poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział VI: Dementorzy w pociągu

Pierwszego września Ana wraz z wujostwem i kuzynką udała na dworzec King's Cross. Dziewczynka z obawami przekroczyła barierkę między peronem 9 a 10. Bała się reakcji ludzi na jej widok. Dobrze pamiętała wzrok uczniów w pociągu, gdy pierwszy raz jechała do Hogwartu. A teraz jej ojciec uciekł z Azkabanu. I rzeczywiście, gdy tylko znalazła się na peronie 9 i 3/4 w stronę dziewczynki  natychmiast zwróciło się kilka głów. Ludzie odwracali się i pokazywali ją sobie palcami, ale ku miłemu zaskoczeniu Any nie był to przestraszony czy nienawistny wzrok, lecz ciekawski. Chyba nie będzie tak źle - pomyślała dziewczynka, rozglądając się za przyjaciółkami.

- Są! - zawołała machając do Amy i El, które stały wraz z rodzicami i braćmi blisko Hogwart Express.

Matka Mel była wysoką czarownicą o brązowych włosach i takich samych oczach. Pan Tagworth miał czarne włosy i piwne oczy. Pani Colen była drobną, niebieskooką blondynką. Jej mąż również posiadał niebieskie oczy i jasne włosy, lecz nieco ciemniejsze. Oboje rozglądali się z zaciekawieniem.

- Niesamowite, do szkoły magii naprawdę jedzie się pociągiem? - zapytał zachwycony pan Colen, przyglądając się czerwonemu parowozowi.
- Mama i tata pierwszy raz przeszli na ten peron. W zeszłych latach zawsze zostawali przed barierką - wyjaśniła El zdumionej Anie.
- Tak, pociągiem, choć pewnie jest zaczarowany. W sumie nawet nie jestem pewna, czy ktoś nim kieruje - odpowiedziała Black na pytanie Colena.

Ana poczuła ukłucie zazdrości. Nawet Eli, pochodząca z rodziny mugoli, była odprowadzana przez swoich rodziców. Ją jak zwykle żegnali Andromeda, Ted i Dora, bo matka nie żyła od dwunastu lat, a ojciec gdzieś tam ukrywał się przed organami ścigania. Pewnie już o niej zapomniał. Nie pamięta, że ma córkę, jak ma na imię...

- Ana. - Zamyślenia wyrwał ją głos ciotki. Poczuła jej dłoń na swoim ramieniu.
- W porządku - skłamała dziewczynka. Dlaczego przejmowała się człowiekiem, który wolał mordować niż się nią zająć? On o niej zapomniał, więc i ona zapomni o nim. Gdyby tylko to było takie łatwe.
- Czas wsiadać - powiedział pan Tagworth, gdy rozległ się gwizdek konduktora.

Po pożegnaniu się z wujostwem i kuzynką, Ana razem z El, Amy, Lucasem i Kevinem wsiedli do pociągu. Chłopcy oddzielili się od nich, by dołączyć do swoich kolegów.

- Chodźcie, znajdziemy sobie wolny prze... - zaczęła Mel, ale ktoś jej przerwał:
- Cześć, dziewczyny, możemy usiąść w jednym przedziale? - zapytał Harry Potter, patrząc na Anę. - Chcę porozmawiać - dodał, widząc pytające spojrzenie Black.
- Jasne - odpowiedziała Ana, mając dziwne przeczucie, że wie czego, a raczej kogo, będzie dotyczyć ta rozmowa.
- Co się stało Parszywkowi? - spytała El, zauważywszy, że szczur Rona był dużo chudszy niż zwykle i ogólnie wyglądał mizernie.
- Nie mam pojęcia, chyba coś złapał - odpowiedział ponuro Weasley. - A w dodatku Hermiona musiała kupić tego wstrętnego kocura, który chce zjeść Parszywka - dodał, spoglądając z nienawiścią na rude stworzenie z krzywymi łapkami i ogonem jak szczotką do WC, którego trzymała Granger.
- Jakbyś chciał wiedzieć, to normalne, że kot goni szczura. Krzywołap nie jest w tym wyjątkiem - powiedziała z pogardą Hermiona. - Poza tym masz go od dawna. Na Parszywka po prostu przyszła pora. Szczury zwykle żyją tylko kilka lat, a on ma już dwanaście.

