poniedziałek, 23 maja 2016

Rozdział XI: Ucieczka Grubej Damy i Błyskawice

Nadeszła Noc Duchów. W Hogwarcie jak zwykle odbyła się uczta. Wielka Sala była ozdobiona magicznie powiększonymi dyniami. Po uczcie Gryfoni udali się do Wieży Gryffindoru, jednak nagle zatrzymali się przed portretem Grubej Damy.

- Co się dzieje? Neville znowu zapomniał hasła? - zapytał Ron.
- Jestem tutaj - odpowiedział Longbottom, stojący tuż obok.

Przez tłum tłoczący się przed portretem przecisnęła się Ginny.

- Gruba Dama zniknęła - powiedział.

Wtedy Ana to zobaczyła. Płótno obrazu było pocięte, a Grubej Damy nie było. Chwilę później zjawił się Dumbledore w towarzystwie Filcha.

- Panie Filch, trzeba zwołać duchy, niech przeszukają zamek - powiedział dyrektor, gładząc długim palcem pocięte płótno.
- Duchy nie będą potrzebne, Gruba Dama jest tam - odparł woźny, wskazując na jeden z obrazów.

Gryfoni mimo nawoływań prefekta Percy'ego pobiegli w tamtą stronę. Obraz przedstawiał świnię, Gruba Dama była schowana za nią. We włosach miała błoto i trociny, a w oczach przerażenie.

- Moja droga, kto ci to zrobił? - zapytał Dumbledore.
- Oczy jak u czorta jakiego... Chciał wejść do Wieży Gryffindoru, ale nie znał hasła. Powiedziałam mu, że nie mogę go wpuścić, a on wpadł w szał i mnie pociął! Syriusz Black! - odpowiedziała Gruba Dama, ostatnie dwa słowa wypowiedziała podniesionym głosem.

Ana prawie mimowolnie się uśmiechnęła, ale szybko się powstrzymała, widząc że wszyscy spojrzeli na nią.

- No co? Ja byłam cały czas na uczcie - powiedziała.
- Zamknąć bramę, uczniowie do Wielkiej Sali! - zarządził Dumbledore.

Uczniowie zostali położeni w Wielkiej Sali. Ana i Harry udawali, że śpią, gdy Filch chodził i sprawdzał czy nikogo nie brakuje. Chwilę później przyszli Dumbledore i Snape. Zaczęli przechadzać się między leżącymi.

- Sprawdzałem w lochach, ani śladu Blacka, dyrektorze - powiedział mistrz eliksirów.
- Doskonale, zdziwiłbym się, gdyby tu został - odparł Dumbledore.
- Pamięta pan jak poddałem w wątpliwość przyjęcie profesorze Lupina? - zapytał Snape.
- Nie wierzę żeby którykolwiek z nauczycieli pomógł Blackowi dostać się do zamku - odpowiedział stanowczo dyrektor.
- A co z Potterem i panną Black? Powinniśmy ich ostrzec? - spytał nauczyciel.
- Przyjdzie na to czas, na razie niech śpią. We śnie człowiek jest we własnym świecie, czasem stąpa wysoko w chmurach, a czasem chodzi twardo po ziemi - odpowiedział Dumbledore, patrząc na Anę i Harry'ego leżących plecami do niego, więc nie mógł zobaczyć, że mają otwarte oczy.

Następnego dnia Gryfoni i Ślizgoni mieli kolejną lekcję OPCM. Ku zdziwieniu tych pierwszych i zadowoleniu drugich, do klasy zamiast profesora Lupina wszedł Snape. Machnięciem różdżki pozamykał okna i zapanowała ciemność rozjaśniana tylko przez parę świec.

- Otwórzcie podręczniki na stronie 394 - powiedział nauczyciel.
- Przepraszam, ale gdzie jest profesor Lupin? - zapytał Harry.
- Zadziwiająca troska, co Potter? Wiedzcie że wasz drogi profesor Lupin nie jest obecnie w stanie prowadzić jakichkolwiek zajęć - odpowiedział Snape. - Strona 394! - Machnął różdżką w kierunku Rona, który powoli przewracał kartkę po kartce.
- Wilkołaki? Wilkołaki miały być za tydzień! Zaczęliśmy czerwone kapturki i zwodniki - powiedziała Hermiona.
- Cicho, Granger, minus 5 punktów - odparł nauczyciel. - Kto mi powie czym różni się wilkołak od animaga? - zapytał.

