Zaklęcia śmigały im nad głowami. Kwatera Główna Zakonu Feniksa w 
kilka chwil zmieniła się w ruinę. Wszędzie walały się połamane krzesła, 
podłużny stół, przy którym odbywały się spotkania, leżał rozwalony na 
kawałki. W czerwono-złotym dywanie ktoś wypalił dziurę. Nagle nastąpił 
huk i obrazy spadły ze ścian. Ich mieszkańcy w pośpiechu uciekli ze 
swoich ram. Syriusz Black właśnie walczył z jednym ze śmierciożerców. 
Był zamaskowany, ale po jego głowie rozpoznał, że ma do czynienia z 
Averym. Doskonale się bawił unikając jego klątw i od czasu do czasu 
wysyłając w jego stronę jakieś zaklęcie.
- Co jest, Avery? Oślepłeś? - zakpił Syriusz, rzucając w niego Zaklęciem Rozbrajającym.
Śmierciożerca
 w ostatniej chwili uchylił się przed zaklęciem. Uniósł różdżkę i 
wycelował w Blacka, który najwyraźniej nie zauważył, że jego 
Expelliarmus nie trafił, ponieważ jego uwaga nie była skupiona na nim.
- Avada... - W tej chwili śmierciożerca padł jak długi na zniszczony dywan.
Syriusz
 rozejrzał się za swoim wybawcą. Długo nie musiał szukać. Tuż za 
spetryfikowanym Averym stał Remus Lupin z uniesioną różdżką.
- Powinieneś bardziej uważać, Syriuszu - powiedział mężczyzna.
- Oj, lepiej powiedz gdzie jest Ally... nigdzie jej nie widzę... - Łapa
 rozglądał się za swoją żoną, lecz nigdzie jej nie dostrzegał.
- 
Poradzi sobie. To w końcu cioteczna wnuczka samego Albusa Dumbledore'a -
 uspokajał go Remus. - A tak nawiasem mówiąc, uważam że to nie rozsądne,
 żebyś tu był. W każdej chwili może pojawić się tu Voldemort.
- No i? - zapytał Syriusz wzruszając ramionami.
- Kiedyś cię to zamiłowanie do ryzyka zgubi - odpowiedział Lupin, 
patrząc na niego z dezaprobatą. - Myślisz, że James byłby zadowolony, 
gdyby wiedział, że właśnie się narażasz?
- Myślę, że James sam 
chciałby tu być, móc walczyć. Nie widziałeś go. Nie masz pojęcia jak go 
zmieniło uziemienie w domu. Dziś jest Noc Duchów, a on nawet nie może 
rozdawać cukierków mugolskim dzieciom z sąsiedztwa.
- Fakt, dawno nie widziałem Lily i Jamesa. Właściwie to dlaczego do tej pory nie powiedziałeś mi gdzie się ukrywają?
- Uznaliśmy, że lepiej będzie jeśli jak najmniej osób będzie to wiedziało.
- Ale przecież ja też jestem jednym z ich najbliższych przyjaciół. Dlaczego Peter może wiedzieć, a ja nie?
Syriusz
 nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Nie chciał w to wierzyć. Pragnął, żeby
 to była pomyłka, ale fakt, że śmierciożercy odkryli Kwaterę Główną, 
jednoznacznie dowodziło, że wśród przyjaciół był zdrajca. Nie było co 
prawda niepodważalnych dowodów na Lupina, ale jeśli nie on, to kto? 
James nie mógł wychodzić z domu w Dolinie Godryka odkąd okazało się, że 
przez przeklętą przepowiednię Voldemort czyha na życie małego Harry'ego.
 Zresztą Łapa i tak nigdy by nie podejrzewał swojego najlepszego 
przyjaciela. Peter to tchórz i beztalencie. Na co on Voldemortowi? On 
sam, Syriusz, wolałby umrzeć, niż zdradzić przyjaciół. Został tylko 
Remus. Jako wilkołak żyjący w społeczeństwie był bardzo pożyteczny dla 
Czarnego Pana. Łapa był rozdarty. Z jednej strony nie wierzył, że Lupin 
był zdrajcą, ale z drugiej strony nikogo innego nie mógł o to 
podejrzewać.
- Ee... Lunatyku? Nie masz czasem pojęcia kto nas wydał? - zapytał, starając się brzmieć naturalnie.
