czwartek, 11 maja 2023

Rozdział XXVI: Powrót do Hogwartu

 Ana, Jess, Amy, El, Claudio i Conrado wrócili z państwem Collet i państwem Acosta do Barcelony. Kiedy dziewczyny zostały same w pokoju Jessici, Ana napisała list do Syriusza:

Kochany tato, 

Nie wiem czy słyszałeś o tym co wydarzyło się na mistrzostwach, więc piszę do ciebie, bo uznałam że chciałbyś się dowiedzieć. Nastąpił atak śmierciożerców i ktoś wyczarował Mroczny Znak. Słyszałam jak ktoś to robi z Jess, Amy, El, Claudio, Conrado, Harrym, Ronem i Hermioną, ale nie zobaczyliśmy kto to. Nie udało się złapać tego kogoś, pozostali też uciekli. Osobiście jestem pewna, że wśród tych zamaskowanych śmiercożerców byli Malfoyowie. Draco był taki pewny siebie jak się na niego natknęliśmy, gdy uciekaliśmy. Myślisz że mamy powód do niepokoju? Hermiona powiedziała, że Mroczny Znak to znak Voldemorta, oczywiście nie wypowiedziała jego imienia. Mam nadzieję, że jesteś zdrów.

Ana

Ana przywiązała list do nóżki Mietka, puchacza Jess, i otworzyła okno, żeby sowa mogła wylecieć. Śnieżek huknął z niezadowoleniem. 

- Wybacz Śnieżku, jesteś zbyt charakterystyczny, żebym cię wysłała z listem do taty - powiedziała Ana.

Przez resztę wakacji Ana i Jess spędzały całe dnie ze swoimi chłopakami. Chciały się nacieszyć Claudio i Conrado póki nie musiały wracać do Hogwartu. Dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego Ana wraz z przyjaciółkami i panią Collet wybrała się na Ulicę Pokątną za pomocą Sieci Fiuu, żeby zrobić zakupy. Cieszyła się mogąc znów zobaczyć kolorowe witryny. W zeszłym roku nie było jej tutaj, ponieważ ciotka Andromeda i wuj Ted postanowili sami zrobić jej zakupy do Hogwartu, bo bali się o jej bezpieczeństwo w związku z ucieczką jej ojca, Syriusza Blacka, z Azkabanu. Ana czuła lekkie wyrzuty sumienia, że nie powiedziała wujostwu, że jej tata jest niewinny i ma z nim kontakt, ale z drugiej strony mogliby jej nie uwierzyć. Bez Glizdogona nie było żadnego dowodu na niewinność Syriusza, a przynajmniej nie niepodważalnego. Ona, Jess, Amy i El kupiły wszystkie rzeczy, których będą potrzebowały na czwartym roku nauki w Hogwarcie, a także szaty wyjściowe, które z niewiadomego powodu znalazły się na liście potrzebnych rzeczy. To znaczy w ich przypadku były to sukienki, bo były dziewczynami. Ana i Jess próbowały kupić normalne szaty wyjściowe, które noszą chłopcy, ale pani Collet i Madame Malkin przekonały je do sukienek. Następnego dnia Ana pożegnała się Claudio pocałunkiem, a Jess z Conrado, z obietnicą że będą do siebie nawzajem pisać i za pomocą świstoklika udali się na dworzec King's Cross wraz z Amy i El oraz panią Collet. Dziewczyny przeszły wraz z matką Jess na peron 9 i 3/4. Jessica pożegnała się ze swoją mamą i wszystkie cztery wsiadły do pociągu. Okazało się, że wolne miejsca były tylko w przedziale zajętym przez Harry'ego, Rona i Hermionę. Ana i jej przyjaciółki nie mając wyjścia schowały kufry na górę i zajęły wolne miejsca.  

- Wiecie co ma wydarzyć się w Hogwarcie? - zapytał Ron Anę, Jess, Amy i El.

- Nie, moi rodzice nie chcieli nam nic powiedzieć - powiedziała Jess.

- Moi też nie. Ludo Bagman chciał nam powiedzieć, a moja mama nabrała wody w usta - powiedział Weasley.

- Cii - uciszyła ich Hermiona. - Ktoś idzie.

Usłyszeli kroki, a chwilę później zza uchylonych drzwi dobiegł ich głos, za którym Ana absolutnie nie tęskniła:

-... ojciec chciał mnie posłać do Durmstrangu. Dumbledore lubi mugoli, a tam nie ma miejsca dla tej hołoty, ale matka nie chciała się zgodzić, żebym był tak daleko od domu. Ojciec mówi, że Durmstrang ma zdrowsze podejście do czarnej magii. Tam się jej naucza, a nie tylko jak się przed nią bronić - powiedział Malfoy.

- Szkoda że nie poszedł do Durmstrangu. Nie musielibyśmy się z nim użerać - powiedziała Hermiona, gdy głos Malfoya ucichł, kiedy zasunęła drzwi przedziału.

- Co to jest Durmstrang? - zapytał Harry.

- To szkoła magii, jedna z trzech największych: Hogwartu, Durmstrangu i Beauxbatons - powiedziała Hermiona.

- Jest więcej, ale te są najsłynniejsze - powiedziała Ana.

- A gdzie leży Durmstrang? - zapytał Ron.

- Tego nikt nie wie przecież. Szkoły rywalizują ze sobą, a ich lokalizacje są ściśle chronione zaklęciami. Hogwart także - powiedziała Hermiona.

- Co? - zapytał Harry.       

- Nie zauważyłam, żeby Hogwart był chroniony jakimiś zaklęciami - powiedziała Ana.

- Ja też nie - powiedziała Amy.

- Ja także nie - powiedziała Jess.