Ręka Hermiony natychmiast wystrzeliła w górę.

- Nikt? Jaka szkoda - powiedział Snape, ignorując ją.
- Może ja? Animag to ktoś, kto chce zamienić się w zwierze. Wilkołak nie ma wyjścia, zmienia się w każdą pełnię i podczas przemiany nie pamięta kim jest - odezwała się Hermiona.

Malfoy wydał z siebie dźwięk mający być chyba wyciem wilkołaka.

- Dziękuję, panie Malfoy. Już drugi raz odzywasz się niepytana, Granger. Wzięłaś sobie za punkt honoru odstawiać zarozumialca? Minut 5 punktów - powiedział Snape.
- Ma gość trochę racji - szepnął Ron do Harry'ego.
- Mam wrażenie, że jeszcze przed chwilą jej tu nie było - powiedziała cicho Ana.
- Hermiony? Też nie zauważyłam jak wchodziła do klasy - stwierdziła Jess.

Snape zaczął mówić o wilkołakach. W trakcie wykładu Malfoy podrzucił Anie kawałek pergaminu przedstawiający karykaturę jej spadającej z miotły. Pomyślała że to żałosne i tylko zgniotła świstek. Zauważyła, że Potter dostał podobną kartkę.

- Za tydzień przyniesiecie wypracowania o wilkołakach, na dwie rolki pergaminu - oznajmił Snape na koniec lekcji.
- Ale w sobotę jest mecz - zauważył Harry.
- To niech lepiej pan uważa, panie Potter. Połamane kończyny to żadna wymówka - odparł nauczyciel.

***
Nadszedł dzień meczu, drużyna Gryfonów zebrała się w szatni.

- Mam złe wieści, gramy z Puchonami - poinformował.
- Co? Ale mieliśmy grać ze Ślizgonami - zauważyła Ana.
- Zmienili grafik. Ślizgoni tłumaczyli się kontuzją ich szukającego - odparł Wood.
- Malfoy wcale nie jest kontuzjowany, Hardodziob ledwo go drasnął - powiedziała z oburzeniem Jess.
- To pewnie przez tę pogodę - stwierdził Fred.
- Ślizgoni boją się grać w takich warunkach - dodał George.

I rzeczywiście ostatnio cały czas było pochmurno i lało jak z cebra. Drużyna Gryfonów mimo to trenowała dwa razy dziennie. Dziś również lało i grzmiało.

- Jesteśmy w nieciekawej sytuacji, bo trenowaliśmy taktykę na Ślizgonów, a Puchoni stosują zupełnie inną grę - przyznał Oliver.
- Już wyobrażam sobie ten parszywy uśmiech na twarzy Malfoya - mruknął Harry.
- Jesteśmy silną i zgraną drużyną, trenowaliśmy codziennie dwa razy w trudnych warunkach. Możemy pokonać Puchonów, i zrobimy to, ale pamiętajcie, żeby ich nie lekceważyć. Oni też mają dobrą drużynę. Ich szukający, Cedrik Diggory, jest naprawdę świetny, więc zależy mi żebyś postarał się jak najszybciej złapać znicza, Potter - powiedział Wood. - Black, Collet, wiem że to dopiero wasz drugi mecz, ale pokazałyście już co potraficie. No i jest Angelina, stwórzcie zgrane trio, a nikt wam nie zabierze kafla. Fred, George... wiecie co robić. To mój ostatni rok w Hogwaricie i w tym roku na Pucharze Quidditcha musi widnieć nazwa naszej drużyny - zakończył.

Następnie Wood jak zwykle zanudzał ich wykładem i rozrysował taktykę na tablicy. W końcu drużyna Gryfonów wyszła na boisko, Puchoni także. Lało jak z cebra, grzmiało, było ciemno i pochmurno, co znacznie utrudniało widoczność. Pani Hooch jak zwykle przypomniała zasady i poprosiła o ładną i czystą grę. Kapitanowie podali sobie ręce i sędzia zadęła w gwizdek, wypuszczając w górę kafel. Ana szybko przejęła piłkę, ominęła tłuczek i podała do Jess, a ta rzuciła do Angeliny, której udało się zdobyć pierwszego gola.

- 10 PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU! - krzyknął Lee Jordan przez megafon.

