wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział VIII: Wróżbiarstwo

Ana obudziła się dość późno. Zobaczyła, że Jess, Hermiony, Parvati i Lavender nie było już w łóżkach. Oprócz niej w dormitorium zostały tylko jeszcze śpiące Amy i El. Obudziła przyjaciółki, z zamiarem opowiedzenia im o rozmowie z Jessy. Gdy wszystkie trzy ubrały się, Mel zapytała:

- No to idziemy na śniadanie. Mam nadzieję, że nie przegapiłyśmy.
- Tak, ale zanim zejdziemy do Wielkiej Sali, chcę wam o czymś powiedzieć - odpowiedziała poważnie Ana.
- O czym? - zainteresowała się Eli.
- Wczoraj wieczorem rozmawiałam z Jessicą o moim ojcu... no i ona pomogła mi dość do wniosku, że on może być niewinny - przyznała Black. Opowiedziała im całą rozmowę z Collet oraz o czarnym psie w towarzystwie Krzywołapa na błoniach. Wspomniała także, że spotkała tego psa w wakacje i chciała go przygarnąć, ale ten nagle zrobił się agresywny.
- Ana... ja wiem, że... ale czy nie uważasz, że Jess ma lekkiego fioła? - zapytała niepewnie Amy. - Ściana przed jej łóżkiem jest pełna zdjęć twojego ojca. Są też plakaty drużyn quidditcha i mugolskich zespołów, ale zdjęć Syriusza jest najwięcej.
- Wiem. Możliwe, że ma lekkiego bzika, ale to nie zmienia faktu, że ma rację - odpowiedziała chłodno Ana. - Jakbym ja trafiła do Azkabanu i miała z niego uciec po dwunastu latach, to miałabym wyższy cel, niż mordowanie wszystkiego wokół. Jakbym zrobiła to tylko po to, żeby zamordować jakiegoś chłopaka, to nie czekałabym tyle lat. Łatwiej byłoby przecież zabić Pottera, gdy był mały i nie wiedział, że jest czarodziejem.
- Zauważ, że jeśli dałoby się dorwać Harry'ego na Privet Drive, to któryś śmierciożerca, który uniknął Azkabanu, dawno by go zabił - powiedziała rozsądnie Eli.
- Może, ale jeszcze żaden nie uciekł z Azkabanu sam, bez niczyjej pomocy - zaprotestowała Ana.
- Nie wiemy czy twój ojciec uciekł bez pomocy. Voldemort mógł go nauczyć sztuczek - zauważyła Mel.
- Wątpię, żeby Voldemort uczył swoich sługusów jak uciekać z Azkabanu. Raczej spodziewałby się po nich, że nie dadzą się tam wsadzić - powiedziała Black z lekką irytację w głosie. Dlaczego one nie mogły jej zrozumieć?
- Ana, ale co ty właściwie chcesz zrobić? - zapytała El, marszcząc czoło, choć już przeczuwała jaka będzie odpowiedź.
- Chcę odnaleźć ojca i dowiedzieć się co naprawdę wydarzyło się dwanaście lat temu - odpowiedziała dziewczyna, a w jej głosie dało się słyszeć determinację. - Jeśli nie chcecie mi w tym pomóc, to nie będę was zmuszać. Jessica na pewno chętnie mi pomoże.
- Wzięłaś pod uwagę, że jednak ministerstwo może mieć rację? - spytała Amy.
- Tak - odpowiedziała krótko Ana. - Chodźmy już, bo naprawdę przegapimy śniadanie.

      Trzy Gryfonki zeszły do Wielkiej Sali. Była już w połowie opustoszała, ale Jess nadal siedziała na końcu stołu Gryffindoru. Ana usiadła obok koleżanki. Mel i Eli zajęły miejsca naprzeciwko. Black rzuciła krótkie spojrzenie na resztę Gryfonów, zwłaszcza Pottera, Weasleya i Granger, żeby upewnić się, że nikt nie patrzył w ich stronę. Następnie szepnęła do Łapy tak cicho, że jej przyjaciółki musiały nachylić się przez stół, żeby usłyszeć:

- Chcę odnaleźć mojego ojca.

Jessy omal nie krzyknęła z radości, ale w porę się powstrzymała i zapytała konspiracyjnym szeptem.