Znalezienie wolnego przedziału okazało się trudnym wyzwaniem. W końcu usiedli w ostatnim, który nie był zupełnie pusty, bo siedział tu mężczyzna zakryty kocem pod sam nos.

- Kto to jest? - zapytał Ron.
- To profesor Remus Lupin - odpowiedziała Hermiona.
- No nie, jak to jest, że ona wszystko wie? - zirytował się rudzielec.
- Walizka jest podpisana - odparła zażenowana dziewczynka, wskazując na bagaż mężczyzny.
- Myślicie, że to nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią? - zapytała Ana. - Nie przypominam sobie, żeby nauczyciele jeździli pociągiem.
- Pewnie tak - odparł obojętnie Harry. - Myślicie, że on śpi? - zapytał, patrząc na Lupina, który ani drgnął.
- Chyba tak, a co? - odpowiedziała pytaniem El.
- Muszę wam coś powiedzieć - odparł Potter. Zamknął drzwi przedziału i zasunął zasłonę, żeby nikt nie mógł tu zajrzeć. - Ana, kim jest dla ciebie ten Syriusz Black? - zapytał chłopiec. - No wiesz, macie takie samo nazwisko i... - tłumaczył się.
- To mój ojciec - przerwała mu dziewczynka. Wypowiedziała to suchym tonem.

Nastała tak cisza, że można byłoby usłyszeć najcichszy szmer. Ron spojrzał na Anę z rozdziawioną buzią.

- T-twój o-ojciec? - wyjąkał wyraźnie zaskoczony. - Kurczę, myślałem, że to jakiś twój daleki krewny. Nie wpadłbym na to, że on ma dziecko.
- Nie przejmuj się, mam go gdzieś - odparła chłodno Ana, choć nie była to prawda. - Skoro on wolał mordować niż zająć się mną, to dlaczego miałby mnie obchodzić? - zapytała.

Nikt nie odpowiedział. Harry, Ron, Hermiona, Eli i Amy wymienili się spojrzeniami.

- Miałeś coś nam powiedzieć - przypomniała Potterowi Ana.
- A, tak - odparł nieco nieprzytomnie Harry. - Rozmawiałem z tatą Rona... panem Weasleyem, w Dziurawym Kotle. Powiedział mi, że Syriusz Black nawiał z Azkabanu, żeby mnie zabić. Ministerstwo chciało to przede mną zataić, ale uznał, że powinienem wiedzieć - powiedział ponuro.
- Moja ciotka i mój wuj mówili mi, że ojciec może chcieć mnie zabić albo przekabacić na stronę Voldemorta - odparła Black grobowym tonem.
- Na pewno przesadzają - powiedziała Hermiona po długiej ciszy. - Dlaczego miałby chcieć zabić właśnie Harry'ego? - zapytała.
- Bo pozbawiłem Voldemorta mocy dwanaście lat temu. Pan Weasley mówił, że Black nadal pozostaje jego wiernym sługą - odpowiedział chłodno Potter.
- Harry, czy kiedyś, zanim uciekł, słyszałeś o moim ojcu? - zapytała nagle Ana, przypominając sobie ślubne zdjęcia Potterów i Blacków w jej albumie.
- Nie, pierwszy raz zobaczyłem go w mugolskich wiadomościach. Od Stana Shunpike'a, konduktora Błędnego Rycerza dowiedziałem się kto to - odpowiedział Harry. - To taki autobus czarodziei, nie polecam - dodał, widząc pytające spojrzenie El. - Dlaczego pytasz? - zwrócił się do Any.
- Tak tylko, z ciekawości - skłamała dziewczynka.

Czyli w albumie Harry'ego, który dostał od Hagrida na koniec pierwszej klasy, nie było zdjęć jej rodziców. Albo po prostu jeszcze tego nie zauważył. W końcu ona sama dopiero niedawno zobaczyła Potterów w swoim albumie. Nagle pociąg gwałtownie stanął, aż odsunęła się zasłona w drzwiach przedziału. Zgasły wszystkie światła i w przedziale zrobiło się ciemno.