- Ani ja - powiedziała El.

Hermiona przewróciła oczami.

- Kiedy mugol zbliży się do Hogwartu, zobaczy tylko ruiny i napis NIEBIEZPIECZEŃSTWO! NIE WCHODZIĆ, GROZI ŚMIERCIĄ. Wiedzielibyście o tym, gdybyście wszyscy raczyli przeczytać Historię Hogwartu.

- Prorok Codzienny coś pisał na temat tego co wydarzyło się na mistrzostwach? - zapytała Ana, zmieniając szybko temat.

- Tak, artykuł o błędach Ministerstwa Magii i o tym, że niektórzy czarodzieje zostali ranni albo nawet zginęli - powiedział Harry.

- Cała Rita Skeeter - skomentowała Amy.

- Słyszałyście co przydarzyło się Szalonookiemu? - zapytał Ron.

- Nie, a co takiego się przydarzyło? - zapytała Ana.

Szalonooki był szefem jej kuzynki, Nimfadory Tonks. 

- Wszczął alarm, że został zaatakowany. Tyle że nic się nie stało, poza przewróconymi koszami i wysypanymi z nich śmieciami. Moody powiedział, że usłyszał włamywaczy na podwórku, ale wpadli na kosze na śmieci. Znając go, pewnie jakiś kot przebiegł przez podwórko, przestraszył się czegoś i przewrócił kosze - powiedział Ron.

- Dora opowiadała mi, że Szalonooki wszędzie widzi zagrożenie - powiedziała Ana.

- Mój tata udał się do jego domu po tym jak Amos Diggory poinformował go o tym, co się stało. Wiesz, trzeba było zatuszować sprawę, zanim Rita Skeeter się dowie - powiedział Weasley.

- Widziałaś kiedyś tego Szalonookiego? - zapytał Harry Anę. 

- Nie, jedynie o nim słyszałam od mojej kuzynki - powiedziała Black. - Dora go bardzo ceni. To jej autorytet, mimo że sama przyznaje, że jest trochę szurnięty na punkcie bezpieczeństwa. 

Po południu do ich przedziału zawitali ich koledzy z klasy, Dean Thomas, Seamus Finnigan i Neville Longbottom. Rozetka Seamusa była już trochę zużyta, ale wciąż wykrzykiwała Troy! Mullet! Moran!, choć już nie tak głośno jak wcześniej.

- Mecz był wspaniały, co nie? - zapytał Dean.

- Krum był niesamowity - powiedział Ron.

- Zazdroszczę wam, że byliście na mistrzostwach. Babcia nie chciała iść i nie kupiła biletów. Nie chciała mnie puścić z kimś innym - powiedział Neville.

- Popatrz - powiedział Weasley i pokazał mu figurkę Wiktora Kruma spacerującą po jego dłoni.

Ana, Amy, El, Jess, Hary, Ron, Seamus, Dean i Neville wdali się w dyskusję o quidditchu. Hermiona znudzona tym, sięgnęła po Standardowa księga zaklęć (stopień 4) Mirandy Goshawk i zaczęła czytać, ignorując ich rozmowę. Nagle do przedziału weszli Malfoy, Crabbe i Goyle. Seamus, Dean i Neville zostawili otwarte drzwi.

- Chwalisz się miejscami w loży honorowej, Weasley? - zapytał Malfoy kpiącym tonem. - Rzadko spotyka twoją rodzinę takie wyróżnienie, co?

Ron poczerwieniał ze złości.

- Zamknij się, Malfoy, nikt cię nie zapraszał - powiedziała Ana.

- Zamierzasz się zgłosić, Weasley? - zapytał Draco, ignorując ją. - Zwycięzca będzie miał wieczną chwałę i zgarnie kupę kasy. Ty i twoja rodzina w końcu mogłaby zacząć wyglądać normalnie.

- O czym ty mówisz? - zapytał Ron.

- No właśnie? - zapytała Jess.

- Zwycięzca czego? - zapytała Ana.

- Wy nic nie wiecie? - zapytał. - Cóż, widocznie twój ojciec, Weasley, nie ma wystarczająco wysokiej pozycji w ministerstwie, żeby to wiedzieć. Myślałem że wiedzą o tym także w ministerstwach w innych krajach poza tymi trzema, więc sądziłem że wiesz, Collet, bo twój ojciec jest szefem Biura Aurorów. Twoja kuzynka, Black, pewnie jako zwykły auror nie jest godna, żeby wiedzieć o takich rzeczach - powiedział Malfoy. 

- Dora nie jest zwykłym aurorem, bo nie jest zwykłą czarownicą, ale cieszę się, że powiedziałaś ,,Twoja", bo ona z pewnością nie chciałaby, żeby ktoś taki jak ty nazywał ją swoją kuzynką, choć jesteście bliższymi kuzynami niż ja i ona - powiedziała Ana.

- Nigdy nie nazwę mieszańca kuzynką - powiedział Malfoy z pogardą. - Naprawdę nikt z was o niczym nie wie? -zapytał.

Hermiona podniosła wzrok znad książki. 

- Malfoy, powiedz w końcu o co ci chodzi albo wyjdź stąd - powiedziała.

Draco prychnął i wyszedł z przedziału razem z Crabbe'em i Goyle'em. Amy zatrzasnęła za nimi drzwi przedziału. Do końca podróży nie mieli już gości, nie licząc pani z wózkiem. Kiedy wysiedli na zewnątrz grzmiało i lało, jakby ktoś wylewał im na głowy kubeł wody. Na stacji pomachał im Hagrid, który jak zwykle miał przeprawić pierwszorocznych łódkami. Ana i reszta odmachała mu, a potem poszli do powozów. Black zajęła jeden z Jess, Amy, El, Harrym, Ronem i Hermioną.