- Kiedy zaczynamy?
- Jak najszybciej - odpowiedziała Ana. - Spotkajmy się dzisiaj we cztery po lekcjach. Znajdziemy jakąś pustą salę i na spokojnie omówimy gdzie zaczniemy poszukiwania.

Nagle czwórka Gryfonek wyprostowała się i udała, że nic przed chwilą się nie działo, ponieważ właśnie przechodzili profesor Lupin i profesor Snape. Nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią wyglądał na zmęczonego i starszego, niż był w rzeczywistości. Nauczyciel eliksirów rzucał mu podejrzliwe i pogardliwe spojrzenia. Po zjedzeniu śniadania dziewczyny udały się na pierwszą lekcję, którą było wróżbiarstwo. Większość klasy już tłoczyła się pod okrągłą klapą. Równo z dzwonkiem klapa otworzyła się i pojawiła się srebrna drabina. Black weszła do klasy wróżbiarstwa za Hermioną i od razu uderzyła ją ostra, mdła woń oparów. W dodatku w okrągłym pomieszczeniu było niezwykle duszno. Ana, Amy, Eli i Jess zajęły jeden z okrągłych stolików. Zamiast krzeseł były miękkie fotele i pufy. Klasa bardziej przypominała krzyżówkę pokoju na poddaszu z herbaciarnią, niż salę lekcyjną. Po chwili przyszła kobieta obwieszona szalami i licznymi bransoletkami. Miała wielkie okulary z grubymi denkami, w efekcie czego wyglądała jak przerośnięta ważka.

- Dzień dobry, moi drodzy - powiedziała eterycznym głosem. - Jestem profesor Sybilla Trelawney. Nauczę was jak przepowiadać przyszłość... Na początek wróżenie z fusów. Weźcie sobie po filiżance i zaparzcie herbaty. - Machnęła ręką w kierunku półki zastawionej porcelanowymi filiżankami, spodkami i dzbankami. - Ach, chłopcze - zwróciła się do Neville'a. -  Stłuczesz pierwszą filiżankę, więc weź czerwoną, potem niebieską. Do niebieskich mam sentyment.

Rozległo się szuranie, chwilę później każdy miał już zaparzoną herbatę.

- A teraz wypijcie swoją herbatę, weźcie filiżankę osoby obok i zinterpretujcie kształt fusów. Pomoże wam w tym podręcznik "Demaskowanie przyszłości" - powiedziała profesor Trelawney.

Ana podniosła swoją filiżankę. Powąchała napar i skrzywiła się. Upewniwszy się, że Trelawney nie patrzy w jej stronę, wylała herbatę pod stół. Nie była jedyną osobą, która na to wpadła. Zobaczyła, że Amy, El i Jess zrobiło to samo. Właściwie to tylko Parvati i Lavender wypiły zawartość swoich filiżanek.

- A teraz otwórzcie swoje umysły, otwórzcie swoje wewnętrzne oko! - Trelawney mówiła jak nawiedzona.
- A to co za bzdury? - zapytał nagle głos Hermiony. Ana spojrzała w kierunku stolika Harry'ego i Rona. Mogłaby przysiąc, że przed chwilą Granger tam nie było.
- Ty skąd się tu wzięłaś? - zapytał Weasley. - Przecież przed chwilą cię tu nie było!
- Ja cały czas tu byłam - odpowiedziała Hermiona takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Moi drodzy, zajrzyjcie do filiżanki osoby obok i powiedzcie mi co widzicie - powiedziała Trelawney.

Zaczęła przechadzać się po klasie. Podeszła do stolika, przy którym siedzieli Neville i Seamus.

- Pokaż mi swoją filiżankę, chłopcze - zwróciła się do Longbottoma.

Chłopiec z pobladłą twarzą podał jej filiżankę. Nauczycielka zajrzała do środka i natychmiast odstawiła ją na spodek.

- Jest źle, chłopcze - oznajmiła Trelawney. - Bardzo źle... Twoja babcia dobrze się czuje? - zapytała.
- Tak, chyba tak... - odpowiedział przestraszony Neville.
- Nie byłabym tego taka pewna - powiedziała Trelawney.