Gra była zacięta i wyrównana. Gdy Gryfoni mieli 10 punktów przewagi, Wood poprosił o przerwę. Drużyna zebrała się w kółku, szkarłatne szaty lepiły im się do ciał.

- Mamy przewagę, ale bardzo niewielką. Musisz szybko złapać znicz, Harry, jeśli mamy wygrać mecz - powiedział Oliver.
- To nie takie łatwe. Ledwo widzę przez ten deszcz, okulary mi zaparowały - odparł Potter.

Podeszła do niego Hermiona, skierowała różdżkę w jego okulary i powiedziała:

- Impervius!

Okulary Harry'ego przestały być zaparowane i zaczęły odbijać krople deszczu.

- Lepiej? - spytała Granger.
- Tak, dzięki Hermiono - odpowiedział Potter.
- Jesteś wielka, Hermiono - dodał Wood. - Wracamy do gry.

Mecz trwał dalej. Harry zaciekle szukał znicza, ale Cedrik Diggory był faktycznie świetnym graczem i trudnym przeciwnikiem. Ana, Jess i Angelina zdobywały gole, ale ścigający Puchonów też. Nagle Black go zauważyła. Stał nieopodal trybun. Wielki czarny pies. Przez chwilę patrzyła wprost na niego, zapominając o meczu. Czy to był jej ojciec jak podejrzewała? Zamierzała podlecieć do Łapy, by powiedzieć jej o psie, ale wtedy zauważyła, że Harry też go zobaczył i na jego twarzy pojawił się cień strachu. Po chwili pies zniknął. Ana postanowiła, że powie Jess po meczu, teraz starała się o nim nie myśleć. Właśnie zdobyła kolejnego gola, gdy zrobiło się zimniej i ciemniej. Rączka jej Nimbusa 2000 oblodziła się. Wtedy ich zauważyła. Dementorzy. Ale co oni robią na stadionie? Black nie zdążyła się jednak nad tym zastanowić, bo poczuła że spada z miotły. Ostatnim co zdążyła zarejestrować zanim straciła przytomność, to Potter również spadający z miotły.

***
- Kiepsko wyglądają, co? - Ana usłyszała głos Rona.
- Też byś kiepsko wyglądał, jakbyś gruchnął z pięćdziesięciu stóp - powiedział jeden z bliźniaków.

Otworzyła oczy i przekonała się, że jest w skrzydle szpitalnym. Na łóżku obok leżał Harry, też był już przytomny. Otaczała ich drużyna, Amy, El, Ron, Hermiona i Neville.

- Jak długo tu jesteśmy? - zapytała Black.
- Dwa tygodnie. Dumbledore was uratował, a potem się wściekł - odpowiedziała Jess.
- Dementorom już nie wolno wchodzić na teren zamku - dodała Hermiona.
- A mecz? Kto wygrał? - spytał Potter.
- Puchoni, Diggory złapał znicz. Chciał powtórzyć mecz, gdy dowiedział się co się stało, ale powiedziałem mu, że wygrali uczciwie - odparł Wood. - Nie martwcie się, to nie wasza wina, wciąż mamy szanse wygrać puchar - dodał.
- Harry, Ana... jest jeszcze coś o czym powinniście wiedzieć - powiedziała niepewnie Amy.
- Nie wiedzieliśmy jak wam to powiedzieć... - przyznała El.
- Gdy spadliście, wasze miotły uderzyły w Wierzbę Bijącą i... teraz tak wyglądają. - Neville pokazał im dwie kupki połamanego drewna, które kiedyś były miotłami.

Ana poczuła jak coś zaciska się na jej sercu. Nimbus 2000, jej pierwsza miotła, prezent od ciotki i wuja na jedenaste urodziny. Tylko dwa razy, wliczając w to ten mecz z Puchonami, zagrała mecz dosiadając tej miotły. Po wyrazie twarzy Harry'ego poznała, że on czuł się podobnie. Chwilę później pani Pomfrey wygoniła gości, tłumacząc że Ana i Harry potrzebują spokoju.

- To nie jest normalne, że dementorzy tak na nas działają - stwierdziła Black.
- Chciałbym umieć się przed nimi bronić - powiedział Potter.
- Ja też i myślę, że to da się zrobić - odparła Ana.
- Jak? - zapytał Harry.
- W pociągu Lupin poskromił dementora, pamiętasz? Mógłby nas nauczyć - odpowiedziała Gryfonka.
- Dobry pomysł - zgodził się chłopak. - Poprosimy go po najbliższej lekcji.
- Ok.

