysz." Łatwo powiedzieć - pomyślała Ana. Syriusz Black nadal był jej ojcem. Nie mogła tak po prostu o nim zapomnieć... i chyba nawet nie chciała. To było dziwne, patrząc na to czego się o nim dowiedziała, ale nadal za nim tęskniła... chyba nawet trochę bardziej niż przedtem. Przecież nie mogła ot tak przestać go kochać, nawet jeśli on jej nie kochał. Aberforth prawdopodobnie miał rację, że nigdy go nie zobaczy, ale jednak zrobiło jej się przykro. Pomyślała, że w głębi duszy nadal wierzyła w swoje wyobrażenie ojca-bohatera, które pielęgnowała przez tyle lat. a niedawno zostało przekreślone. Ponownie wzięła do ręki pióro i napisała odpowiedź na odwrocie listu.

Aberforcie,
    Jak według Ciebie miałabym się nie przejmować wieścią, że mój ojciec jest mordercą... że to on mógłby pójść ze mną na Pokątną, odprowadzić mnie na pociąg...Po prostu być przy mnie, gdyby nie był tym, kim jest? W efekcie moją jedyną rodziną są Tonksowie. Ty sam nigdy nie byłeś dla mnie jak pradziadek... Teraz przynajmniej wiem dlaczego.
Ana

