piątek, 11 listopada 2022

ROZDZIAŁ XXV: Śmierciożercy

 Anę obudziły wrzaski i tupoty stóp dobiegające z zewnątrz. Również Amy, El i Jess się obudziły. 

- Kto tak hałasuje? - zapytała Ana. 

- Pewnie Irlandczycy jeszcze świętują - powiedziała Jessica. 

Nagle do ich sypialni wpadł jej ojciec. 

- To nie Irlandczycy. Szybko, weźcie tylko kurtki i uciekajcie, ukryjcie się w lesie! - polecił i wybiegł bez wyjaśnień. 

Dziewczyny miały szczęście, że poszły spać w ubraniach, więc tylko założyły kurtki i wybiegły z namiotu. Dołączyli do nich Claudio i Conrado, którzy wybiegli ze swojego namiotu, a ich rodzice zostali z państwem Collet. Usłyszeli wrzaski dobiegające z oddali i nagle zobaczyli zielony błysk, po którym wszystko ucichło. Grupa postaci w maskach szła przez pole namiotowe z uniesionymi różdżkami, niszcząc namioty i trzymając w górze cztery bezwładne ciała, jedne większe, drugie mniejsze.

- Co tu się dzieje? - zapytała Jess. 

- Nie wiem, ale lepiej wiejmy - powiedziała Ana. 

Biegli w stronę lasu. Ana i Jess złapali swoich chłopaków za ręce. Biegnąc uświadomili sobie, że zamaskowani czarodzieje trzymali w górze pana Robertsa, jakąś kobietę, zapewne jego żonę i dwójkę dzieci jak lalkarze marionetki. Pracownicy Ministerstwa Magii bali się użyć zaklęć, żeby mugole nie spadli na ziemię. W końcu Ana, jej przyjaciele i chłopak wbiegli do lasu. 

- Kogo my tu mamy? - zapytał znajomy głos. 

O jedno z drzew był oparty Draco Malfoy. 

- A ty co tu robisz? Czekasz na rodziców? Pewnie są wśród tych zamaskowanych - powiedziała Ana.

- Nawet jeśli, to bym wam nie powiedział. Lepiej uciekajcie, bo oni łapią mugoli, takich jak Tagworth - powiedział Malfoy.

- El nie jest mugolem, jest czarownicą - powiedziała Amy.

- Jest z rodziny mugoli. To mała różnica - powiedział Draco. - Zresztą nieważne. Widzę, Black i Collet, że przygruchałyście sobie chłopaków z Hiszpanii.

- A co, zazdrościsz? My jesteśmy z przystojnymi Hiszpanami, a na ciebie leci tylko Pansy Parkinson, która wygląda jak mops - zakpiła Ana.

- Tyle że nie ma słodkości mopsa - dodała Jess.

- Racja - powiedziała Black. 

- Chodźmy stąd, nie ma co dyskutować z Malfoyem - powiedziała El. 

Pobiegli dalej. W zamieszaniu Ana, Jess, Amy i El zgubiły Claudio i Conrado. W którymś momencie natknęli się na Harry'ego, Rona i Hermionę. Musieli się oddzielić od Freda, George'a i Ginny. Bill, Charlie i Percy pewnie zostali z panem Weasleyem, żeby pomóc pracownikom Ministerstwa Magii.

- Widzieliście bliźniaków Hiszpanów? - zapytała ich Ana. - Ciemne włosy, brązowe oczy i śniada cera. 

- Nie, a wy widzieliście Freda, Geroge'a i Ginny? - zapytał Harry.

- Nie - powiedziała.

- Usiądźmy i poczekajmy tu na nich. Powinniśmy usłyszeć jak ktoś będzie się zbliżał z kierunku obozu - powiedziała Jess. 

Usiedli na trawie. Ze stronu obozu nie dobiegały już żadne hałasy, sama cisza. Może zamieszki się skończyły?

- Mam nadzieję, że pozostałym nic się nie stało - powiedziała Hermiona. 

- Na pewno - powiedział Ron.

- A jakby twój tata złapał Lucjusza Malfoya? - zapytał Harry.

- Byłyby super. Miałby na niego haka - powiedziała Ana.

- Tak. Draco przestałby się tak puszyć - powiedział Ron. 

Nagle zza drzewa wyszedł Ludo Bagman. Nawet w słabym świetle sześciu różdżek widać było, że nie tryskał już entuzjazmem i był spięty, a jego kroki nie były sprężyste. Wszyscy wstali.