- Ana, miałaś wieści od Syriusza? - zapytał Harry.

- Poza listem urodzinowym, w którym dostałam tort i ten naszyjnik po mamie - wskazała na złoty naszyjnik w kształcie feniksa zawieszony na jej szyi - i listem, w którym zbeształ mnie, że jestem za młoda na jakikolwiek związek, nie dostałam w ostatnim czasie żadnego listu od niego. Napisałam do niego po powrocie do domu Jess, o tym co wydarzyło się na mistrzostwach, ale nie dostałam jeszcze odpowiedzi - powiedziała Ana. - Dlaczego pytasz? - zapytała.

- Napisałem do niego list o bliźnie. Znowu mnie zabolała, na Privet Drive. Miałem sen z Glizdogonem, Voldemort też tam był, ale go nie widziałem. Planowali zabić... kogoś - powiedział Harry. - Wciąż czekam na odpowiedź od Syriusza.

- Wygląda na to, że ta przepowiednia Trelawney się spełnia. Glizdogon wrócił do Voldemorta. Tylko nie wiadomo w jakim on jest stanie - powiedziała Ana.

- Wiesz gdzie to było? - zapytała Jess. - Gdyby się udało złapać Glizdogona, Syriusz zostałby uniewinniony.

- To było w jakimś starym opuszczonym dworze, ale nie mam pojęcia gdzie to jest - powiedział Harry. 

- To jest podejrzane. Ostatni raz blizna bolała cię jak Voldemort był w Hogwarcie, ale jego przecież nie mogło być na Privet Drive - powiedziała Ana.

- Na pewno Voldemorta tam nie było - powiedział Potter.           

- Nie wypowiadajcie tego imienia - powiedział Ron.

- Powinieneś w końcu przestać bać się tego imienia. To tylko imię - powiedziała Ana. 

Wkrótce powóz się zatrzymał i cała siódemka wysiadła. Razem z innymi uczniami udali się do Sali Wejściowej. Tam nagle zostali obrzuceni balonami z wodą. Ana uniosła głowę i zobaczyła, że to był Irytek. Profesor McGonagall wybiegła z Wielkiej Sali, poślizgnęła się na mokrej posadzce i złapała Hermionę za szyję, żeby się nie przewrócić.

- Przepraszam, panno Granger - powiedziała  McGonagall.

- Nic się nie stało, pani profesor - powiedziała Hermiona, masując sobie szyję.       

- IRYCIE! - krzyknęła opiekunka Gryffindoru, gdy Irytek zrzucił balon na jej głowę. - Szybko, do Wielkiej Sali!  

Uczniowie zaczęli biec do Wielkiej Sali, starając się uchronić przed pociskami Irytka.                            

- IRYTKU, PRZESTAŃ! - krzyknęła znowu McGonagall, gdy Irytek rzucił balonem w grupkę piątoklasistek, które z piskiem uciekły do Wielkiej Sali.

- Ale ja nic nie robię, przecież już są przemoczeni! - powiedział Irytek i dalej rzucał balonami z wodą. -Mały wodotrysk! Łiiiii!

W końcu wszystkim uczniom udało się uciec do Wielkiej Sali. Ana, Jess, El, Amy, Harry, Ron i Hermiona zajęli swoje miejsca przy stole Gryffindoru. Ana była ciekawa tegorocznej ceremonii przydziału, bo zeszłoroczną przegapiła, ponieważ McGonagall wezwała ją i Harry'ego do siebie. I tak miała lepiej niż Potter, bo on do tej pory nie widział żadnej ceremonii przydziału, poza tą w której sami brali udział.

- Harry, nie uwierzysz! Mój brat Dennis zaczyna naukę, jest twoim fanem tak jak ja! - powiedział Colin Creevey, rok młodszy od nich. Ana pamiętała jak na ich drugim roku ciągle robił zdjęcia Harry'emu.

- Ee... to świetnie - powiedział Potter.

- Mam nadzieję, że trafi do Gryffindoru. Trzymaj za niego kciuki, dobra? - poprosił Creevey.

- Ee... dobrze - powiedział Harry i odwrócił się do Hermiony i Prawie Bezgłowego Nicka. - Bracia i siostry trafiają do tego samego Domu, nie? - zapytał. Ana wiedziała, że pomyślał o Weasleyach, których cała siódemka trafiła do Gryffindoru.

- Niekoniecznie. Padma Patil, bliźniaczka Parvati, jest w Ravenclawie, a one są identyczne, więc teoretycznie powinny być w jednym Domu, prawda? - zapytała retorycznie Hermiona.

Ana pomyślała o swoim ojcu, który trafił do Gryffindoru, w przeciwieństwie do swojego młodszego brata i całej rodziny. Syriusz jednak różnił się od reszty rodziny, a nie zauważyła żeby bliźniaczki Patil różniły się jakoś szczególnie pod względem charakteru, bo wygląd miały identyczny. Z drugiej strony nie znała ich dobrze. Parvati była po prostu jej koleżanką z roku i współlokatorką z dormitorium, z którą nie rozmawiała zbyt często, a Padmę widywała tylko wtedy, gdy Gryffindor miał wspólne lekcje z Ravenclawem. Ana spojrzała na stół nauczycielski. Brakowało McGonagall i Hagrida, który pewnie wciąż przeprawiał się z pierwszoroczniakami przez jezioro. Dumbledore siedział po środku, był też Snape, którego Ana nienawidziła z wzajemnością. Flitwick siedział na stosie poduszek. Black zauważyła, że puste było także krzesło nauczyciela Obrony Przed Czarna Magią.

- Nie ma nauczyciela OPCM - powiedziała Ana.