- Co jest grane? - zapytał przestraszony Ron.

Harry i Ana niemal jednocześnie wstali, by zajrzeć na korytarz. Okazało się, że i w innych przedziałach pogasły światła. Black poczuła zimno w dłoni. To klamka którą trzymała pokryła się lodem. Wszystko zamarzało, nawet butelka wody, stojąca na oblodzonym teraz parapecie.

- Tam się coś rusza chyba - powiedział przerażony Weasley, gdy Harry i Ana wrócili na swoje miejsca, zamykając uprzednio drzwi przedziału. Ron wycierał szybę rękawem, żeby móc widzieć co dzieje się na korytarzu, co i tak było trudne przez panującą wokół ciemność. - Nie podoba mi się to.

Nikt więcej się nie odzywał, choć też czuli strach. Ich oddechy zamieniały się w parę wodną. Nagle coś otworzyło drzwi przedziału. Zobaczyli dłoń jak u kościotrupa, tyle że pokrytą liszajami. Do środka wleciała najstraszniejsza kreatura jaką Ana kiedykolwiek widziała. Czarna peleryna sunęła za nią w powietrzu. Nie było widać twarzy potwora, bo zasłaniał ją kaptur. Stwór zbliżył się do Harry'ego. Black nawet nie zdążyła spojrzeć w jego stronę, bo do przedziału weszła kolejna kreatura w czarnym płaszczu. Przybliżyła się do dziewczynki, która nie miała odwagi się ruszyć. Ana poczuła, że odpływa. Zobaczyła przedpokój w domu Tonksów. Czarnowłosy mężczyzna stał odwrócony do niej plecami, właśnie wychodził. W głowie dziewczynki jak echo zaczęły powtarzać się słowa jej ojca - Wrócę, obiecuję. Nagle Anę oślepił srebrny blask. Gdy oprzytomniała zobaczyła, że to Lupin wyczarował srebrną tarczę, która przepędziła kreaturę.

- Co to było? Te zjawy? - zapytał Harry, równie blady jak Ana.
- Dementorzy, strażnicy Azkabanu. Szukali w pociągu Syriusza Blacka - odpowiedział Lupin.
- Skąd mój ojciec miałby się tu wziąć? - zdziwiła się Ana. - Czy oni myślą, że jakiś pierwszoroczniak przemyca go w swoim kufrze?
- No cóż, ministerstwo chce pokazać ludziom, że staje na głowie, żeby go złapać. A że przy tym zapomina o logice, to już inna sprawa - odparł mężczyzna.

Wyjął z kieszeni dwa kawałki czekolady. Podał po jednym Harry'emu i Anie.

- Zjedzcie, dobrze wam zrobi - powiedział, zachęcająco Lupin. - Nie jest zatruta, możecie spokojnie ją zjeść - dodał, widząc jak Potter i Black niepewnie patrzą na słodkości. - A ja tymczasem pójdę porozmawiać z kierownikiem pociągu. Powinni pilnować dementorów, jeśli już muszą ich wpuszczać do pociągu pełnego dzieciaków - oznajmił i wyszedł z przedziału.

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Słychać było jedynie szybkie oddechy i odgłos odgryzania czekolady.

- Czy któreś z was też, no wiecie... odpłynęło? - zapytał w końcu Harry.
- Nie, ale czułem się jakbym już nigdy nie miał być szczęśliwy - odpowiedział Ron posępnym tonem.
- Zupełnie jakby całe szczęście świata zostało wyssane - powiedziała Amy.
- Ja odpłynęłam - odezwała się Ana. - Widziałam ojca, jak odchodził, zostawiwszy mnie u ciotki i wuja. I znowu te słowa. "Wrócę, obiecuję." Obiecał wrócić. I nie wrócił - dodała ponuro.
- Słyszałem krzyk kobiety. To była moja mama, gdy Voldemort ją zabijał. Jestem tego pewien - powiedział Harry smętnym tonem.