- Co wy tu robicie sami w nocy? - zapytał.

- Są zamieszki i... - powiedział Ron.

- Jakie zamieszki? - zapytał Bagman, wytrzeszczając oczy.

- To pan nic nie wie? - zapytała Ana.

- Na kempingu... jacyś czarodzieje dorwali pana Robertsa i jego zapewne jego żonę i dzieci, rodzinę mugoli... - powiedziała Jess.

- Szlag! - zaklął Bagman i pobiegł w stronę kempingu. 

- Chwileczkę, dlaczego nie wyjąłeś swojej różdżki, Harry? - zapytała Amy.

Ana spojrzała na Pottera. Rzeczywiście jako jedyny nie trzymał różdżki. 

- Zgubiłem ją. Nie wiem kiedy, może na stadionie - powiedział Harry.

- Jak można zgubić różdżkę? Jej się pilnuje - powiedziała Ana.

- Nie wiem. Zorientowałem się, że jej nie mam niedługo przed tym jak was spotkaliśmy - powiedział Potter.

- Poszukamy jej jak zamieszki się skończą - powiedziała Hermiona. - Bardziej martwi mnie Mrużka.

- Mrużka? Dlaczego? - zapytała Ana.

- Widziałam ją z Harrym i Ronem jak biegła z trudem, jakby trzymała ją niewidzialna ręka. Na pewno Crouch zaczarował biedną Mrużkę, żeby nie mogła swobodnie opuścić namiotu i schować się przed zamieszkami. To okropne, jak całe zniewolenie skrzatów - powiedziała Granger.

- Jeśli Crouch faktycznie tak zrobił, to jest to karygodne, ale zauważ, że skrzaty chcą być zniewolone. Słyszałaś co Mrużka mówiła na stadionie. Nie każdy skrzat jest jak Zgredek - powiedziała Black. 

- Właśnie przez taką postawę niewolnictwo skrzatów ma się dobrze - oburzyła się Hermiona.

- Ja nie powiedziałam, że niewolnictwo skrzatów jest dobre. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że Mrużka nie wyglądała na nieszczęśliwą z powodu bycia zniewoloną. Wręcz skrytykowała Zgredka, ,,Zgredkowi wolność uderzyła do głowy. Ciągle ma w głowie pomysły ponad stan, wielmożny panie" - powiedziała Ana.

Hermiona chciała coś odpowiedzieć, ale wtedy usłyszeli kroki zmierzające ku nim, ale nikogo nie widzieli. 

- Hop, hop! - zawołał Harry, ale nikt nie odpowiedział. 

Ana zajrzała za drzewo, a Potter poszedł w jej ślady. Nikogo nie dostrzegli w ciemnościach, ale po chwili ciszę rozdarł krzyk:

- MORSMORDE!

Na niebie uformowała się czaszka jakby ze szmaragdowych diamentów, a z jej ust wysuwał się wąż. Wznosiła się coraz wyżej otoczona zieloną poświatą.

- O nie, uciekajmy - powiedziała Hermiona.

- Dlaczego? - zapytała Ana.

- To Mroczny Znak. Znak Sami-Wiecie-Kogo - powiedziała Granger.

- Ale chyba nie myślisz, że to on go wyczarował? - zapytała Jess.

- Nie wiem, ale to zły znak - powiedziała Hermiona.

Ana i Harry okręcili się w miejscu i zobaczyli czarodziejów z wycelowanymi w każdego różdżkami.

- PADNIJ! - krzyknął Harry bez zastanowienia. 

Ledwo zdążyli paść na ziemię, gdy rozległ się ryk dwudziestu głosów:

- DRĘTWOTA!

Ana zobaczyła rozbłyski czerwonego światła. 

- Stop! Przestańcie, to mój syn! - zawołał znajomy głos. To był pan Weasley.

- I moja córka! - usłyszała głos pana Colleta. 

Czarodzieje opuścili różdżki.

Ana zobaczyła śpieszącym ku nim pana Weasleya, pana Colleta i jego żonę. 

- Ron, Harry, Hermiono... Nic wam nie jest? - zapytał pan Weasley trochę drżącym głosem. 

- I wam, Jess, Ano, Amy i El? - zapytała pani Collet.

- Zejdźcie z drogi, Arturze, Mancario i Carmen - rozległ się szorstki i zimny głos. 