- Niby skąd miałbym to wiedzieć? To zresztą obecnie najmniejsze 
zmartwienie. Wygląda na to, że sami musimy rozprawić się ze 
śmierciożercami, bo ministerstwo jakoś nie śpieszy się z przysłaniem 
aurorów - odpowiedział Lupin i nie czekając na reakcję przyjaciela 
rzucił się do walki z Nottem, który akurat walczył z Frankiem 
Longbottomem.
Syriusz wbiegł między pojedynkujących się 
czarodziei, od czasu do czasu odbijając zaklęcie lecące w jego stronę. 
Nie zwracał na nic uwagi. Miał tylko jeden cel. Znaleźć Ally, co w tym 
tłumie nie było łatwe. Stracił już nadzieję, że ją odnajdzie, gdy 
usłyszał śmiech, który mógł należeć tylko do jednej osoby. Jego 
znienawidzonej kuzynki, Bellatriks Lestrange. Nagle usłyszał krzyk, tym 
razem jego żony. Dobiegał z piwnicy. Niewiele myśląc zbiegł po 
schodkach, przeskakując kilka rozlatujących się stopni.
- Drętwota! - krzyknął Syriusz celując różdżką w Lucjusza Malfoya.
Śmierciożerca
 uderzył o ścianę, przy okazji zwalając kilka słoików, i stracił 
przytomność. Ally klęczała na środku piwnicy. Długie ciemnoblond włosy 
lepiły jej się do koszuli. Cała dygotała. Jej różdżka leżała kilka 
metrów od niej. Nie miała jak się obronić.
- Expelliarmus! - zawołał Łapa, chcąc rozbroić Bellatriks, lecz ta uchyliła się przed zaklęciem.
Rozpętała
 się walka. Oboje wiedzieli, że żadne z nich nie podda się żywcem. 
Syriusz uwielbiał walczyć z kuzynką. Była jedną z nielicznych osób, 
które uważał za godnych siebie przeciwników. Większość wrogów powalał w 
jednej chwili. Z Bellatriks było inaczej. Umiejętnościom i uporem 
dorównywała jemu. Mogliby tak rzucać w siebie klątwami w nieskończoność 
albo dopóty, dopóki któreś z nich nie padnie trupem. A Łapa pragnął 
śmierci Bellatriks jak nikogo innego na świecie, może poza samym 
Voldemortem. I chciał być tym, który pozbawi życia najwierniejszą 
śmierciożerczynię, choć zwykle stronił od zabijania wrogów. Musiałby 
zniżyć się do ich poziomu.
- Nie jesteś zmęczona? - zadrwił Black, trafiając kuzynkę niewerbalnym zaklęciem.
- Odpocznę, gdy ukarzę cię za zhańbienie czystej krwi - odparła Bellatriks.
- Obawiam się, że mam inne zdanie odnośnie tego, co hańbi czystą krew - powiedział Syriusz.
Nagle usłyszeli trzaski aportacji i deportacji dobiegające z góry. No, wczas przysłali wsparcie - pomyślał Łapa.
- Sectusempra! - krzyknęła Bellatriks, celując różdżkę w pierś Ally.
Deportowała
 się zanim Syriusz zdążył zareagować. Uklęknął obok żony i chwycił ją w 
ramiona. Cięte rany na jej piersi obficie krwawiły.
- Wytrzymaj, skarbie... pomoc zaraz nadejdzie... Gdybym tylko znał przeciwzaklęcie... - powiedział, gładząc ją po policzku.
- Za późno, Syriuszu. Obiecaj mi jedno... - wyszeptała Ally.
- Nie... Ally... nie umieraj... nie możesz umrzeć... - Głos Łapy się załamał.
- Obiecaj, że będziesz chronił naszą córkę. Obiecaj, że nie pozwolisz 
by Anie stała się krzywda - wychrypiała kobieta, patrząc na niego 
niebieskimi oczami, w których gasło życie.
- Obiecuję - szepnął Syriusz, a po jego policzkach spłynęły łzy.
Ally ostatni raz uśmiechnęła się do niego, po czym jej głowa opadła na jego ramię.
- Nie... - jęknął Łapa, tuląc ją do piersi. W tej chwili jeszcze bardziej pragnął śmierci Bellatriks.
Usłyszał czyjeś kroki, ale nie dbał o to, do kogo należą.
- Syriuszu... - Remus położył mu rękę na ramieniu. - Pozwól zabrać ciało...