Grobowa atmosfera utrzymała się już do końca podróży, która przebiegła w ciszy. Nikt bowiem nie miał odwagi kontynuować rozmowy o dementorach lub rozpocząć inny temat. Gdy pociąg ponownie się zatrzymał, tym razem na stacji w Hogsmeade, całą szóstką wyszli na korytarz. Przeciskali się przez tłum uczniów, żeby wyjść na stację, gdy Krzywołap wyrwał się Hermionie i skoczył na Rona, sycząc i prychając na Parszywka, który zaczął piszczeć z przerażenia i próbował wydostać się z uścisku dłoni rudzielca.

- Aa! Zabierz tego głupiego kocura! - krzyknął Ron. - Parszywek, wracaj! - zawołał, gdy szczurowi udało się uwolnić i czmychnąć z pociągu.
- Krzywołapku, nie wolno gonić Parszywka. Znajdziesz sobie pełno innych szczurów - powiedziała karcąco Hermiona, zabierając kota z Rona.

Ana, która pierwsza wyszła z pociągu, złapała szczura Weasleya, kiedy ten skulił się pod ławką. Gdy wzięła go na ręce, zaczął jeszcze bardziej piszczeć, jakby go zarzynali jak prosię.

- Parszywek, uspokój się! Co się z tobą dzieje? - zapytała dziewczynka, trzymając go na bezpieczną odległość, żeby nie podrapał jej twarzy.
- CO TY MU ROBISZ?! - ryknął Ron, gwałtownie wyrywając jej szczura z rąk (co poskutkowało przeciągłym piskiem zwierzęcia).
- Nic mu nie zrobiłam. Tylko wyciągnęłam go spod ławki, chciałam oddać go tobie - odpowiedziała Ana z nutką pretensji w głosie. - Nie wiem czemu zaczął piszczeć jeszcze bardziej.
- Ron powinien bardziej pilnować swojego szczura - prychnęła Hermiona.
- A może to ty powinnaś lepiej pilnować to coś, co nazywasz kotem? - zapytał chłopak czerwony ze złości.
- Ej, będziecie się tak kłócić, czy w końcu się ruszymy i zajmiemy któryś powóz? - zapytał zniecierpliwiony Harry.
- Właśnie, jeszcze odjadą bez nas - dodała El.
- Nie wiem jak wy, ale ja nie mam ochoty pieszo iść stąd do Hogwartu, więc się pośpieszmy - powiedziała Amy.

Zajęli ostatni wolny powóz jaki został. Pojazdy na czterech kołach powoli potoczyły się naprzód. Nikt się nie odzywał, wciąż myśleli o dementorach w pociągu. Wszyscy prócz Any, której myśli zawracało co innego niż strażnicy Azkabanu. Dlaczego Parszywek tak się jej przestraszył? To raczej ludzie piszczą na widok szczurów, a nie szczury na widok ludzi. Przecież nie chciała mu zrobić żadnej krzywdy. Chyba nie mam szczęścia do zwierząt - pomyślała dziewczynka, przypominając sobie o czarnym psie. Ciekawe gdzie on teraz jest? Oby jak najdalej. Wkrótce uczniowie weszli do Sali Wejściowej. Harry i Ana tak jak reszta zamierzali wejść do Wielkiej Sali, ale zatrzymała ich profesor McGonagall:

- Potter, Black, mogę prosić na słówko? - zapytała.

Harry i Ana wymienili się zdumionymi spojrzeniami, ale skinęli głowami na zgodę i podążyli za nauczycielką do jej gabinetu, przechodząc przez Wielką Salę, gdzie profesor Flitwick przeprowadzał Ceremonię Przydziału. Oboje mieli wrażenie, że doskonale wiedzieli z jakiego powodu McGonagall chce z nimi rozmawiać.