Gdy odeszła Neville chwycił swoją filiżankę. Zrobił to jednak zbyt szybko, przez co ją stłukł. Parvati i Lavender wydały z siebie zduszony okrzyk.

- Pani to przepowiedziała! - krzyknęła Patil.
- Wiedziała pani, że to się stanie! - dodała Brown.
- Wcale tego nie przepowiedziała - wtrąciła się Hermiona. - To czysty przypadek. Wszyscy wiemy, że Neville'a zawsze prześladuje pech. To całe wróżbiarstwo to jakaś kpina - powiedziała pogardliwym tonem.
- Cóż, moja droga, nie każdy ma dar jasnowidzenia... Nie każdy potrafi otworzyć swoje wewnętrzne oko - odparła Trelawney takim tonem, jakby Granger przed chwilą wcale nie obraziła jej przedmiotu. - A ty moja kochana, uważaj na rudego mężczyznę - zwróciła się do Parvati. Dziewczyna natychmiast odsunęła się od Rona, na co Hermiona prychnęła z dezaprobatą. - To, czego tak się obawiasz stanie się 16 października - powiedziała do Lavender.

Trelawney ponownie zaczęła przechadzać się po klasie. Ana, widząc że zbliżała się do ich stolika, chwyciła filiżankę Jess.

- Ja tu widzę tylko rozmokłe fusy - mruknęła. - A wy? - zapytała.
- To samo - odpowiedziała Jessy.
- Zaczynam żałować, że wybrałam wróżbiarstwo - stwierdziła Amy.
- Nie ty jedna - dodała El.

Trelawney podeszła do ich stolika.

- No kochane, co tam widzicie? - zapytała, patrząc na Łapę.

Dziewczyna spojrzała w filiżankę Any.

- Ee... widzę... tu... jakiś pagórek chyba... - powiedziała, tak naprawdę dalej widząc jedynie kupkę rozmokłych fusów.
- Pokaż mi tą filiżankę, kochana - poprosiła Trelawney.

Jess podała filiżankę nauczycielce. Ta spojrzała do środka i odstawiła ją na spodek, wzdychając głośno.

- Moja droga - zwróciła się do Any tonem, który chyba miał być współczujący. - To jest szczur.
- I co związku z tym? - zapytała Black, kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi. - Będą przeprowadzać na mnie eksperymenty, czy będzie mnie ścigał wielki kot? - zadrwiła.
- Och, nie... Szczur oznacza zdradę... Musisz bardzo uważać na swoje otoczenie - odparła Trelawney, znowu zdając się ignorować fakt obrażania jej przedmiotu. - Albo otoczenie powinno uważać na ciebie - dodała.
- Nikt z mojego otoczenia nie zdradzi - powiedziała chłodno Ana. - I ja też nie.
- To bardzo szlachetne... i odważne stwierdzenie patrząc na twojego ojca - odparła Trelawney.
- Co ma do tego mój ojciec? - zapytała Ana, ale nie usłyszała odpowiedzi, bo nauczycielka odeszła, by podejść do stolika Harry'ego, Rona i Hermiony.

Nawet nie spojrzała w tamtą stronę. Nie obchodziły ją kolejne rewelacje Trelawney. Była pewna, że ani Amy, ani El, ani Jess nigdy nie zdradzą. I ona sama też nie, ale dlaczego Trelawney wspomniała o jej ojcu?

- Wiesz o co jej chodziło z moim ojcem? - zapytała Ana Jessy.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Łapa. - Pewnie chodzi tylko o to, że wszyscy uważają go za mordercę - dodała z pogardą głosie.
- O mój Boże! - krzyknęła nagle Trelawney. Black, tak jak reszta klasy, natychmiast na nią spojrzała. Nauczycielka miała bladą, przerażoną twarz, a drżącym palcem wskazywała na filiżankę Pottera.        - Mój drogi chłopcze... t-to j-jest ponurak...  - powiedziała do niego grobowym tonem.

Większość klasy wstrzymała oddech. Parvati i Lavender zakryły sobie usta dłońmi, żeby nie krzyknąć. Jedynie Dean Thomas wzruszył ramionami, najwyraźniej nie wiedząc o co chodzi.