Ana podniosła się i zobaczyła pana Croucha. Pozostali też wstali. 

- Które z was to zrobiło? - zapytał pan Crouch.

- Pan chyba nie myśli poważnie, że któreś z nas to zrobiło? - zapytała Ana.

- Żadne z nas tego nie zrobiło - powiedziała Jess.

- Barty, to jeszcze dzieci - powiedział pan Weasley. 

- Jedno z nich to dziecko seryjnego mordercy - odparł pan Crouch. - Widzieliście kto to zrobił? - zapytał.

- Nie. Usłyszeliśmy kroki dobiegające zza drzew. Spojrzałem za drzewo z Aną, ale było zbyt ciemno, żebyśmy mogli coś zobaczyć - powiedział Harry. - Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym Znaku.

- Ja też nie, Hermiona nam powiedziała co to jest za Znak - powiedziała Ana. - I mojego ojca tu nie ma i nie było, więc niech pan sobie daruje nawiązywanie do niego. 

- Skąd wyłonił się Znak? - zapytał pan Weasley.

- Stamtąd. - Hermiona wskazała kierunek, z którego dobiegł ich głos wypowiadający zaklęcie. - Ktoś był za drzewami... coś krzyczeli, jakieś zaklęcie...

- Stali sobie i coś krzyczeli? - zapytał pan Crouch. - Wydaje mi się, że dobrze wiesz jak wywołuje się Znak, panno...                    

Nikt poza nim nie uznał za prawdopodobne, żeby Ana, Jess, El, Amy, Harry, Ron czy Hermiona wyczarowali Mroczny Znak. Po słowach Hermiony skierowali różdżki w kierunku, który wskazała.

- Spóźniliśmy się, deportowali się - powiedziała czarownica w wełnianym szlarfoku.

- Wątpię, Nasze oszałamiacze przeniknęły przez te drzewa, prawdopodobnie ich trafiliśmy... - powiedział wysoki mężczyzna o rumianej twarzy i z krzaczastą brodą.

- Uważaj, Amosie - powiedział ktoś, podczas gdy czarodziej uniósł przed siebie różdżkę i zagłębił się w las.

- Mam! Ktoś tu leży oszołomiony... a niech to! - zawołał czarodziej.

Mężczyzna wrócił niosąc w ramionach coś małego i wiotkiego. Po chwili Ana dostrzegła, że to była Mrużka. Czarodziej o imieniu Amos położył nieprzytomną skrzatkę u stóp pana Croucha, który patrzył niewzruszony na swojego skrzata domowego. 

- Nie... to niemożliwe - powiedział po chwili, jakby się otrząsnął i wrócił do rzeczywistości. - Idę tam, Diggory. 

To musi być ojciec Cedrika, domyśliła się Ana. Pan Diggory powiedział Crouchowi, że nikogo tam już nie ma, ale on i tak poszedł przeszukać krzaki.

- Trudna sprawa. Domowy skrzat Barty'ego... - powiedział pan Diggory.

- Amosie, chyba nie myślisz poważnie, że mógł to zrobić skrzat. Do wyczarowania Mrocznego Znaku potrzebna jest różdżka - powiedział pan Weasley.

- Właśnie, poza tym wątpię, żeby skrzat Barty'ego w ogóle znał to zaklęcie. Chyba że posądzasz Croucha o nauczenie skrzata jak się wyczarowuje Mroczny Znak - powiedział pan Collet.

- Nie, oczywiście że nie posądzam o to Barty'ego - powiedział pan Diggory. - Ale ona miała przy sobie różdżkę. 

- Co? - zapytali jednocześnie zaskoczeni pan Weasley i pan Collet.

- Sami spójrzcie. - Wyciągnął do nich różdżkę. - Trzymała to w ręku. Czyli mamy pogwałcenie trzeciego paragrafu Kodeksu Użycia Różdżki. Żadnemu nie-ludzkiemu stworzeniu nie wolni ich nosić lub używać różdżki. 

Rozległo się pyknięcie i przy panu Weasleyu aportował się Ludo Bagman. Jakby rozkojarzony spojrzał na szmaragdową czaszką nad ich głowami. 

- Mroczny Znak! - powiedział zadyszany, omal nie nadeptując na Mrużkę, gdy odwrócił się do kolegów. - Kto to zrobił, złapaliście ich? Barty, co tu się dzieje?

Pan Crouch wrócił z pustymi rękami. Był upiornie blady. 