Przywiązała list do nóżki Matołka i sowa wzleciała w powietrze strącając przy okazji parę kiełbasek. Ana, El i Amy udały się na lekcje. Pierwsze były dwie godziny eliksirów. Ledwie zdążyły zejść do lochów, na drodze stanął im Malfoy ze swoimi gorylami.
- Czego chcesz, Malfoy? - zapytała chłodno Eli.
- Nie odzywaj się do mnie, ty nędzna szlamo - warknął Malfoy.
- Odszczekaj to! - Ana i Mel wycelowały w niego różdżki.
- Black, Tagworth! Lekcja się nie zaczęła, a wy już wdajecie się w bójkę? - Za plecami usłyszały chłodny głos Snape'a. Dziewczynki opuściły różdżki.
- Wcale nie wdałyśmy się w bójkę, panie profesorze - powiedziała Amy.
- A różdżki w pana Malfoya wycelowałyście dla zabawy, co? - zakpił Snape.
- Nazwał Elisabeth szlamą - odpowiedziała Ana, ledwo panując nad nerwami.
- Czyli panna Colen go sprowokowała? Minus punkt dla Gryffindoru. Od każdej. I cieszcie się, że tylko tyle - powiedział jadowicie Snape.
Malfoy i goryle uśmiechnęli się złośliwie. Ana i Amy schowały różdżki i razem z innymi weszły do klasy. Black już znalazła dwóch kandydatów... a właściwie trzech wliczając Crabbe'a i Goyle'a... na przetestowania klątw z książki od Tonks. Pokrzepiona tą myślą zajęła ławkę z Eli i Mel.
- Jesteście tu po to, żeby nauczyć się szlachetnej sztuki warzenia eliksirów - zaczął Snape powiewając czarną szatą, niczym wielki nietoperz. - Nie oczekuję, że docenicie piękno parującego kociołka. Wielu z was może się wydawać, że to nie jest magia, skoro nie ma bezmyślnego machania różdżkami, ale jeśli macie choć trochę oleju w głowie, nauczę was jak uwarzyć chwałę, bogactwo, a nawet usidlić śmierć. - W tym momencie spojrzał prosto w oczy Any. Dziewczynkę przeszył dreszcz. - Musicie jednak pamiętać, że eliksiry potrafią być zdradzieckie. - Snape znowu spojrzał w oczy Black. - Jeden błąd może kosztować was życie, dlatego mam nadzieję, że nie jesteście baranami, których zwykle muszę nauczać!
W klasie panowała taka cisza, że można było usłyszeć najcichszy szmer. Jedynie Hermiona poruszyła się na krześle, jakby chciała dać Snape'owi do zrozumienia, że nie jest baranem. Mistrz Eliksirów skupił swoją uwagę na Harrym.
- Harry Potter... nasza nowa znakomitość - powiedział wyraźnie słyszalnym szeptem Snape. Malfoy, Crabbe i Goyle zachichotali.
Nauczyciel zadał chłopcu trzy pytania, na które oczywiście nie umiał odpowiedzieć, co kosztowało Gryffindor kolejny punkt.
- Siadaj! - warknął Snape na Hermionę, która wstała z ręką uniesioną w górę, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. - Dlaczego nie notujecie? - zapytał nauczyciel, rozglądając się po klasie.
Rozległo się szuranie krzeseł i po chwili dało się słyszeć skrobanie piór na pergaminach. Gdy Ana podniosła głowę, zobaczyła, że tuż przed nią stał Snape, przeszywając ją chłodnym spojrzeniem czarnych oczu.
- Ana Black... połączenie krwi ciotecznej wnuczki samego Albusa Dumbledore'a z krwią mordercy, który w szkole był miernym uczniem i totalnym głupkiem - szepnął Snape, ale wszyscy wyraźnie to usłyszeli.
Ana zacisnęła pięść pod stołem. Nie wiedząc czemu była wściekła na Snape'a za obrażanie jej ojca.
- Ciotka i wuj mówili, że miał dobre oceny, chociaż nie był najpilniejszym uczniem - powiedziała chłodno.
- No tak, razem z Jamesem Potterem byli pupilkami nauczycieli. Wszyscy zawsze im nadskakiwali. Małe, nędzne... - Snape najwyraźniej miał satysfakcję.
- Zamknij się! - krzyknęli jednocześnie Harry i Ana.
- Gryffindor traci kolejne punkty - powiedział Snape z satysfakcją w głosie. - I cieszcie się, że tylko dwa, po jednym za każdego.
- Czemu nosi pan sutannę? - zapytała Ana. - Gdzie koloratka, proszę księdza?
Snape poczerwieniał ze złości, a Gryfoni ryknęli śmiechem.
- Szlaban. U mnie w gabinecie dziś wieczorem o ósmej. Na razie tylko jeden dzień, ale jak to się powtórzy, Black, będziesz mieć szlaban codziennie przez miesiąc! - powiedział Snape. - CISZA! - ryknął na klasę.
Ana uśmiechnęła się pod nosem. O to właśnie jej chodziło. Na drugiej lekcji warzyli wywar leczący z czyrakobulw. Nawet kolejny niesprawiedliwie odjęty Harry'emu punkt, nie zepsuł jej humoru. Snape ją popamięta.
***
- Oszalałaś? Po co go sprowokowałaś? - zapytała Amy, gdy szły na transmutację.