- Może nie mogli nikogo znaleźć? - zasugerował Ron.

- Wątpię żeby Dumbledore nie zdołał zatrudnić żadnego nowego nauczyciela OPCM - powiedziała Ana. 

Faktem jednak było, że to stanowisko nie należało do najszczęśliwszych. Każdego roku mieli nowego nauczyciela OPCM. Ana najbardziej polubiła Remusa Lupina, który zrezygnował w zeszłym roku. Po jakimś czasie drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i weszła przez nie McGonagall, prowadząc pierwszoroczniaków. Wszyscy uczniowie byli przemoczeni, ale to było nic w porównaniu z pierwszorocznymi. Wyglądali jakby przepłynęli jezioro wpław. Ana zauważyła zauważyła chłopca otulonego czymś, w czym rozpoznała płaszcz Hagrida z futer norek. Uniósł kciuki do góry, patrząc na Colina.

- To mój brat! Dennis! - zawołał podekscytowany Colin.

Pierwszoroczni stłoczyli się przed stołkiem, na którym spoczywała Tiara Przydziału. Szwy Tiary rozwarły się jak oczy i usta i zaczęła śpiewać:  

Tysiąc lub więcej lat temu,

Tuż po tym jak uszył mnie krawiec,

Żyło raz czworo czarodziejów,

Niezrównanych w magii i sławie.

Śmiały Gryffindor z wrzosowisk,

Piękna Ravenclaw z górskich hal,

Przebiegły Slytherin z trzęsawisk,

Słodka Hufflepuff z dolin dna.

Jedną wielkie dzielili marzenie,

Jedną nadzieję, śmiały plan:

Wychować nowe pokolenie,

Czarodziejów potężnych klan.

Takie są początki,

Tak powstał każdy dom,

Bo każdy z magów upartych

Zapragnął mieć własny tron.

Każdy inną wartość ceni,

Każdy inną z cnót obrał za swą,

Każdy inną zdolność chętnie krzewi,

I chce jej zbudować trwały dom.

Gryffindor prawość wysławia,

Odwagę ceni i uczciwość,

Ravenclaw do sprytu namawia,

Za pierwszą z cnót uznaje bystrość.

Hufflepuff ma w pogardzie leni

I nagradza tylko pracowitych.

A przebiegły jak wąż Slytherin

Wspiera żądnych władzy i ambitnych.

Póki żyją, mogą łatwo wybierać

Faworytów, nadzieje, talenty,

Lecz co poczną, gdy przyjdzie umierać, 

Jak przełamać śmierci krąg zaklęty?

Jak każdą z cnót nadal krzewić?

Jak dla każdej zachować tron?

Jak nowych uczniów podzielić,

By każdy odnalazł własny dom?

To Gryffindor wpada na sposób:

Zdejmuje swą tiarę - czyli mnie, 

A każdy z tych czterech osób

Cząstkę marzeń swych we mnie tchnie.

Więc teraz ja was wybieram,

Ja serca i mózgi przesiewam,

Każdemu dom przydzielam,

I talentów rozwój zapewniam.

Więc śmiało, młodzieży, bez trwogi,

Na uszy mnie wciągaj i czekaj,

Ja domu wyznaczę wam progi,

A nigdy z wyborem nie zwlekam.

Nie mylę się i też nie waham, 

Bo nikt nigdy mnie nie oszukał,

Gdzie kto ma przydział, powiem,

Niech każde z was mnie wysłucha.

- To inna piosenka niż ta, którą śpiewała, gdy my byliśmy przydzielani - powiedział Harry.

- Co roku jest inna - powiedział Ron.

- Tak, na naszym drugim roku też była inna - powiedziała Ana.

 - Ten kapelusz musi mieć nudne życie, nie? Pewnie cały rok wymyśla nową piosenkę - powiedział Weasley.

- To bardzo możliwe - powiedziała Jess.

McGonagall podniosła Tiarę i w tym samym momencie zza drzwi znajdujących się za stołem nauczycielskim wyszedł Hagrid i zajął swoje miejsce przy stole.

- Uczeń bądź uczennica, której nazwisko zostanie wyczytane, siada na stołku i zakłada Tiarę Przydziału. Kto dostanie przydział, ten siada przy właściwym stole - powiedziała McGonagall. - Ackerley, Stewart!

Z tłumu pierwszoroczniaków wyszedł chłopiec, który dygotał na swoim ciele. Usiadł na stołku i McGonagall nałożyła mu Tiarę Przydziału na głowę.

- RAVENCLAW! - krzyknęła Tiara.

Chłopiec pośpiesznie usiadł przy stole Krukonów. Ich szukająca Cho Chang zawzięcie go oklaskiwała. Ana zauważyła, że Harry gapił się na Cho.

- Baddock, Malcolm! - zawołała McGonagall

- SLYTHERIN! - krzyknęła Tiara.

Ana zauważyła, że Malfoy klaskał, gdy Malcolm usiadł przy stole Ślizgonów. Bliźniacy Weasley zasyczeli pogardliwie.

- Branstone, Eleanor! 

- HUFFLEPUFF!

- Cauldwell, Owen!

- HUFFLEPUFF!

- Creevey, Dennis!

Mały Dennis wyszedł z szeregu, potykając się o zbyt długi płaszcz Hagrida. W tym samym momencie Hagrid wyszedł zza drzwi za stołem nauczycielskim i zajął swoje miejsce. Pomachał do Harry'ego i Any. Dennis usiadł na stołku i McGonagall nałożyła mu Tiarę Przydziału na głowę.

- GRYFFINDOR! - krzyknęła Tiara.

Dennis uradowany zdjął Tiarę Przydziału i pośpieszył ku bratu.