- Gdzie byłeś, Barty? Twój skrzat zajął ci miejsce na stadionie, a ciebie nie było na meczu - powiedział Bagman. - A tej co się stało? - Dopiero teraz zauważył leżącą Mrużkę.

- Byłem bardzo zajęty, Ludo - powiedział pan Crocuh. - A mój skrzat został oszołomiony.

- Przecież to niemożliwe, żeby Mrużka wyczarowała Mroczny Znak. Musiałaby mieć różdżkę - powiedział Bagman.

- Miała. Znalazłem ją z różdżką w ręku, Ludo - powiedział pan Diggory. Myślę że powinniśmy zapytać ją co ma do powiedzenia. 

Crouch wyglądał jakby nie usłyszał tych słów, ale pan Diggory uznał jego milczenie za zgodę.

- Enervate!

Mrużka poruszyła się. Otworzyła wielkie brązowe oczy, zamrugała kilka razy i wytrzeszczyła je, rozglądając się nieprzytomnie. Potem usiadła chwiejnie, obserwowana przez milczących czarodziejów. Zauważyła stopę pana Diggory'ego i powoli cała rozdygotana podniosła oczy, by spojrzeć na jego twarz, a potem spojrzała w niebo. W jej wielkich oczach Ana dostrzegła podwójne odbicie ogromnej czaszki. Skrzatka wzdrygnęła się, omiotła dzikim wzrokiem polankę i zaczęła straszliwie płakać. 

- Skrzacie, jestem pracownikiem Urzędu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami! - powiedział surowo pan Diggory. 

Mrużka kołysała się w tył i w przód, z trudem łapiąc powietrze. Anie zrobiło się jej żal.                          - Jak widzisz skrzacie, niedawno wyczarowano tu Mroczny Znak. A chwilę później znalazłem cię tuż pod nim! Możesz mi to wytłumaczyć? - zapytał pan Diggory.

- Ja... ja... ja... tego nie zrobiła, sir - powiedziała roztrzęsiona Mrużka. - Ja by nie wiedziała jak, sir!

- Znalazłem cię z różdżką w ręku! - zauważył pan Diggory, machając nią przed jej nosem.

Zielone światło z czaszki oświetliło różdżkę i Ana ją rozpoznała. To była różdżka Harry'ego. Już miała się do niego odwrócić i mu o tym powiedzieć, kiedy on odezwał się pierwszy: 

- To moja różdżka! 

Wszyscy spojrzeli na Pottera.

- Co? - zapytał pan Diggory z niedowierzaniem. 

- Harry ma rację, to jego różdżka. Poznaję ją - powiedziała Ana. 

- Tak, to moja różdżka - powiedział Potter. - Zgubiłem ją.

- Zgubiłeś? - zapytał pan Diggory. - A więc przyznajesz się, że to ty wyczarowałeś Mroczny Znak i porzuciłeś po tym różdżkę?

Ana po raz pierwszy w życiu cieszyła się, że miała różdżkę z Mocą Trzech. Mrużka raczej nie byłaby w stanie jej dobyć. Nawet Syriusz mógł ją wziąć tylko na chwilę, mimo że jest ojcem Any i omal nie kupił tej różdżki, gdy pierwszy raz wybierał się do Hogwartu. 

- Amosie, czy ty nie wiesz do kogo mówisz? - zapytał pan Weasley ze złością. - To Harry Potter! I on niby miałby wyczarować Mroczny Znak?

- Racja, poniosło mnie, przepraszam - powiedział pan Diggory.

- Nie zgubiłem tej różdżki tutaj. Tylko tuż po tym jak weszliśmy do lasu - powiedział Harry.

Pan Diggory spojrzał na płaszczącą się przed nim Mrużkę zimnym wzrokiem.

- Więc znalazłeś tę różdżkę, skrzacie, i postanowiłeś się nią pobawić? - zapytał.

- Ja tego nie używała, sir! Ja tylko ją podniosła, sir! - zapiszczała Mrużka, a po jej bulwiastym nosie pociekły łzy. - Ja nie zrobiła Mrocznego Znaku, ja nie wie jak!

- To nie ona - powiedziała Hermiona bardzo stanowczo. Była też bardzo zdenerwowana. - Mrużka ma piskliwy głosik, a ten głos, który wypowiedział zaklęcie był mocny i niski - spojrzała na Anę, Jess, Amy, El, Harry'ego i Rona, oczekując ich poparcia. - To nie mogła być Mrużka, prawda?