- Usiądźcie - powiedziała krótko nauczycielka, wskazując dwa krzesła stojące przed biurkiem, za którym usiadła.
- Chodzi o ucieczkę Syriusza Blacka, prawda, pani profesor? - zapytał poważnie Harry. - Pan Weasley powiedział mi, że uciekł z Azkabanu, żeby mnie zabić - dodał, widząc zdumioną minę McGonagall.
- Tak, właśnie dlatego was tu wezwałam. Harry, Ana, chcę was prosić, żebyście byli ostrożni. Nie tylko z powodu zbiega, ale i dementorów. Ich nie obchodzi kogo atakują, byle się najeść. Niestety Knot uparł się, by strzegli szkoły - powiedziała nauczycielka łagodnym, zupełnie innym niż normalnie, tonem głosu. - Tak jakby Black miał niespostrzeżenie dostać się do Hogwartu... Chociaż skoro przechytrzył dementorów... No, ale uważajcie na siebie. Nie wychodźcie z zamku sami. Najlepiej będzie, jeśli w ogóle nie będzie go opuszczać. Jednak nie mogę zabronić wam wypraw do Hogsmeade, gdy będą wycieczki - powiedziała poważnym głosem.

Ana zauważyła, że na wspomnienie Hogsmeade, Harry jakby posmutniał. Teraz jednak co innego ją zastanawiało. Niewiele wiedziała o ojcu od ciotki i wuja, ale po usilnych prośbach powiedzieli, że on był przy jej matce, gdy ta umierała. Lecz tak naprawdę nie miała pojęcia kto właściwie ją zabił. I czy miał jakiś powód.

- Pani profesor, mogę o coś zapytać? - spytała Ana.
- Tak, oczywiście, pytaj, panno Black - odpowiedziała zachęcająco McGonagall.
- Kto zabił moją mamę? - zapytała Ana na jednym wydechu. - Wiem tyle, że mój ojciec był przy niej, gdy umierała, ale nic więcej.

McGonagall westchnęła, ale po chwili odpowiedziała:

- Ally zabito Sectusemprą, zaklęciem, które zadaje rany cięte jak od noża. Nie wiadomo jednak kto rzucił to zaklęcie. Na miejscu zastano tylko nieprzytomnego Lucjusza Malfoya i... - urwała, jakby nie wiedząc czy powinna kontynuować. -... Twojego ojca trzymającego twoją matkę w ramionach. Dokładnie nie wiem co tam się działo, wiem tylko z opowieści.
- Umarła mu w ramionach? - zapytała Ana, a głos jej się załamał. - Co się z nim stało? Czemu stał się zwykłym mordercą? - Nie oczekiwała odpowiedzi. Wpatrywała się w swoje kolana. Dłonie zacisnęła w pieści tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Zaś w oczach zaszkliły się łzy. Zamrugała kilka razy, by je powstrzymać.
- Ana, nie wiem dlaczego twój ojciec stał się taki jaki się stał. Każdy sam wybiera swoją drogę. Chociaż gdyby mi ktoś powiedział, że... zresztą, nieważne. Nie przejmuj się, nie warto - powiedziała pocieszająco McGonagall. - A teraz chodźmy już na ucztę - dodała, wstając zza biurka.

Harry i Ana wyszli za nią z gabinetu. Dziewczynka nadal miała ponury nastrój. McGonagall zatrzymała się przed drzwiami do Wielkiej Sali. Odwróciła się, by spojrzeć na nią.

- Ana, wiem, że Andromeda i Ted nie mówili i dalej nie mówią ci wielu rzeczy, ale to wszystko dla twojego dobra - powiedziała łagodnie. - A teraz wchodźmy, pewnie jesteście głodni - dodała, otwierając drzwi Wielkiej Sali.

Weszli do środka i Harry i Ana zdążyli zauważyć profesora Flitwicka wynoszącego stołek i Tiarę Przydziału. Zajęli swoje zwykłe miejsca przy stole Gryffindoru. Po chwili powstał Albus Dumbledore.