- Co? - zapytał Harry, nie rozumiejąc skąd taka reakcja.
- Ponurak mój drogi, ponurak! Olbrzymi, widmowy pies, który nawiedza cmentarze! Mój chłopcze, to zły omen... to najgorszy omen... omen śmierci! - odpowiedziała Trelawney jeszcze bardziej grobowym głosem, ale i jakby z nutą zmartwienia.
- Mi to wcale nie przypomina ponuraka - stwierdziła Hermiona.
- Od początku wiedziałam, że twoje wewnętrzne oko jest przysłonięte przez sprawy doczesne, takie jak nauka... Nie każdy ma dar jasnowidzenia - powiedziała Trelawney, na co Granger tylko prychnęła.

Seamus Finnigan przekrzywiał głowę to w jedną, to w drugą stronę.

- Wygląda na ponuraka, jeśli zrobi się tak - zmrużył oczy - ale z tej strony bardziej przypomina osła - dodał, przechylając się w lewo.
- Jak już ustalicie, czy umrę, czy może nie umrę, to mi powiedzcie! - wybuchnął Harry tak gwałtownie, że nawet jego to zaskoczyło.
- Przepraszam, pani profesor, ale niby kto miałby czyhać na życie Harry'ego? A może pani uważa, że pożre go jakiś wielki pająk? - zapytała Ana, nie kryjąc drwiny.
- Syriusz Black chociażby - odpowiedziała poważnie Parvati, zanim Trelawney zdążyła otworzyć usta.
- Spodziewałam się takiej odpowiedzi - powiedziała Jess. - Problem w tym, że nie ma dowodu na to, że Syriusz czyha na Harry'ego. Wiemy tylko, że powtarzał przez sen "on jest w Hogwarcie", ale nie wiemy kim jest ten "on".
- Widać, że nie wiesz wszystkiego o Blacku. Może pora uzupełnić informacje - odparła lekceważąco Lavender.
- A może pora, by ludzie zrozumieli że to, że Harry jakimś cudem przeżył atak Voldemorta, gdy był niemowlakiem, nie znaczy, że każdy chce go zabić - powiedziała sucho Ana.
- Ej, ja tu nadal jestem - odezwał się zirytowany Potter. - I jeśli Ana i Jess mają rację, to byłoby bardzo fajnie. Mam dość traktowania mnie jak dziecko, bo jakiś facet uciekł z więzienia. - Spojrzał na dwie Gryfonki z cieniem zawodu w oczach.
- Nie lekceważ znaków, chłopcze... Ponurak w filiżance to niechybny znak, że wkrótce umrzesz. - O... widzę, że około Wielkanocy jedno z nas opuści nas na zawsze.

    Reszta lekcji przebiegła w ponurej atmosferze. Ten nastrój udzielił się nawet Harry'emu, na którego wszyscy, włącznie z Ronem, bali się spojrzeć. Jedynie Ana, Jess, Mel, Eli i Hermiona zdawały się nie traktować ponuraka w filiżance Pottera poważnie. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że w ogóle się tym nie przejęły. Black i Collet wymieniły się spojrzeniami. Obie pomyślały o tym samym - o czarnym psie. Ale po co miałby pokazywać się w fusach Pottera? Z kolei Hermiona, jakkolwiek nie wierzyła w przepowiednie, musiała przyznać, że fakt, że na wolności był zbiegły więzień, wcale nie polepszał sprawy. Natomiast Amy i El nie wiedziały co myśleć. Prawdę mówiąc dalej zdawały się uważać, że Ana i Jess nie myślały racjonalnie odnośnie Syriusza Blacka. Black z ulgą powitała koniec lekcji, bo jeszcze chwila i by się udusiła przez te opary. Ulga nie trwała jednak długo, bo ledwie Harry zbliżył się do krętych schodów, Parvati i Lavender podbiegły do niego i chwyciły go pod pachy. Chłopak natychmiast im się wyrwał.