Przez chwilę zapadła cisza. W końcu przerwał ją Harry.

- Widziałaś coś jeszcze? Na przykład wielkiego czarnego psa? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała Ana.
- Skoro go widziałaś... to znaczy, że to nie jest ponurak? - spytał Potter z ulgą w głosie.
- Daj spokój, ty w to wierzysz? - Black pokręciła głową z dezaprobatą. - To zwykły przybłęda. Przypadkiem zobaczyliśmy go chwilę przed tym jak pojawili się dementorzy. A przypominam ci, że w mojej filiżance nie było żadnego ponuraka - powiedziała.
- Skąd wiesz, że to zwykły przybłęda? - zainteresował się Harry.
- Pogłaskałam go - odparła Ana. - W wakacje, widziałam go dwa razy. Raz pod moim oknem, a drugi jak wyszłam na spacer. Był strasznie wychudzony. Chciałam go nawet przygarnąć. Już myślałam, że pójdzie za mną, ale on nagle nie wiem czemu zaczął szczekać i musiałam uciekać do domu. Potem widziałam go jeszcze na błoniach wieczorem po uczcie powitalnej - dodała, widząc jak rozszerzyły mu się oczy ze zdziwienia.
- Oszalałaś - powiedział Potter.
- To ty oszalałeś, jeśli wierzysz w te brednie o ponuraku - odparła Black. - Ten pies to nie może być żaden omen, skoro ma ciało.

Następnego dnia rano pani Pomfey na ich usilną prośbę wypuściła ich, marudząc że powinni jeszcze leżeć. Nadeszła kolejna lekcja OPCM. Ku uldze Gryfonów, tym razem pojawił się Lupin. Ana zauważyła, że miał bardziej podkrążone oczy niż zwykle. Nauczyciel anulował im wypracowanie od Snape'a, co powitali z zadowoleniem. Kontynuowali temat czerwonych kapturków i zwodników. Po lekcji Black i Potter celowo ociągali się z pakowaniem.

- Idźcie, zaraz do was dołączę - powiedziała Ana do Amy i El. To samo Harry powiedział Ronowi i Hermionie.
- Panie profesorze - zaczął Harry, gdy zostali sami w klasie.
- Chodźcie do mojego gabinetu - powiedział Lupin.

Chwilę później wszyscy troje weszli do jego gabinetu. Na biurku stało akwarium z druzgotkiem.

- Przygotowałem go na następną lekcję - powiedział nauczyciel. - O co chodzi? - zapytał.
- Chodzi o dementorów - odpowiedział Harry.
- Tak, dementorzy niewątpliwie działają na was bardziej niż na innych - powiedział Lupin.
- Niech pan nauczy nas jak się przed nimi bronić - poprosił Ana.
- Właśnie, w pociągu pan dementora poskromił - dodał Potter.
- W pociągu był tylko jeden - przypomniał Lupin. - Ale dobrze, nauczę was, skoro dementorzy tak na was działają, ale dopiero po feriach. Na razie muszę odpocząć - zgodził się.
- Dziękujemy - powiedzieli jednocześnie.
- Słyszałem o waszych miotłach. Nie da się nic zrobić? - zapytał nauczyciel.
- Niestety nie - odpowiedziała Black.
- Szkoda, to były bardzo dobre miotły, mogły jeszcze długo wam posłużyć - stwierdził Lupin.

***
- Widziałam go, tego psa - poinformowała Ana Amy, El i Jess, gdy zostały same w dormitorium. - Harry też go widział, myślał że to ponurak.
- Głupek. Nawet jeśli się pomyliłyśmy i to nie jest Syriusz, to znaczy, że jest to tylko zwykły przybłęda - odparła Collet.
- Nie mówiłaś mu chyba o podejrzeniach kim jest ten pies, co? - zapytała Mel.
- Jasne, że nie, nie jestem głupia - odpowiedziała Black. - Poprosiliśmy Lupina, żeby nauczył nas jak bronić się przed dementorami.
- I co? Zgodził się? - zaciekawiła się Eli.
- Tak, ale dopiero po feriach. Mówił że musi odpocząć - odparła Ana.