- Witajcie w kolejnym roku w Hogwarcie! - zawołał, rozpościerając ramiona, jakby chciał wszystkich objąć. - W związku z ucieczką Syriusza Blacka zostały zaostrzone środki ostrożności. Uczniowie mają kategoryczny zakaz opuszczania dormitoriów po zmierzchu. Dementorzy obejmą wartę przy głównym wejściu - oznajmił, a po sali przeszły pomruki niezadowolenia. - Tak, mi też się to nie podoba, lecz ministerstwo uznało, że to potrzebne dla waszego bezpieczeństwa. Musicie wiedzieć, że dementorów nie oszukają żadne sztuczki czy przebieranki, dlatego nawet tego nie próbujcie. Pamiętajcie, że w najmroczniejszych chwilach najważniejsze jest, by zapalić światło. - Dumbledore zapalił świecie dotykając palcami ich knotów. Następnie wygłosił standardowe zakazy, lecz nikt go nie słuchał.

- Potter, Black. - Harry i Ana usłyszeli za sobą dobrze im znany głos. Odwrócili się i zobaczyli Draco Malfoya. - Podobno odpłynęliście w pociągu. Zemdleliście - zadrwił i udał, że mdleje, na co jego goryle, Crabbe i Goyle, zarechotali.
- Zamknij się, Malfoy - warknął Ron. - Nie słuchajcie go, to dureń - mruknął do Harry'ego i Any.
- Teraz zgrywa kozaka. Jak ci dementorzy weszli do pociągu, to z krzykiem wpadł do naszego przedziału - powiedział Fred, patrząc z pogardą na tył głowy Malfoya.
- Zsikał się w majtki ze strachu - dodał George.

Po uczcie powitalnej wszyscy jak zawsze udali się do dormitoriów. Ana jednak nie potrafiła zasnąć. Jej ojciec był przy matce, gdy umierała. Umarła mu w ramionach. Czy tak zachowuje się człowiek, który kilka godzin później morduje niewinnych ludzi? Co łączyło ich z Potterami? Gdzie on teraz jest? Czemu ją zostawił?

- Ana, nie śpisz jeszcze? - Gryfonkę z zamyślenia wyrwał czyjś głos.

Była to Jessica Collet, jej koleżanka z roku. Podobnie jak ona była ścigającą. Miała ciemnobrązowe, wręcz czekoladowe włosy, takie same oczy i hiszpańską urodę. Jess pochodziła właśnie z Hiszpanii.

- Nie, nie śpię, a co? - odpowiedziała pytaniem Ana, siadając na łóżku.
- Ee... bo wiesz... słyszałam, że ten Syriusz Black to twój ojciec - odparła Jess i usiadła obok.
- No, tak. On jest moim ojcem - powiedziała Ana, nie rozumiejąc do czego zmierzała Collet.
- Chodzi mi o to, Ana, że ja... jestem jego wielką fanką. Serio, Syriusz Black jest moim idolem chyba odkąd po raz pierwszy o nim usłyszałam, podsłuchując jakąś rozmowę rodziców, jak miałam dziesięć lat - przyznała Jessy, a na jej policzkach wykwitły rumieńce.

Do Any początkowo nie dotarł sens tych słów. Jessica zawsze była trochę szalona (w końcu miała hiszpańską krew), ale bycie fanką mordercy, to nawet jak na nią lekka przesada.