Łapa
 nie potrafił na niego spojrzeć. Złożył ostatni pocałunek na ustach 
Ally. Już nigdy nie poczuje ich smaku. Deportował się prosto pod ich 
dom, który odziedziczył po wuju Alphardzie. Był to mały domek na 
przedmieściach Londynu. Z westchnięciem spojrzał na fioletowe zasłony, 
które Ally sama wybrała. Nie lubił tego koloru, ale kochał ją, więc 
zgadzał się na wszystko, czego chciała. Wiedział, że już nigdy nie 
pokocha żadnej kobiety tak jak ją. W Hogwarcie wiele dziewczyn za nim 
latało, ale ona była inna. Dopiero gdy dojrzał... przynajmniej 
częściowo... zaczęła zwracać na niego uwagę. Może to przez przyjaźń z 
Lily Evans, która zgodziła się umówić z Jamesem dopiero wtedy, gdy 
uznała, że wydoroślał? Syriusz od pierwszej randki wiedział, że była tą 
jedyną. Choć i to nie pchnęło go do ożenku. Prawdę mówiąc, wolał życie 
na kocią łapę. Małżeństwa uważał za przereklamowane... James i Lily byli
 idealnym obrazkiem męża i żony... on sam nigdy nie widział się w roli 
współmałżonka. I prawdopodobnie Ally nie byłaby jego żoną, gdyby nie 
zaszła w ciążę. Lily postawiła mu warunek, że albo oświadczy się Ally 
albo powie jej, żeby z nim zerwała. "Dziecko musi mieć pełną rodzinę, Łapo!"
 - tak powiedziała. Syriusz uśmiechnął się na to wspomnienie. Spojrzał 
na niebo. Pół-księżyc wyjrzał zza ciemnych chmur. Pomyślał, że zobaczy 
co u Glizdogona, dawno go nie odwiedzał. Wsiadł na motocykl i poleciał 
do jego kryjówki. I od razu coś go zaniepokoiło. Było zbyt cicho. 
Podejrzanie cicho. Wszedł do środka. Mały salon wyglądał na pusty.
- Glizdogonie! - zawołał Syriusz, ale nikt mu nie odpowiedział. - Peter! Jesteś tu? Glizdek!
Poczuł
 jak żołądek zawiązał mu się w supeł. Nikogo tu nie było. Nie było też 
żadnych śladów walki... To musiało oznaczać tylko jedno.
- Co ja zrobiłem... - powiedział Łapa.
Wsiadł
 na motocykl i poleciał jak najszybciej mógł. Wylądował w Dolinie 
Godryka, przed ich domem. Nie dbał o to, czy jacyś mugole go zauważą. 
Spóźnił się. Całe drugie piętro po prawej stronie było rozwalone. Wszedł
 do domu Potterów, mając nadzieję, że jakoś ocaleli. Szybko jej się 
pozbył, ponieważ w przedpokoju zauważył ciało Jamesa. Miał kredowo-bladą
 twarz, a jego martwe oczy wpatrywały się w sufit.
- W-wybacz, James... to moja wina... ja was do tego namówiłem... - powiedział Syriusz łamiącym się głosem.
Ostrożnie
 wszedł na górę po zniszczonych schodach. Wiedział co tam zastanie. To 
tam stało łóżeczko Harry'ego. Lily leżała na podłodze. Jej zielone oczy,
 niegdyś ciepłe, były puste i bez życia. Nagle coś się poruszyło. Łapa 
automatycznie chwycił za różdżkę w kieszeni, ale okazało się, że był to 
tylko Hagrid, podnoszący małego Harry'ego z łóżeczka. Na czole chłopca 
widniała cienka blizna w kształcie błyskawicy. Był wystraszony, chociaż 
nie płakał. Nie rozumiał co się stało.
- Spokojnie Harry... zabiorę cię stąd... - powiedział Hagrid.
- Hagridzie - odezwał się Syriusz.
- Syriuszu, nie usłyszałem kiedy wszedłeś - odparł olbrzym. - 
Wyobrażasz sobie? Sam-Wiesz-Kto zakatrupił ich obu... Lily i Jamesa... A
 maleńkiego Harry'ego nie mógł.
- Co tu właściwie się stało? Skąd ta blizna?
- Dumbledore twierdzi, że to zostało mu po śmiertelnej klątwie 
Sam-Wiesz-Kogo. Zaklęcie odbiło się od Harry'ego i trafiło w niego. 
Podobno zostało z niego najmarniejsze widmo. Niektórzy mówią, że umarł, 
ale ja w to nie wierzę. Bo niby co mogło w nim umrzeć? Dumbledore uważa,
 że jeszcze wróci. No a teraz przepraszam cię, Syriuszu, muszę zabrać 
Harry'ego. Dumbledore mi kazał...