- Colin, wpadłem do wody i coś dużego wepchnęło mnie z powrotem do łódki! Ale było super! - powiedział podekscytowany Dennis.

- Ekstra! Dennis, to na pewno była wielka kałamarnica! - powiedział równie podekscytowany Colin.

- Uauuu! - powiedział jego młodszy brat, jakby wpadnięcie do zimnej wody podczas sztormu i zostanie uratowanym przez wielkiego morskiego potwora było jego największym marzeniem. 

- Dannis! Dennis! Widzisz tego chłopaka z czarnymi włosami, w okularach? Wiesz kto to jest? - zapytał Colin. 

Harry odwrócił wzrok i spojrzał na Tiarę Przydziału, która teraz spoczywała na głowie Emmy Dobbs. Ceremonia przydziału trwała dalej, McGonagall doszła właśnie do literki L.

- Niech się pośpieszą, umieram z głodu - powiedział Ron.

- No wiesz, Ron, ceremonia przydziału jest chyba ważniejsza od pełnego brzucha - powiedział Prawie Bezgłowy Nick.

- Jasne, zwłaszcza jak jest się martwym - powiedział Ron.

- Ci pierwszoroczni pewnie też są głodni - zauważyła Ana.

- McDonald, Natalia! - zawołała McGonagall.

Dziewczynka usiadła na stołku i nałożyła Tiarę Przydziału.

- GRYFFINDOR! - krzyknęła Tiara.

- Mam nadzieję, że tegoroczny nabór do Gryffindoru stanie na wysokości zadania. W końcu nie chcemy przerwać zwycięskiej passy - powiedział Nick, oklaskując Natalię.

W ciągu ostatnich trzech lat Gryffindor za każdym razem wygrał Puchar Domów.

- Peakes, Jimmy!

- GRYFFINDOR!

- Pritchard, Graham!

- SLYTHERIN!

- Quirke, Orla!

- RAVENCLAW!

- Whitby, Kevin! - zawołała McGonagall.

- HUFFLEPUFF! - krzyknęła Tiara Przydziału.

Chłopiec pobiegł do stołu Puchonów i na nim zakończyła się ceremonia przydziału. McGonagall zabrała Tiarę i stołek. 

- No w końcu - powiedział Ron, biorąc do rąk nóż i widelec, wpatrując się w swój talerz.

Powstał Albus Dumbledore rozpościerając ramiona, jakby chciał wszystkich objąć na powitanie. 

- Mam wam tylko jedno do powiedzenia - powiedział Dumbledore, a jego głos zadudnił po Wielkiej Sali. - Wsuwajcie!

- Brawo! - powiedzieli głośno Ana, Jess, Amy, El, Harry i Ron, a półmiski nagle zapełniły się potrawami.

- Py-chota - powiedział Ron z ustami pełnymi pieczonych ziemniaków.

- Macie szczęście, niewiele brakowało, żebyście nie mieli tej uczty - powiedział Prawie Bezgłowy Nick.

- Dlaczego? - zapytała Ana, jedząc kurczaka.

- Irytek. Chciał wziąć udział w uczcie, ale to oczywiście nie było możliwe. Gruby Mnich chciał dać mu szansę, ale Krwawy Baron dał rozsądne argumenty przeciw - powiedział Nick.

Krwawy Baron był duchem-rezydentem Slytherinu, który był wiecznie zakrwawiony i nosił ciężkie łańcuchy. Tylko jego Irytek się bał.

- To tłumaczy zachowanie Irytka w Sali Wejściowej. Dlatego był taki wkurzony - powiedziała Amy.

- Wcześniej zrobił bałagan w kuchni. Rzucał talerzami, wszystkim co mu wpadło w ręce. Cała kuchnia w zupie. Skrzaty domowe odchodziły od zmysłów ze strachu - powiedział Nick.

Rozległ się brzdęk. To Hermiona przewróciła złoty puchar. Po stole popłynął sok dyniowy, plamiąc obrus na pomarańczowo, ale ona nie zwróciła na to uwagi.

- To tutaj też są skrzaty domowe? - zapytała Hermiona.

- Tak - powiedział Nick. - Chyba najwięcej w całej Wielkiej Brytanii, licząc pod uwagę jedno zabudowanie. Ponad setka.

- Nigdy żadnego nie widziałam!

- Bo prawie nigdy nie opuszczają kuchni - powiedział Prawie Bezgłowy Nick. - Wychodzą w nocy, żeby trochę posprzątać, dopilnować kominków. Zresztą nie powinniście ich widzieć, prawda? Dobry skrzat domowy to taki, o którego istnieniu w ogóle się nie wie.

- Ale dostają zapłatę, mają wakacje, zwolnienia chorobowe, emerytury, prawda? - zapytała Hermiona.

- Hermiono, skrzaty nie chcą zapłaty, wakacji, zwolnień chorobowych ani emerytur - powiedział duch.

Hermiona odsunęła od siebie talerz.

- Praca niewolnicza. Dzięki temu mamy tę ucztę. Dzięki pracy niewolniczej. 

- Daj spokój, Hermiono. Nie załatwisz im zwolnień chorobowych, głodząc się na śmierć - powiedział Ron.

- Nawet jakbyśmy wszyscy zaczęli się głodzić, to skrzaty by pewnie uznały, że to dlatego że źle gotują i zaczęłyby pracować jeszcze ciężej, żeby przygotować nam coś, co będzie nam smakować - powiedziała Ana.

- Nie jeślibyśmy je uprzedzili, że strajk głodowy to dla nich, żeby zaczęto im płacić i zapewniać to, co należy się każdemu pracownikowi - powiedziała Hermiona.