***
Nadszedł świąteczny poranek. Gdy Ana się obudziła, zobaczyła przy łóżku stosik prezentów. Wzięła pierwszy z góry i rozpakowała go. Był to zestaw miotlarski od Tonks. Black poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, jej kuzynka nie wiedziała, że Nimbus przepadł. Następny prezent był od ciotki i wuja, była to książka Quidditch przez wieki i domowe kociołkowe pieguski. Od Amy dostała fałszoskop, od El książkę o animagii, a od Jess poruszającą się miniaturkę Błyskawicy.

- Na prawdziwą mnie nie stać, a rodzice nie zgodziliby się, żebym dała komuś tak drogi prezent, więc pomyślałam, że kupię ci to, tak na pocieszenie po Nimbusie - powiedziała Jessy.
- Dzięki, jest super - odparła Ana, obserwując jak malutka miotła lata po dormitorium. - A jak ci się podoba mój prezent? - wyszczerzyła się.

Collet rozpakowywała prezent od niej. Był to plakat wyklejony zdjęciami Syriusza z gazet.

- Jest super! - zawołała Jess, ściskając przyjaciółkę tak, że omal nie zmiażdżyła jej żeber. Gryfonka od razu powiesiła plakat nad łóżkiem.
- Ana, tu jest jeszcze jeden prezent - zauważyła Amy.

Rzeczywiście obok jej łóżka leżał jeszcze jeden, podłużny pakunek, większy od innych.

- Ale od kogo to? - spytała Black, nie oczekując odpowiedzi.

Usiadła na łóżku, chwyciła pakunek i rozwinęła go. Wszystkie cztery wydały z siebie okrzyk zachwytu. To była prawdziwa Błyskawica.

- Nie wierzę - powiedziała Ana, gładząc lśniącą rączkę miotły. - Najszybsza miotła wyścigowa.
- Od kogo ją dostałaś? - zapytała Jess z nutką zazdrości w głosie.
- No właśnie nie wiem, nie ma żadnej karteczki... Albo czekaj... - Wygrzebała z pergaminu, w który zawinięta była miotła, karteczkę. Był na niej tylko odcisk psiej łapy. - Ale... jak on niby miałby mi kupić Błyskawicę? Przecież jest poszukiwany - zauważyła.
- Może coś wymyślił. Też chciałabym, żeby mój tata kupił mi Błyskawicę, no ale nie narzekam na swojego Nimbusa 2001 - powiedziała Łapa.
- Muszę ją pokazać Harry'emu - oznajmiła Black. - Nie powiem mu oczywiście o tej karteczce z odciskiem łapy - dodała.

Wzięła miotłę i wybiegła z dormitorium. Wpadła do dormitorium chłopców.

- Harry, zoba... - urwała, gdy zorientowała się, że Potter i Ron podziwiają taką samą miotłę jak jej. - Ty też dostałeś Błyskawicę? - zdziwiła się. Po co jej ojciec miałby kupować miotłę Harry'emu? O ile w ogóle to on kupił im miotły.
- Tak. Miałaś jakąś karteczkę z podpisem od kogo to, czy coś? - zapytał Potter.
- Nie - skłamała Black.

Ana, El, Amy, Jess, Harry i Ron zeszli do Pokoju Wspólnego i podziwiali Błyskawice Harry'ego i Any, i pokazali je Hermionie. Tylko ona była sceptyczna i nie podzielała ich zachwytu.

- Powinniście to zgłosić - powiedziała.
- Zgłosić? Po co? - zapytał Ron.
- Nie wiadomo od kogo te miotły - zauważyła Granger.
- I co z tego? Jakby ktoś chciał nam coś zrobić, to raczej nie kupowałby w tym celu najdroższych mioteł - odparła Ana.

Granger zrezygnowana pokręciła głową. Udali się do Wielkiej Sali, gdzie zamiast czterech stołów, przy których zasiadali uczniowie, był tylko jeden długi stół. Ana zauważyła że z innych Domów nikt nie został na święta w Hogwarcie. Przy stole siedzieli uradowany Dumbledore, Snape z miną jakby zjadł coś kwaśnego, profesor Sprout, profesor Flitwick i profesor McGonagall.