Łapa zagrodził mu drogę.
- Daj mi go, Hagridze... To mój chrześniak, jestem za niego odpowiedzialny - powiedział wyciągając ręce.
- Nie mogę. Dumbledore kazał mi przynieść go na Privet Drive - odparł Hagrid.
- Do Dursleyów? - zdziwił się Łapa. - Przecież to najgorsi mugole jakich widział świat! Harry nie będzie miał tam życia!
- A czy to moja wina? Spełniam tylko rozkaz Dumbledore'a - żachnął się 
olbrzym. - Poza tym... nie wiem czy dałbyś radę... Słyszałem co się 
stało z Ally... Samotne wychowanie jednego dziecka to już trudna 
sprawa... sam to wiem, bo mnie tatuś wychował sam... a co dopiero 
dwojga...
- Dałbym sobie radę, Hagridzie.
- Przykro mi, 
Syriuszu, ale nie mogę ci go dać. Kiedyś na pewno jeszcze go zobaczysz, 
ale teraz muszę dostarczyć Harry'ego na Privet Drive.
- W takim razie weź mój motocykl. Jest wystarczająco duży dla ciebie... i lata. Tak będzie najszybciej. Stoi przed domem.
Wyszli
 na zewnątrz. Hagrid trzymając Harry'ego zawiniętego w koce. Włożył 
gogle na oczy i wsiadł na motocykl, umieścił zawiniątko w płaszczu, 
uderzył nogą w pedał gazu i pojazd z głośnym warkotem wzbił się w 
powietrze. Syriusz obserwował go dopóki nie zniknął mu z oczu. Teraz 
miał tylko jeden cel. Odszukać Glizdogona. I zabić go. Ukarać parszywego
 zdrajcę. Najpierw musiał jednak zrobić coś innego... Aportował się w 
ogrodzie Tonksów.  Energicznie zapukał do drzwi ich domu. Otworzyła mu 
Andromeda. Za nią stał Ted.
- Och,  Syriuszu,  nareszcie jesteś...
 wiemy co się stało.  Ally... i Lily i James... Pewnie teraz zabierzesz 
Harry'ego do siebie, tak? - zapytała kuzynka, pozwalając mu wejść do 
środka.
- Chciałem, ale Hagrid powiedział, że Dumbledore kazał mu 
przynieść go na Privet Drive. Pożyczyłem mu swój motocykl - odpowiedział
 Łapa.
- Cóż... pewnie miał swoje powody. Ana nie dawno zasnę... - Ted jednak nie dokończył zdania, bo rozległ się płacz dziecka.
Syriusz
 wszedł na górę, gdzie była jego córka. Podniósł dziewczynkę z łóżeczka,
 na co natychmiast się uspokoiła i teraz ssała kciuka.
- Ty to masz podejście do dzieci, Łapo. Ja nigdy nie potrafiłem uspokoić Dory, gdy była niemowlakiem - powiedział Ted.
- Dromedo, Ted, mogę mieć do was prośbę? - zapytał Syriusz.
- Oczywiście - odpowiedziała Andromeda.
- Muszę iść coś załatwić... i nie wiem kiedy wrócę... Możecie zaopiekować się Aną, jeśli coś mi się stanie? - poprosił Łapa.
- Naturalnie. Nie ma problemu - odparł Ted. - Ale dlaczego...
- Po prostu chcę być pewien, że moja córka zostanie w dobrych rękach - 
przerwał mu Syriusz. Spojrzał na Anę, która patrzyła na niego z 
zaciekawieniem.  - Wrócę, obiecuję. - I podał małą swojej ulubionej 
kuzynce.
__________________________________________________________________________
Tak, wiem, że w tym rozdziale jest mało o głównej bohaterce, ale to bardziej taki prolog. W następnych będzie jej więcej.
Bombowy, ale to już przecież wiesz...hehe ^^ Pisałam jak były na onecie. W sumie to jeszcze raz to przeczytałam by odświeżyć sobie pamięć i napisac koma, ale powiem Ci, że emocje i wgl dopisywały mi tak jakbym to pierwszy raz czytała.
OdpowiedzUsuńOpisy super! Czyta się lekko i przyjemnie :D
Mówiłam już, że Cię uwielbiam? Nie? No to teraz Ci to mówię.
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział dosłownie płakałam. Czytałam go z zapartym tchem i wycierałam oczy.. To w domu Lily i Jamesa przebiło wszystko... :'(
Lecę czytać dalej :)