- Skrzaty kochają swoją pracę. Nie przyjmą ani knuta. Jedynie Zgredek dostaje zapłatę, ale Zgredek to wyjątek - powiedział Nick.

Potrawy po jakimś czasie zniknęły i zastąpiły je desery. Hermiona jednak nadal odmawiała jedzenia, mimo usilnych prób Rona do nakłonienia jej, żeby coś zjadła. Ana najedzona poczuła senność i marzyła już tylko o łóżku, ale wtedy ponownie powstał Dumbledore.

- Witajcie w nowym roku szkolnym w Hogwarcie - powiedział Dumbledore. - Na początek chciałbym przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo wzbroniony, a uczniowie pierwszej i drugiej klasy nie mogą odwiedzać Hogsmeade. Z najwyższą przykrością muszę też poinformować, że w tym roku nie będzie międzydomowych rozgrywek quidditcha.

- Co? - zapytała Ana.

Wymieniła spojrzenia z Jess, Harrym, Fredem i George'em. Bliźniaki poruszali bezgłośnie ustami.

 - A nie będzie ich, ponieważ mam przyjemność ogłosić, że w tym roku w Hogwarcie...

Dumbledore jednak nie dokończył, bo rozległ się grzmot, a drzwi otwarły się z hukiem. Wszedł ktoś spowity w czarny płaszcz podróżny. Postać pokuśtykała o lasce w stronę dyrektora, zdejmując kaptur i strząsając grzywę ciemnoszarych włosów. I wtedy błyskawica oświetliła jego twarz, która wyglądała jak wyrzeźbiona w drewnie zbielałym od wiatru i deszczu przez kogoś, kto nie bardzo wiedział jak wygląda ludzka twarz, a do tego niezbyt sprawnie posługiwał się dłutem. Usta wyglądały jak poprzeczne rozcięcie, a sporego kawałka nosa po prostu brakowało. Jednak największe przerażenie budziły jego oczy - jedno było czarne i paciorkowate, a drugie było duże, okrągłe jak moneta i jaskrawoniebieskie i poruszało się we wszystkie strony, niezależnie od drugiego oka. W pewnym momencie rozkojarzona niebieska tęczówka powędrowała gdzieś w górę, aż całkiem zniknęła, pozostawiając samo biało, jakby jej właściciel oglądał tył swojej głowy.

Przybysz doszedł do Dumbledore'a i wyciągnął rękę również pokrytą bliznami, a Dumbledore ją uścisnął, mrucząc coś, czego Ana nie dosłyszała. Chyba zadał przybyszowi pytanie, na które ten potrząsnął głową bez uśmiechu i odpowiedział półgłosem. Dyrektor kiwnął głową i wskazał przybyszowi wolne krzesło po swojej prawej ręce. Przybysz usiadł, strząsnął szarą grzywę z twarzy, przyciągnął do siebie talerz kiełbasek, podniósł go do tego, co mu zostało z nosa i powąchał. Następnie wyjął z kieszeni mały nóż, nadział kiełbaskę na jego koniec i zaczął jeść. Jego normalne oko utkwione było w kiełbasce, ale niebieskie ciągle miotało się we wszystkie strony, rozglądając się po sali.

- Pragnę wam przedstawić naszego nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, profesora Moody'ego - powiedział Dumbledore pogodnym tonem w głuchej ciszy. 

Nowych nauczycieli zwykle witały gromkie brawa, ale tym razem rozległo się tylko kilka nieśmiałych oklasków, które szybko ucichły. 

- Moody? Ten Alastor Moody, który szkolił twoją kuzynkę? - zapytała Jess Anę.

- Najwyraźniej tak. Dora nigdy mi nie mówiła jak Moody wygląda - powiedziała Ana.

Moody nie wyglądał na przejętego tym mało entuzjastycznym powitaniem. Zignorował dzban soku dyniowego stojący na stole i wyjął piersiówkę, z której pociągnął solidny łyk.

- Na czym to ja skończyłem? - zapytał Dumbledore. - A tak... mam przyjemność ogłosić, że w tym roku w Hogwarcie odbędzie się Turniej Trójmagiczny!

- Pan chyba ŻARTUJE! - krzyknął Fred Weasley. Napięcie spowodowane pojawieniem się Moody'ego zelżało. Prawie wszyscy się roześmiali, Dumbledore zacmokał. 

- Ja nie żartuję, panie Weasley - powiedział Dumbledore. - A skoro już pan wspomniał o żartowaniu, przypomniał mi się znakomity dowcip, który usłyszałem tego lata. O trollu, wiedźmie i krasnoludku, którzy wchodzą do baru...

McGonagall odchrząknęła.

- Ale to nie czas na to - powiedział Dumbledore. - Otóż pierwszy turniej odbył się jakieś siedemset lat temu, jako przyjacielskie współzawodnictwo trzech największych w Europie szkół magii i czarodziejstwa: Hogwartu, Beauxbatons i Durmstrangu. Każda szkoła wybierała swojego reprezentanta, a owych trzech reprezentantów rywalizowało między sobą w trzech magicznych zadaniach. Turniej odbywał się co pięć lat, po kolei w każdej szkole, i w powszechnej opinii był znakomitą okazją do zadzierzgnięcia trwałych więzi między młodymi czarownicami i czarodziejami różnych narodowości. Niestety, ofiar śmiertelnych było tyle, że w końcu zaprzestano organizować turnieje.

- Ofiar śmiertelnych? - szepnęła Hermiona.

Inni uczniowie nie podzielali jej obaw. Szeptali między sobą w podnieceniu. Sama Ana chciała dowiedzieć się czegoś więcej o tym turnieju. Nie interesowała się ofiarami śmiertelnymi sprzed kilkuset lat.