- Witajcie, moi kochani, ponieważ w tym roku mało osób zostało na święta w Hogwarcie, postanowiłem że zasiądziemy do Bożonarodzeniowej uczty przy jednym stole - uśmiechnął się Dumbledore.

Siódemka Gryfonów zajęła miejsca przy stole.

- Uśmiechnij się, Severusie, w końcu mamy święta! - zawołał Dumbledore. Snape zrobił grymas, który chyba miał być uśmiechem.

Nagle do sali weszła profesor Trelawney. Był to zaskakujący widok, bo ona rzadko wychodziła ze swojego gabinetu w Wiezy Północnej. Bardzo rzadko pojawiała się na posiłkach w Wielkiej Sali, twierdząc że tłum rozprasza jej wewnętrzne oko.

- Sybillo, cóż za niespodzianka - powiedział rozradowany Dumbledore.
- Moje wewnętrzne oko kazało mi tu zejść - przyznała Trelawney, rozglądając się nerwowo.
- Cieszę się, usiądź z nami, Sybillo - odparł dyrektor. Profesor Sprout przesunęła się, by zrobić jej miejsce.

Trelawney omiotła wszystkich wzrokiem.

- Nie mogę. Jeśli usiądę, będzie nas trzynaścioro - powiedziała.
- I co z tego? - zapytała McGonagall.
- Jak to "I co z tego?" - powtórzyła Trelawney z oburzeniem w głosie. - Gdy przy jednym stole zbierze się trzynaścioro osób, pierwsza osoba, która wstanie, umrze jako pierwsza - wyjaśniła.
- Dyrdymały - powiedziała McGonagall. - Siadaj, Sybillo, nikt dzisiaj nie umrze.

Trelawney prychnęła urażona lekceważeniem jej przedmiotu, ale usiadła między Sprout a Flitwickiem. Podczas uczty Dumbledore próbowal podtrzymywać wspólną rozmowę.

- Panno Colen, panno Tagworth, dlaczego nie wyjechałyście na święta, jak wasi bracia? - zapytał.
- Rodzice i Lucas pojechali odwiedzić ciotkę, której nie znoszę - odpowiedziała Amy.
- A moi i Kevin polecieli do Polski, w Bieszczady, a ja nigdy nie miałam kondycji do łażenia po górach - odparła El.

Uczniowie w końcu postanowili odejść od stołu. Ana, Harry i Ron wstali niemal jednocześnie.

- Kto z was pierwszy wstał? - zapytała Trelawney przerażonym głosem.
- Ee... a jakie to ma za znaczenie? - zapytał Potter.
- To z was, które wstało najpierw, umrze jako pierwsze - odpowiedziała nauczycielka.
- Nie sądzę, żeby to miało jakieś znaczenie, chyba że za rogiem czyha szaleniec z siekierą, czekający by wszystkich wymordować - wtrąciła McGonagall.

Za Aną, Harrym i Ronem z Wielkiej Sali wyszły Jess, Amy i El. Jedynie Hermiona została, tłumacząc że chce porozmawiać z McGonagall o swoich ocenach.

- Już nie mogę się doczekać meczu - powiedziała Ana, gładząc rączkę miotły, gdy znaleźli się w Pokoju Wspólnym.
- Dasz się przelecieć? - wypaliła Jess.
- A ty mi, Harry? - zapytał Ron.
- Jasne, ale jak my polatamy - odpowiedział Potter.
- Hej, a może teraz pójdziemy polatać na błonia? - zaproponowała Black. - Jest zimno, ale pogoda ładna - dodała.
- Dobry pomysł - zgodził się Harry.
- Ja latam zaraz po tobie, Ana - powiedziała szybko Łapa.
- A ja po Harrym - dodał szybko Ron.
- Ja po Jess - zaklepała Amy.
- To ja po Ronie, bo nie chcę czekać aż wszystkie trzy polatacie - powiedziała El.

Nie zdążyli jednak nawet dobiec do dziury za portretem sir Cadogana, który jako jedyny zgodził się zastąpić Grubą Damę, ponieważ do Pokoju Wspólnego weszła McGonagall, a za nią Hermiona.