- Dobrze się czujesz, Jess? - zapytała dziewczynka, mając nadzieję, że Collet żartowała. - Nie sądzisz, że mój ojciec nie jest najlepszym idolem?
- Tak, wiem, że został skazany za morderstwa, ale ja wierzę, że jest niewinny - odpowiedziała Jess z nadzieją w głosie.
- Ty siebie słyszysz? - Ana nie wierzyła własnym uszom. - Skoro go skazali, to chyba mieli jakieś dowody, nie? - zauważyła.
- Niby tak - zgodziła się Jessy. - Ale pomyśl. Mówią, że twój ojciec nawiał z Azkabanu, żeby zabić Pottera. Po dwunastu latach - powiedziała, ale Black nadal nie rozumiała o czym mówi.
- No tak. I co z tego? - zapytała Ana. Była już znudzona tą rozmową. Owszem, wiedziała że nie uniknie rozmów o ojcu, ale nie sądziła, że będzie rozmawiać o nim z Jessicą Collet, twierdzącą że jest jego fanką.
- Zastanów się, Ana. Jeśli jemu chodzi tylko o zabicie Pottera, to czemu czekał tyle lat z ucieczką? - zastanawiała się Jess. - Jeśli ja bym czekała dwanaście lat, żeby uciec z takiego miejsca jak Azkaban, to miałabym w tym jakiś wyższy cel, a nie mordowanie wszystkiego wokół - wyjaśniła.
- Może wcale nie chciał czekać dwanaście lat, ale tyle zajęło mu wymyślenie jak uciec? - zasugerowała Ana. W duchu przyznała Jess rację. Byłoby wierutnym kłamstwem, gdyby stwierdziła, że do końca wierzyła w winę swojego ojca, bo w głębi miała nadzieję, że był niewinny od momentu, w którym dowiedziała się za kogo go uważano.
- I uciekł bez żadnego problemu, niezauważony przez dementorów? - zapytała rozsądnie Collet. - Jestem pewna, że za tym kryje się jakiś wyższy cel niż zabicie Pottera - stwierdziła pewna siebie.
- Ktoś komu żona umarła w ramionach raczej nie poszedłby kilka godzin później mordować niewinnych ludzi, prawda? - zapytała nagle Black.
- Żona? - powtórzyła Jess takim tonem, jakby to było coś absurdalnego.
- No... moja matka - odpowiedziała Ana. - Chwila... Jess, ty chyba się nie bujasz w moim ojcu? - zapytała z rozbawieniem w głosie.
- Emm... powiedzmy, że jest moim obiektem westchnień - odpowiedziała, rumieniąc się Jessica. - I tak, wiem że jest dużo starszy - dodała.
- To dobrze, dziwnie bym się czuła mając ciebie za macochę - powiedziała Ana i obie wybuchły śmiechem.
- Wracając do sedna... Nie, ktoś komu żona umarła w ramionach nie idzie kilka godzin później urządzać rzezi - stwierdziła Jess.
- Masz rację. W tej całej sprawie z moim ojcem jest coś nie tak - zgodziła się Ana.
- Muszę powiedzieć ci coś jeszcze. Znasz moje ksywki, prawda? - zapytała Jessy.
- Łapa, Łapka, Łapson... i inne kombinacje... oraz Psinka - wyliczyła Black.
- Tak, właśnie. Moja główna ksywka, czyli Łapa, jest na cześć twojego ojca - przyznała Collet.

Ana przez chwilę gapiła się na nią z rozdziawioną buzią.  Gdyby ktoś teraz ją zobaczył, mógłby pomyśleć, że oberwała petryfikusem.

- Jak to na jego cześć? - zapytała kompletnie zaskoczona.
- To ty nic o nim nie wiesz? - zdziwiła się Jess.
- No wiesz, ciotka i wuj nie byli za bardzo chętni do rozmów o nim - odparła posępnie Ana.
- Słyszałam, że ma dość... psi charakter. Podobno, gdy tu się uczył, wołali na niego Łapa - powiedziała Jessy.

Ana automatycznie pomyślała o wielkim, czarnym psie. Nie, to było niemożliwe. Animag musi być zarejestrowany. Jednak opowiedziała o nim Jessice. Collet wstała i zaczęła chodzić po dormitorium, jakby miała za chwilę odfrunąć ze szczęścia.

- Może jest nielegalnym animagiem? - zasugerowała. - W końcu jaką ministerstwo ma gwarancję, że każdy animag przestrzega obowiązku rejestracji?
- Może... ale niekoniecznie wielkim, czarnym psem - stwierdziła Ana.
- Szkoda, że nie udało ci się go przygarnąć. Mogłybyśmy się tego dowiedzieć - westchnęła Jessy.
- O ile udałoby mi się tu go przemycić - zauważyła Black.
- Ja swojego Zgubusia przemyciłam bez problemu - powiedziała Jess.
- Ale on jest dużo mniejszy od tego psa - zauważyła Ana. - Poza tym jak to sobie wyobrażasz? Mój ojciec nagle miałby się przemienić w człowieka na środku dormitorium, w którym śpią dzieciaki? Tylko wzniósłby alarm.
- No tak, racja - zgodziła się Jessica, zatrzymując się przy oknie. - ANA! PATRZ! - krzyknęła tak głośno, że Black wystraszyła się, że obudzi współlokatorki, ale tylko Lavender Brown zachrapała donośnie, po czym przewróciła się na drugi bok.
- Co? - zapytała Ana, podchodząc do okno. - O kurczę... - powiedziała z nutką zachwytu w głosie.