- Nie. - Harry pokręcił głową. - To był ludzki głos.

- Tak, to był ludzki głos - dodał Ron.

- To był zdecydowanie ludzki głos -powiedziała Ana. 

- Nie mam żadnych wątpliwości, że to był ludzki głos - powiedziała Jess. 

- Ja też nie - powiedziała Amy.

- Ani ja - dodała El.

- Zaraz zobaczymy - warknął pan Diggory, który wyraźnie nie chciał wierzyć ich zapewnieniom. - Chyba wiecie, że można w bardzo prosty sposób wykryć ostatnie zaklęcie rzucone za pomocą tej różdżki, prawda?

Mrużka dygotała i zaczęła gwałtownie trząść głową, machając wielkimi uszami, kiedy pan Diggory uniósł znowu swoją różdżkę i przytknął jej końcówkę do końcówki różdżki Harry'ego. 

- Priori incantatem! - powiedział pan Diggory.

Ana zobaczyła jak w miejscu zetknięcia się obu różdżek, pojawiła się wielka czaszka z wężowym językiem. Był to tylko szary, mglisty cień zielonej czaszki, która wciąż unosiła się nad ich głowami: widmo zaklęcia. Hermiona zdusiła okrzyk.

- Deletrius! - powiedział pan Diggory i widmowa czaszka zniknęła w smudze dymu. - Czyli wiemy już wszystko. - Spojrzał z góry na Mrużkę, która wciąż trzęsła się jak w konwulsjach. 

- Ja tego nie zrobiła! - zaskrzeczała skrzatka. - Ja nie, ja nie wie jak! Ja dobry skrzat, nie używa różdżek, ja nie wie jak!

- Przyłapano cię na gorącym uczynku, skrzacie! Z różdżką w ręku! - krzyknął pan Diggory.

- Amosie, zastanów się. Niewielu czarodziejów zna to zaklęcie. Niby gdzie ona miałaby się tego nauczyć? - zapytał pan Weasley.

- Właśnie. To niemożliwe, żeby ona znała to zaklęcie - powiedział pan Collet.

- Być może Amos próbuje przez to powiedzieć, że mam w zwyczaju uczyć moich służących, jak wyczarować Mrozny Znak? - zapytał lodowatym tonem pan Crouch.

- Oczywiście że nie, panie Crouch - wyjąkął Diggory, wyraźnie przerażony. - W żadnym wypadku.

- Byłeś bliski oskarżenia dwóch ostatnich osób, któe mogłyby wyczarować Znak! Najpierw Harry'ego Pottera, a teraz mnie. Myślę że znasz historię tego chłopca, Amosie.

- Oczywiście... jak każdy - powiedział zmieszany pan Diggory. 

- I mam nadzieję że pamiętasz, że w moim długim życiu dostatecznie mocno udowodniłem, i to wiele razy, że ogromnie gardzę czarną magią i każdym, kto ją uprawia?! - zapytał pan Crouch, niemal krzycząc. 

- Panie Crouch, ja nigdy nie zasugerowałem, że pan para się czarną magią - powiedział zaczerwieniony pan Diggory. 

- Oskarżając moją skrzatkę, oskarżasz mnie - powiedział pan Crouch.- Gdzie ona miałaby się tego nauczyć, jeśli nie w moim domu?

- Mogła... gdziekolwiek - powiedział pan Diggory.

- No właśnie, Amosie, mogła znaleźć różdżkę gdziekolwiek - powiedział pan Weasley. - Mrużko. -Zwrócił się do skrzatki łagodnie, a ta drgnęła i skuliła się, jakby ktoś znowu na nią krzyknął. - Gdzie dokładnie znalazłaś różdżkę Harry'ego?

Mrużka tak mocno tarmosiła skraj swojej serwetki, że zaczęła się strzępić.

- Ja... ja znalazła ją tam, sir... - wyszeptała. - Między dziewami, sir...

- Widzisz, Amosie? Nie wiemy kto wyczarował Mroczny Znak. Wiemy jedynie, że natychmiast się deportował, porzucając różdżkę Harry'ego. Sprytnie zrobił, nie używając własnej różdżki, żeby nie dało się wykryć kto to zrobił. A Mrużka nieszczęśliwie znalazła różdżkę Harry'ego później i podniosła.