- Potter, Black, czy to prawda, że dostaliście miotły? - zapytała nauczycielka.
- Tak - odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ana, łypiąc wściekle na Granger, bo domyślili się, że to ona doniosła McGonagall o Błyskawicach.
- I nie wiadomo kto je wam przysłał? - zapytała ponownie.
- Nie - skłamała Black, choć ona dobrze wiedziała kto przysłał im Błyskawice.
- Muszę zarekwirować wam te miotły - powiedziała McGonagall.
- Nie może pani! - krzyknął Harry, ściskając mocniej rączkę miotły, a Ana zrobiła to samo.
- Nie ty decydujesz co mogę, Potter - powiedziała ostro nauczycielka. Miotły muszą zostać zbadane pod kątem złowrogich zaklęć, czy nie zostały zostały zaczarowane. Pani Hooch je rozbierze i...
- Rozbierze?! - przerwała jej Black. - To jest bezczeszczenie świętości!
- Cicho! - powiedziała stanowczo. - Jeśli wszystko będzie w porządku, miotły zostaną wam zwrócone.
- Dostaniemy je z powrotem przed meczem? - zapytał Harry. Tak jak Ana nie był pewny, czy jeszcze zobaczy swoją Błyskawicę w jednym kawałku.
- Zobaczymy. Cały proces potrwa pewnie około dwóch tygodni - odpowiedziała, zabierając im miotły.

Gdy wyszła przez chwilę panowała grobowa cisza.

- Ty mała, podła donosicielko! - wybuchła Ana, celując oskarżycielskim palcem w Hermionę. - Musiałaś donieść McGonagall, co? Wcale nie zostałaś w Wielkiej Sali, żeby porozmawiać z nią o ocenach! Tak bardzo zazdrościsz, że to ja i Harry dostaliśmy najlepsze miotły wyścigowe, a nie ty? - warknęła.
- Nie... ja tylko... ja tylko pomyślałam, że te miotły mógł wam przysłać Syriusz Black! - powiedziała Granger na granicy płaczu.
- Syriusz Black? - prychnął Harry. - A niby jak? On jest poszukiwanym zbiegiem. Myślisz, że mógłby sobie tak po prostu wejść do sklepu i kupić Błyskawice? - zapytał.
- Nie wiem, ale... - jęknęła Hermiona. - Chciałam waszego dobra. Jeśli te miotły są zaczarowane, coś mogłoby wam się stać.
- Serio sądzisz, że mój ojciec nie znalazłby tańszego sposobu, żeby nas zabić? - zapytała chłodno Ana. Z jednym musiała się z nią zgodzić. Te miotły były prezentem od Syriusza Blacka. I prawdę mówiąc, mogła mieć rację co do ich zaczarowania. Przecież nie miała pewności, że jej ojciec naprawdę jest niewinny.
- Świetnie, dzięki twojej nadgorliwości możemy pewnie pożegnać się z lataniem na Błyskawicach w najbliższym meczu - powiedział Harry.
- Ron, Amy, El, Jess, powiedzcie coś - jęknęła rozpaczliwie Hermiona.
- Myślałem, że jesteś naszą przyjaciółką - powiedział chłodno Ron.
- Wiesz, mogłaś chociaż powiedzieć o swoich przypuszczeniach. Może przyznalibyśmy ci rację - stwierdziła Mel.
- Właśnie, jestem pewna, że Ana i Harry zgodziliby się poinformować McGonagall, ale ty wolałaś to zrobić za ich plecami - dodała Eli.

Black i Potter nic nie powiedzieli, ale wiedzieli, że taka była prawda. Sami pomyśleli, że Hermiona mogła mieć trochę racji, ale byli zbyt wściekli na to, że doniosła McGonagall o Błyskawicach, żeby się do tego przyznać.

- Ja mam tylko nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczę te miotły. I że będą sprawne - powiedziała Jessy.
- Jesteście okropni! - krzyknęła Hermiona, zanosząc się płaczem. - Obchodzą was tylko te durne miotły! - Ukrywając twarz w dłoniach, pobiegła do dormitorium.

Harry i Ron w milczeniu poszli do swojego dormitorium. Dziewczyny po chwili także poszły do łóżek. Nie zwracając uwagi na dźwięk pochlipywania, dobiegający zza zasłoniętych kotar łóżka Granger, przebrały się w piżamy i położyły w swoich łóżkach. Ana strąciła ze swojej kołdry Krzywołapa, który prychnął gniewnie, machnął swoim przypominającym szczotkę ogonem i wskoczył na łóżko Hermiony. Minęło kilka godzin, zanim Anie udało się zasnąć.