- Ostatni turniej odbył się w 1792 roku. Przez wieki bezskutecznie próbowano reaktywować tradycję Turnieju Trójmagicznego - kontynuował Dumbledore. - Nasz Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów i Departament Czarodziejskich Gier i Sportów uznał jednak, że nadszedł czas na jeszcze jedna próbę. Pracowaliśmy ciężko przez całe lata, by mieć pewność, że tym razem żaden mistrz nie znajdzie się w śmiertelnym zagrożeniu. Dyrektorzy Beauxbatons i Durmstrangu przybędą do nas w październiku z listami kandydatów, a wybór kandydatów odbędzie się w Noc Duchów. Niezależny sędzia osądzi, którzy uczniowie najbardziej zasługują na to, by współzawodniczyć o Puchar Turnieju Trójmagicznego, chwałę swojej szkoły i tysiąc galeonów.

- Wchodzę w to! - syknął Fred Weasley z twarzą rozjaśnioną na myśl o takiej chwale i bogactwie.

Nie tylko on miał takie myśli. Ana wyobraziła sobie jak wygrywa Puchar Turnieju Trójmagicznego. Przyniosłaby chwałę swojemu nazwisku. Nazwisko Black nie kojarzyłoby się już tylko ze zbiegłym ,,seryjnym mordercą" i śmierciożercami. Inni uczniowie szeptali gorączkowo do sąsiadów albo wpatrywali się z najwyższym przejęciem w dyrektora. Jednak Dumbledore znowu przemówił:

- Wiem, że każde z was pragnęłoby zdobyć Puchar Turnieju Trójmagicznego dla Hogwartu. Dyrektorzy poszczególnych szkół i przedstawiciele Ministerstwa Magii uzgodnili jednak, że w tym roku zastosujemy ograniczenie wieku kandydatów. Mogą się zgłaszać tylko ci, którzy ukończyli siedemnaście lat. Uważamy to - tu podniósł trochę głos, bo w sali rozbrzmiało kilka okrzyków oburzenia i zawodu, a Fred i George Weasleyowie wyglądali, jakby dostali nagle napadu szału - za niezbędne, jako że zadania turniejowe będą wyjątkowo trudne i niebezpieczne, i choć zostaną przedsięwzięte wszelkie środki ostrożności, nie sądzimy, by uczniowie poniżej szóstej i siódmej klasy mogli sobie z nimi poradzić. Osobiście dopilnuję, aby żaden uczeń, który nie ma jeszcze siedemnastu lat, nie próbował oszukać niezależnego sędziego co do swojego wieku, żeby dostać się na listę kandydatów.

Jego jasnoniebieskie oczy drgnęły, gdy przez chwilę zatrzymał wzrok na buntowniczych twarzach Freda i George'a. 

- Dlatego proszę was, żebyście nie marnowali czasu na zgłaszanie się, jeśli nie macie siedemnastu lat. Delegacje Beauxbatons i Durmstrangu przybędą w październiku i pozostaną w Hogwarcie prawie do końca tego roku. Jestem pewny, że okażecie naszym zagranicznym gościom prawdziwą, godną naszej szkoły gościnność, a naszemu reprezentantowi szczere i bezwarunkowe poparcie. No, ale jest już późno, a wiem, jak bardzo zależy każdemu z was, by jutro rano wstać wypoczętym i gotowym do rozpoczęcia nauki. Pora spać! Zmykajcie! - Dumbledoe usiadł i  zaczął rozmawiać z Szalonookim Moodym.

Wybuchł gwar i  rozległo się szuranie krzeseł, gdy wszyscy uczniowie wstali i ruszyli tłumnie ku podwójnym drzwiom wiodącym do Sali Wejściowej. 

- Nie mogą nam tego zrobić! - powiedział George, który nadal stał przy stole i łypał wściekle na Dumbledore'a. - Kończymy siedemnaście lat w kwietniu, i co, nie dadzą nam szansy?

- Ja tam mam to w nosie i się zgłaszam - powiedział Fred, który również patrzył spode łba na dyrektora. - Reprezentanci będą mogli robić mnóstwo rzeczy, na które normalnie nikomu by nie pozwolono. No i tysiąc galeonów nagrody!

- Tak, tysiąc galeonów... - mruknął Ron, który miał niezbyt przytomną minę.

- Nawet wiem na co bym wydała te tysiąc galeonów - powiedziała Ana, nie mogąc powiedzieć o tym głośno.

- O tak, ja też - powiedziała Jess, która zapewne rozumiała co Black miała na myśli.

- Nie rozumiem tego o szóstej i siódmej klasie. Przecież Fred i Geroge będą na tym samym poziomie nauki co szóstoroczni, którzy mają skończone siedemnaście lat, a przynajmniej skończą najpóźniej w dniu zgłoszeń, o ile liczą się urodziny w tym dniu, bo tego Dumbledore nie powiedział - powiedziała Amy.

- No właśnie, jak ktoś ma siedemnaście lat w szóstej klasie, to albo dlatego że musiał zacząć szkołę rok po tym, w którym skończył jedenaście lat, bo trzeba mieć ukończone jedenaście lat, albo nie zdał do siódmej klasy, a raczej nie chcielibyśmy na reprezentanta kogoś, kto nie zdał - powiedziała El. 

- Słuchajcie, powinniśmy się ruszyć, bo inaczej tylko my zostaniemy w Wielkiej Sali - powiedziała Hermiona.

Ruszyli więc do Sali Wejściowej, gawędząc o turnieju. Bliźniacy dyskutowali o tym w jaki sposób Dumbledore zamierza powstrzymać uczniów poniżej siedemnastego roku życia przed zgłaszaniem się.