- To oznacza, że była o krok od prawdziwego przestępcy - powiedział zniecierpliwiony pan Diggory. - Widziałeś kogoś, skrzacie?

- Ja... nie widziała nikogo, sir, nikogo - wyjąkała Mrużka, przełykając głośno ślinę. 

- Amosie, dobrze wiem, że normalnie chciałbyś zabrać Mrużkę na przesłuchanie. Jednak proszę cię, żebyś mi pozwolił zająć się nią osobiście - powiedział pan Crouch.

Panu Diggory'emu było trudno odmówić takiej osobie jak pan Crouch.

- Możesz mieć pewność, że zostanie ukarana - dodał pan Crouch.

- P-p-panie... - wyjąkała Mrużka, patrząc na niego oczami pełnymi łez. - P-p-panie, b-b-błagam... 

Pan Crouch spojrzał na nią surowo. W jego oczach nie było ani śladu litości. 

- Mrużka zachowała się tej nocy karygodnie - powiedział. - Nigdy bym nie pomyślał, że mogłaby się tak zachować. Powiedziałem jej, że ma zostać w namiocie, gdy ja pójdę zobaczyć, co się stało. Mrużka mnie nie posłuchała. A to oznacza ubranie.

- Nie! - Mrużka padła plackiem u stóp pana Croucha. - Nie, panie! Tylko nie ubranie, nie ubranie! - wrzesnęła.

Ana wiedziała, że domowego skrzata można zwolnić ze służby tylko w jeden sposób: dając mu normalne ubranie lub chociaż jego fragment. Czuła żal patrząc, jak Mrużka płacze rozpaczliwie u stóp pana Croucha, ściskając kurczowo swoją serwetkę. 

- Ona była śmiertelnie wystraszona! - wybuchła nagle Hermiona, patrząc wściekle na pana Croucha. - Pana skrzatka ma lęk wysokości, a ci czarodzieje w maskach lewitowali ludzi w powietrzu! Nie może jej pan obwiniać o to, że po prostu przed nimi uciekała!

- Właściwie Hermiona ma rację - powiedziała Ana.

Pan Crouch cofnął się, odtrącając skrzatkę, którą teraz zaczął traktować jakby była czymś plugawym i zgniłym, co brukało jego schludnie czyste buty.

- Nie ma pożytku ze skrzata, który jest nieposłuszny - powiedział chłodno, patrząc na Hermionę. - Nie potrzebuję sługi, który zapomina o swoich obowiązkach i naraża na szwank moją reputację. 

Mrużka szlochała rozpaczliwie tak głośno, że słychać ją było na całej polance. Zapadło niezręczne milczenie, które przerwał pan Weasley:

- Chyba odprowadzę dzieciaki z powrotem do namiotu, jeśli nikt nie ma nic przeciwko. Amosie, ta różdżka nic więcej nam już nie powie, więc z łaski swojej oddaj ją Harry'emu.

- Ja i moja żona też zaprowadzimy dzieciaki z powrotem do namiotu - powiedział pan Collet, podczas gdy pan Diggory oddał różdżkę Harry'emu, a ten schował ją do kieszeni.     

- No to chodźmy - powiedziała pani Collet.           

Jednak Hermiona nie ruszała się z miejsca. Wciąż patrzyła na łkającego skrzata.

- Hermiono! - powiedział niecierpliwie pan Weasley.

Odwróciła się i poszła za Harrym i Ronem. Ana poszła z Jess, Amy i El. Weszli między drzewa.

- Co teraz będzie z Mrużką? - zapytała Granger, kiedy opuścili polankę.

- Nie wiem - powiedział pan Weasley.

- Jak oni mogli ją tak traktować?! - wybuchła Hermona. - Pan Diggory mówił do niej per ,,skrzacie".. a ten pan Crouch! Przecież doskonale wiedział, że Mrużka tego nie zrobiła, a jednak zamierza ją wypędzić! W ogóle go nie interesuje, że była śmiertelnie przerażona, że tak rozpaczała... Tak nie można traktować człowieka!

- No ale... Mrużka nie jest człowiekiem - powiedział Ron. 

Granger łypnęła na niego groźnie.   

- A jakie go ma znaczenie? - zapytała. - Żadnej czującej istoty nie powinno się tak traktować. 

- Z tym akurat masz rację - powiedziała Ana.     