Na błoniach stał wielki, czarny pies, a obok niego rudy kot... Co Krzywołap robi z tym psem?

- Co tam robi kot Hermiony? - zapytała Ana.
- Jaki kot? - spytała niezbyt przytomnie Jess.
- Ten rudy z krzywymi łapkami, obok tego psa. Nazywa się Krzywołap - odpowiedziała Black, wskazując na  rude zwierzę idące obok psa.
- Ach... nie mam pojęcia, ale wyglądają, jakby się przyjaźnili - stwierdziła Jessy. - Pies z kotem. Dziwne, nie? - zapytała.
- Tak, dziwne - odpowiedziała Ana. - Jess wiesz może co moi rodzice mieli wspólnego z Potterami? - zapytała.
- Z rodzicami Harry'ego? Nie - odpowiedziała Jessica. - A dlaczego mieliby mieć coś wspólnego? - spytała.
- Mam zdjęcia Lily i Jamesa w albumie. Byli świadkami na ślubie moich rodziców i vice versa. Wuj i ciotka mówili, że byli znajomymi, ale jestem przekonana, że tu chodzi o coś więcej. Pytałam Harry'ego, oczywiście nie mówiąc mu o zdjęciach, czy znał wcześniej mojego ojca, ale najwyraźniej nie zauważył jeszcze jego zdjęć w swoim albumie. Jestem pewna, że w nim są - wyjaśniła Ana.

Obserwowały psa i Krzywołapa dopóki nie znikli... nie wiadomo gdzie. Dostrzegły tylko, że doszli do bijącej wierzby. Stały przy oknie jeszcze przez chwilę, ale ani pies, ani kot już się nie pojawił.

- Nie mówmy Hermionie, że Krzywołap kumpluje się z tym psem - powiedziała Ana, gdy obie znowu leżały w swoich łóżkach. - Ani Harry'emu i Ronowi. Nikomu - dodała.
- Będę milczeć jak grób - zadeklarowała Jess.

Ana pogrążyła się w myślach. Nie powiedziała  Jessy o dziwnej reakcji Parszywka, gdy wyjęła go spod ławki, pod którą znalazł się uciekając przed Krzywołapem. Kot Hermiony ewidentnie uwziął się na szczura Rona. Jaki kocur uparłby się na jednego gryzonia, skoro na pewno jest tu ich więcej? Merlin Elisy i Zgubuś Jess nigdy nie próbowali upolować szczura Rona, ani żaden inny kot ucznia Hogwartu. Nawet pani Norris nie była nim zainteresowana. Więc czemu interesował Krzywołapa? Czemu on przyjaźnił się z tym psem? Dlaczego Parszywek żył już tak długo, choć nie wykazał żadnych magicznych zdolności? Hermiona mówiła, że Ron ma go dwanaście lat... Tyle samo, ile jej ojciec spędził w Azkabanie? Przypadek czy nie? Czy ten pies to rzeczywiście był jej ojciec? Może naprawdę miał wyższy cel? Anie podskoczyło serce... Obiecał wrócić... Tylko dlaczego czekał z tym dwanaście lat? Nie, za jego ucieczką musi kryć się inny wyższy cel. Ana postanowiła, że nie spocznie dopóki nie spotka się z ojcem i nie dowie się wszystkiego. Może Amy i El nie zgodzą się z nią i będą chciały ją od tego odwieść, ale była pewna, że Jess chętnie pomoże jej w odnalezieniu Syriusza Blacka. Ale najpierw musi zapytać Rona kiedy Parszywek zaczął chorować. Była pewna, że w tym szczurze było coś podejrzanego, tylko nie wiedziała co. Gdy w końcu zasnęła była w wyjątkowo dobrym nastroju.