- Jak myślicie, kim jest ten niezależny sędzia, który ma zdecydować kto będzie reprezentował szkoły? - zapytał George.

- Nie wiem, ale to jego trzeba będzie wykołować. George, myślę że parę kropel eliksiru postarzającego wystarczy - powiedział Fred,

- Przecież Dumbledore wie ile macie lat - powiedział Ron.

- Tak, ale to nie on wybierze zawodników, prawda? Ja tam uważam, że jak już ten sędzia pozna tych, którzy się zgłoszą, wybierze po prostu najlepszego z każdej szkoły, nie zastanawiając się nad jego wiekiem. Dumbledore tylko stara się powstrzymać nas od zgłoszenia - powiedział Fred. 

- Ana, może ty pogadasz z Dumbledore'em i wyciągniesz z niego kim jest ten sędzia? - zapytał George. - Jesteś prawnuczką jego brata.

- Nie da rady. Nie byłam w stanie wyciągnąć od niego nawet tego, co stało się z moim ojcem, a próbowałam wiele razy w pierwszej i drugiej klasie. Trzecią zaczęłam już to wiedząc - powiedziała Ana. Oczywiście nie wiedziała wtedy wszystkiego, ale nie mogła tego powiedzieć bliźniakom, bo oni nie wiedzieli o niewinności Syriusza. - Nie ma szans, żeby zdradził mi kim jest ten niezależny sędzia.

- Pamiętajcie że w tym turnieju ludzie tracili życie - powiedziała Hermiona zaniepokojonym tonem, kiedy przeszli przez drzwi ukryte za gobelinem i zaczęli wspinać się po schodach.

- Ale to było kilka wieków temu - powiedział lekceważąco Fred. - Zresztą bez odrobiny ryzyka nie ma prawdziwej zabawy. Hej, Harry, Ron, Ana, Jess, Amy i El, jak wymyślimy jakiś sposób, żeby wykołować Dumbledore'a, to się zgłosicie?

- Fajnie byłoby znaleźć się na liście, nie? - zapytał Ron Harry'ego, Anę, Jess, Amy i El. - Ale pewnie wybiorą kogoś starszego, pewnie uznają że my jeszcze za mało wiemy.

- Raczej już uznali że za mało wiemy, skoro mogą się zgłaszać tylko ci z siódmej klasy, ewentualnie z szóstej, byleby miał siedemnaście lat - powiedziała Amy.

- Ja tam dobrze wiem że za mało umiem - rozległ się za plecami bliźniaków ponury głos Neville'a. - Chociaż babcia na pewno by chciała, żebym się spróbował. Zawsze powtarza, że powinienem dbać o honor rodziny. Będę musiał... auuu!

Jego noga zapadła się w stopień w połowie schodów. W Hogwarcie było wiele takich fałszywych stopni, a akurat ten większość uczniów znała tak dobrze, że przeskakiwała go bez zastanowienia. Jednak Neville miał nieustanne kłopoty z pamięcią. Harry i Ron chwycili go pod pachy i wyciągnęli z pułapki, podczas gdy zbroja stojąca na podeście u szczytu schodów, podzwaniała i zgrzytała, zanosząc się śmiechem

- Przymknij się - warknął Ron, zatrzaskując jej przyłbicę, kiedy przechodzili obok.

Doszli korytarzem do tajemnego wejścia do Wieży Gryffindoru, ukrytego za portretem Grubej Damy w jedwabnej różowej sukni.

- Hasło? - zapytała, kiedy podeszli.

- Banialuki - odpowiedział George. - Tak mi powiedział na dole prefekt.

Portrety odchylił się, pokazując dziurę w ścianie, przez którą przeleźli do Pokoju Wspólnego. Ana udała się do dormitorium dziewczyn z Jess, Amy, El i Hermioną. Parvati i Lavender już szykowały się do snu. 

- Zgłosiłabym się, gdybym mogła, a wy? - zapytała Jess, gdy Parvati i Lavender już zasnęły.

- Ja też, ale nie dla sławy, tylko dla tych pieniędzy. Tysiąc galeonów bardzo by mi pomogło odnaleźć Glizdogona - powiedziała Ana.

- O tak, użyłabym ich do tego samego - powiedziała Jess.

- Przyprowadziłabym odnalezionego Glizdogona do Ministerstwa Magii. Musieliby uniewinnić mojego tatę - powiedziała Ana.

- Macie czternaście lat. Nikt by was nie puścił na samotne poszukiwania oficjalnie zmarłego czarodzieja - powiedziała Hermiona, kładąc się do łóżka.

- Żadna z nas nie powiedziała o samotnym poszukiwaniu Glizdogona. Myślę że Lupin by się zgodził wybrać z nami na poszukiwania. Jest przyjacielem taty - powiedziała Ana.

Położyła się do łóżka i zasunęła kotary. Szybko zasnęła, śniąc o zwycięstwie w Turnieju Trójmagicznym i o tym jak za wygrane galeony odnalazła Petera Pettigrew i dzięki temu dorowadziła do uniewinnienia ojca. Oczywiście teoretycznie mogłaby wziąć tysiąc galeonów z rodzinnej skrytki Blacków w Banku Gringotta, ale ciotka Andromeda i wuj Ted mogliby zauważyć zniknięcie znacznej sumy gotówki, przy następnej wizycie w banku z nią. Oni nie wiedzieli, że Syriusz jest niewinny, więc Ana nawet tego nie próbowała. A tysiąca galeonów nagrody po prostu nigdy nie oddałaby do skrytki. Wiedziała jednak, że to nierealne marzenia. Wątpiła żeby Fredowi i George'owi udało się znaleźć sposób, żeby przechytrzyć niezależnego sędziego, kimkolwiek jest.