- Hermiono, zgadzam się z tobą, ale to nie jest odpowiedni czas na dyskusje o prawach skrzatów. Teraz powinniśmy jak najszybciej wrócić do naszych namiotów - powiedział pan Weasley. - Gdzie jest reszta? - zapytał. 

- Też chciałem o to zapytać. Obiecałem państwu Acosta, że znajdę i przyprowadzę bezpiecznie ich synów - powiedział pan Collet. 

- Zgubiliśmy ich w ciemności. Potem spotkaliśmy Anę, Jess, Amy i El. Żadnych bliźniaków z nimi nie było - powiedział Ron. - Tato, dlaczego wszyscy tak się denerwują z powodu tej czaszki? - zapytał Artura.

- Też bym chciała to wiedzieć, tato - powiedziała Jess do Mancario. 

- Wyjaśnię wam w namiocie - powiedział krótko pan Weasley.

- Ja też - powiedział pan Collet.

Gdy wyszli na skraj lasu, musieli się jednak zatrzymać. Tłum przerażonych czarodziejów i czarownic rzucił się ku panu Weasleyowi. 

- Co się dzieje? Kto to wyczarował? Arturze... to chyba nie... ON?

- Oczywiście, że nie on - powiedział niecierpliwe pan Weasley. - Nie wiemy kto, musiał się zdeportować. A teraz wybaczcie, ale muszę odpocząć. 

Przeprowadził z państwem Collet przez tłum Anę, Jess, Amy, El, Harry'ego, Rona i Hermionę. Ana oddzieliła się od Weasleyów, Harry'ego i Hermiony z państwem Collet i przyjaciółkami. Zdążyła jeszcze zobaczyć jak Charlie Weasley wychyla się z namiotu i mówi, że Fred, George i Ginny już wrócili, że nic im nie jest. To dało jej nadzieję, że Claudio i Conrado też zdołali bezpiecznie wrócić do swojego namiotu. Okazało się to prawdą, bo po chwili zobaczyła bliźniaków wychylających się z ich namiotu.

- Gdzie byliście? - zapytał Claudio.

- Chodźcie do naszego namiotu, opowiemy wam wszystko - powiedziała Ana. 

Wszyscy weszli do namiotu. Pani Collet zrobiła im ciepłej herbaty. Ana usiadła ogrzewając dłonie o ciepły kubek. 

- Więc dlaczego wszyscy tak panikowali? - zapytała.

- I kim byli ci ludzie? - dopytała Jess. 

- To byli śmierciożercy, poplecznicy Voldemorta. Niestety zdążyli się zdeportować. Uciekli, gdy zobaczyli Mroczny Znak, zanim zdążyliśmy choć jednemu zedrzeć maskę z twarzy - powiedział pan Collet.

- Więc Hermiona miała rację, kiedy mówiła, że to znak Voldemorta - powiedziała Ana. 

- Tak, Mroczny Znak był znakiem rozpoznawczym śmierciożerców. Jeśli wisiał nad jakimś domem, to był znak, że śmierciożercy w nim byli. Nie widziano Mrocznego Znaku od trzynastu lat - powiedział pan Collet. 

- Myśli pan, że to znak, że Voldemort wrócił? - zapytała Amy. 

- Nie wiem, ale to bardzo niedobry znak - powiedziała pan Collet.

- Nie rozumiem dlaczego śmierciożercy teleportowali się na widok Mrocznego Znaku. Przestraszyli się? - zapytała El.

- To bardzo możliwe. Wielu śmierciożerców robiło wszystko, żeby uniknąć Azkabanu, twierdzili że służyli Voldemortowi pod wpływem zaklęcia, np. Malfoyowie. Nietrudno się domyślić, że Voldemort nie wybaczyłby im tak łatwo wyparcia się go - powiedział pan Collet.

- Jakiego zaklęcia? - zapytała Ana.

- To nieważne, nie powinniście go znać, dzieciaki. Idźcie do łóżek, prześpijcie się. Za kilka godzin wyruszamy do domu - powiedziała pani Collet. 

- Co z panem Robertsem i jego rodziną? - zapytała Jess.

- Nic im nie jest. Została im zmodyfikowana pamięć, nie będą niczego pamiętali - powiedział pan Collet.

Ana pocałowała krótko Claudio, Jess Conrado i oni poszli ze swoimi rodzicami do swojego namiotu. One poszły z Amy i El do łóżek. Rozmawiały jeszcze chwilę, aż wszystkie cztery zmorzył sen.