- Powiem wam wieczorem - odpowiedziała Ana z tajemniczym uśmieszkiem.
- Mam nadzieję, że nie zrobisz znowu jakiegoś głupstwa - powiedziała El.
Po transmutacji Ana miała jeszcze lepszy humor, bo Hermionie udało się odrobić punkty stracone przez nią, Amy, El i Harry'ego u Snape'a, i to z nawiązką, ponieważ McGonagall dała jej 10 punktów. Lekcje minęły zaskakująco szybko, nawet nudna historia magii, na której wszyscy, prócz Hermiony, zasnęli. Wieczorem, gdy wszyscy odpoczywali lub odrabiali zadania domowe w Pokoju Wspólnym, Ana, Mel i Eli udały się do dormitorium. Black pokazała przyjaciółkom książkę, którą dostała od Tonks.
- Chcę wypróbować jedną z tych klątw na Snape'ie - powiedziała Ana.
- A jeśli się zorientuje, że to twoja sprawka? - zapytała Amy.
- Wybiorę taką, żeby się nie zorientował  - odpowiedziała Ana. - Pomóżcie mi szukać.
Otworzyła księgę i wszystkie trzy zaczęły czytać. Było tego mnóstwo, na nagły porost rzęs, zmiana koloru włosów na różowy, żabi rechot zamiast głosu, kicanie jak królik, ciągłe bekanie bądź pierdzenie, a nawet zaklęcie powodujące ogromną sraczkę.
- Mam! - zawołała El. - Klątwa Kobiecego Ciała. Snape będzie wyglądał jak baba! Efekt widać po godzinie od rzucenia zaklęcia, więc nie będzie wiedział, że to ty!
- Mutatio in Mulier. - Ana odczytała formułkę. - Myślisz, że powinnam to najpierw przetestować? - zapytała.
- A na kim chcesz to testować? - odpowiedziała pytaniem Amy.
- No właśnie, za kwadrans musisz iść do Snape'a - dodała El.
Piętnaście minut przed ósmą Ana stwierdziła, że już pójdzie, żeby się nie spóźnić. Upewniła się, że ma różdżkę w kieszeni i przeszła przez dziurę za portretem Grubej Damy. Punktualnie o ósmej zapukała do gabinetu Snape'a. Odpowiedziało jej krótkie Wejść! Gdy tylko weszła do środka uderzył ją niezbyt przyjemny zapach.
- Dziś będziesz oddzielać żabi skrzek od skrzeku ropuchy. Ręcznie. Bez rękawic i bez magii. Skrzeki żaby to te ułożone w kłębie, a ropuchy te cienkie i podłużne. Tu masz słoiki. Za godzinę chcę je widzieć wypełnione co najmniej do połowy. Czy to jasne, Black? - zapytał Snape z mściwą satysfakcją.
- Tak jest, panie profesorze - odparła Ana, pokrzepiona myślą, że zrobi Snape'owi dowcip.
Przez pierwsze pół godziny pracowała w milczeniu. Snape ze złośliwym uśmiechem  patrzył jej na ręce. Nie obyło się bez złośliwych komentarzy. Delikatniej, to nie twój mózg, żeby robić z tego bezużyteczną galaretę! Szybciej, bo zaraz będziemy mieli tu kijanki! Ana starała się je ignorować, ale gdy Snape powiedział Pohamuj swoje mordercze zapędy, Black, nie ściskaj ich! zgniotła żabi skrzek w ręce, wyobrażając sobie, że gniecie głowę Snape'a. Był jeszcze gorszy niż opowiadała Tonks. Po godzinie Snape w końcu pozwolił jej skończyć. Gdy odwrócił się do niej plecami, żeby odłożyć słoiki z oddzielonymi skrzekami na półkę, Ana wycelowała różdżkę w jego plecy i szepnęła:
- Mutatio in Mulier!
Snape nawet tego nie poczuł.
- Znikaj, Black, zanim postanowię jeszcze trochę cię pognębić - powiedział Snape.
Masz na to siedem lat - pomyślała Ana. - I ja też. Dziewczynka nie udała się od razu do Wieży Gryffindoru, tylko do toalety, żeby umyć ręce lepkie od skrzeku.
- I co? Rzuciłaś na niego to zaklęcie? - zapytała Eli. Ona i Amy czekały na Anę w Pokoju Wspólnym.
- Jasne - odpowiedziała z uśmiechem Ana. - Jutro rano przekonamy się czy zadziałało - dodała.
- A co właściwie kazał ci robić? - spytała Mel.
- Oddzielać żabi skrzek od ropuszego. Ręcznie, bez magii i bez rękawiczek. Blee...
Nazajutrz rano Ana, Eli i Amy udały się do Wielkiej Sali, czując że zżera je ciekawość. Zobaczyły, że uczniowie pokazywali sobie Snape'a palcami, chichocząc między sobą. McGonagall, która siedziała obok Snape'a, poczerwieniała. Inni nauczyciele zerkali ukradkiem na mistrza eliksirów, a Dumbledore wyglądał na rozbawionego. Sam Snape siedział skulony, próbując ukryć... obfity biust. Nawet w swojej czarnej szacie nie zdołał ukryć kobiecych kształtów. Również jego twarz i dłonie były kobiece, a włosy urosły mu do połowy pleców. Ana, Eli i Mel usiadły przy stole Gryffindoru próbując powstrzymać się od ryknięcia śmiechem.
*Aberforth lubi kozy, więc nazwałam jego sowę po Koziołku Matołku. :-P


5 komentarzy:

  1. Hm, Hm, Hm z Koziołkiem Matołkiem mnie rozwaliło, ale powiedz Ty mi czemu Harry razem z Aną wrzasnął. To pierwszy rok o ile dobrze zrozumiałam... nie? Więc, Harry jeszcze nie zna Blacka, tak?
    Z drugiej strony robisz to poswojemu i w twojej wersji może już znać go, ale pamiętaj o tym by później mi to wytłumaczyć w następnej czesci... ok? błagam nie rób czegoś takiego, że później zapomnisz, że napisałaś tak jakby Potter znał Syrka...

    Powiem tak:
    Od córki Syrka troszkę wymagam, wiem, że dopiero się rozkręcasz i dopiero potem zaczniesz opisywać jej przygod i wgl, ale oczekuje tego jak najszybciej ;>
    I prosze wstawiaj jakieś emocje, myśli, jak ona się czemuś, komuś, przygląda... Bo naprawde wiem, ze to potrafisz, a tutaj jakoś nie za bardzo Ci to wychodzi...
    Pamiętaj, że o bloga i o to co na nim piszesz też musisz dbać, ok?
    Nie chce czytając to nic nie czuć... Więc pamiętaj o lekkich opisach, trzymania sie swojej histori albo jakoś udowadniania czytelniką, że zmieniasz historie HP zeby tak jak ja nie myśleli sobie,ze poprostu robisz takie błedy ;>
    Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi.

    A i jeszcze coś mnie zdumiało. Skoro McGonagall powiedziała Anie gdzie jest sowiarnia to ta wczesniej przyznała, że niezna zamku, wiec jakim cudem, wie, gdzie jest wieża, co?

    Pozdrawiam i czekam na poprawe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Poznałam twojego bloga przez facebookową stronkę Weasley Is Our King, gdzie adminuje niejaka Laura Torres, której bloga uwielbiam i która polecała tam twojego. Przeczytałam wszystkie notki i bardzo mi się spodobało, ale mam parę uwag. Nie obraź się ;>

    Rób więcej opisów. Niby mówi się, że opisy są nudne, ale to bez nich jest nudno. Opisuj też uczucia, przeżycia, krajobrazy - wszystko! Wyrobi ci to styl i ubarwi twoje opowiadanie.

    Zastanawia mnie skąd Ana wiedziała, jak dojść do Wieży Zachodniej? W końcu była nowa. I jeszcze, jakim cudem nauczyła się tak od razu zaklęcia, skoro nie umiała nawet Wingardium Leviosa? Nie chcę być złośliwa, po prostu piszę co myślę i nie chcę cię obrazić :) Msm nadzieję, że zrozumiesz. Nikt nie jest idealny :)))

    Będę tu zaglądać. Zazwyczaj nie lubię blogów, gdzie ktoś opisuje wymyśloną przez siebie postać albo pairringi, ale ten przypadł mi do gustu, a, uwierz mi, jestem wybredna! Twój blog i blog Laury to jedyne takie, które mi się podobają.

    Naprawdę, nie umiem pisać długich komentarzy, ale wiem, że takie najbardziej cieszą :) To znaczy każdy komentarz się liczy, przynajmniej dla wybijających się pisarzy, ale zazwyczaj staram się pisać długie. No chyba, że nie mam czasu, a koniecznie chcę skomentować. Ale to rzadko xD

    To by było na tyle. Pozdrawiam cieplutko, życzę weny, dobrych ocen i czego tam jeszcze chcesz xD

    ~Marta ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. "Więc, Harry jeszcze nie zna Blacka, tak?"

    Nie napisałam, że Harry zna Syriusza, bo nie zna. On wrzasnął na Snape'a, bo też go wkurzył, ale nie wie czemu Ana zrobiła to samo. Hm... uznajmy, że on myśli, że się na niego wkurzyła za niesprawiedliwość. xD

    "A i jeszcze coś mnie zdumiało. Skoro McGonagall powiedziała Anie gdzie jest sowiarnia to ta wczesniej przyznała, że niezna zamku, wiec jakim cudem, wie, gdzie jest wieża, co?"

    Ee... Wieża Zachodnia może być tylko na zachodzie, nie? xD

    "I jeszcze, jakim cudem nauczyła się tak od razu zaklęcia, skoro nie umiała nawet Wingardium Leviosa?"

    Cześć, fajnie, że ci się podoba. :) Nie napisałam, że nie znała Leviosy, a Ana wychowywała się w domu czarodziei. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak se myślałam, bo na pierwszej lekcji raczej się tego nie uczy ;) Ale cóż, może ją nauczyli. To twoje ff ty decydujesz :)

      Usuń
  4. ,,- Czemu nosi pan sutannę? - zapytała Ana. - Gdzie koloratka, proszę księdza?''
    Hhahahahaha.. Pozdro z podłogi.. :D Masz za to ode mnie dożywotnie uwielbienie :)
    Rozdział był super ;)

    OdpowiedzUsuń