- Dzięki, ale potrafię sam schodzić ze schodów - powiedział niezbyt grzecznie, wyrywając się im.
- Powinieneś teraz bardzo na siebie uważać - odparła Parvati z nutą troski w głosie.
- Wy naprawdę wierzycie w te bujdy Trelawney? - zapytała Ana, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Neville stłukł swoją filiżankę! Profesor Trelawney wiedziała, że tak się stanie! - zaoponowała Lavender.
- Zdaje mi się, że Hermiona już mówiła, że Neville'a często prześladuje pech. Trelawney miała farta i tyle - odparła Jess.
- Poza tym Neville przestraszył się, gdy powiedziała mu, że jego babcia źle się czuje. Nic dziwnego, że z tych nerwów stłukł filiżankę - wtrąciła się Amy.
- Nie przejmuj się tą wariatką, Neville. Twoja babcia na pewno czuje się znakomicie - powiedziała pocieszająco El do Longbottoma bladego jak ściana.
- A co z przepowiednią, że jedno opuści nas na zawsze około Wielkanocy? - zapytała Patil, najwyraźniej podobnie jak Brown nie miała zamiaru zmienić zdania.
- Nikt nas nie opuści - odpowiedziała stanowczo Hermiona. - A nawet jeśli jakimś cudem tak się stanie, to ze słów Trelawney nie wynika, że ten ktoś opuści nas, bo umrze.
- Profesor Trelawney miała racje, że twoje wewnętrzne oko jest przysłonięte - prychnęła Lavender.
- Ja bym jednak nie ryzykował nie traktowania lekceważąco ponuraka w filiżance Harry'ego - odezwał się Ron. - Mój wuj Billius zobaczył ponuraka i zmarł dwadzieścia cztery godziny później.
- Możliwe, że ponurak istnieje, ale nie zwiastuje śmierci. Ludzie jak zobaczą ponuraka, umierają ze strachu. Ponurak to nie jest zły omen, tylko przyczyna śmierci - odparła Hermiona.
- Wiesz co? Czasem mogłabyś spojrzeć na coś pod innym kątem niż nauki - prychnął Weasley.
- Ej, nie kłóćcie się mi się tu! - Potter wszedł między przyjaciół, gdy Granger już otwierała usta. Zawahał się przez chwilę. - Widziałem ponuraka.
- Co? Gdzie? - zdumiał się Ron.
- W Little Whining, na Magnolia Crescent, po tym jak uciekłem z domu wujostwa. Przez moment widziałem wielkiego, czarnego psa. Nie zdążyłem przyjrzeć mu się bliżej, bo przyjechał Błędny Rycerz.

Ana i Jess wymieniły się znaczącymi spojrzeniami. Czy to możliwe, że to był ten czarny pies, którego widziały na błoniach, a którego Black chciała w wakacje przygarnąć? Jeśli ich podejrzenia, że to był Syriusz, były prawdziwe, to całkiem prawdopodobne, że Harry widział tego samego psa, biorąc pod uwagę, że rodzice Any mieli coś wspólnego z Potterami.

- To mógł być zwykły, bezdomny pies - powiedziała Ana. - Sama widziałam wielkiego, czarnego psa przed domem mojego wujostwa. I nie wyglądał mi na widmo - dodała, nie do końca zgodnie z prawdą. W końcu na początku też wzięła psa za ponuraka. Dopiero potem, gdy zobaczyła go z bliska i dotknęła go, przekonała się, że nie był widmem. Uznała jednak, że głupstwem byłoby przyznanie się klasie, że chciała go przygarnąć.
- Możliwe - stwierdził Potter, wzruszając ramionami.
- No a co ze szczurem w filiżance Any? - Parvati nie dawała za wygraną.
- Ja tam nie widziałam żadnego szczura - odpowiedziała Jess.
- Uznajmy, że to był szczur - powiedziała Ana. - I co związku z tym? Mam zamknąć się w dormitorium i z nikim nie gadać, bo moje fusy według Trelawney miały kształt szczura? - zadrwiła. - A propos szczura... Ron, miałam cię o to zapytać wcześniej... Kiedy dokładnie Parszywek zaczął chorować?
- Ee... zaczęło mu się pogarszać już jak byliśmy w Egipcie... Wiesz, mój tata wygrał w loterii, no więc pojechaliśmy odwiedzić Billa, a za resztę dostałam nową różdżkę - odpowiedział Weasley. - Ale właściwie dlaczego o to pytasz? - spytał, marszcząc brwi.
- Tak tylko, z ciekawości - skłamała Ana.

     Następną lekcją była transmutacja. Harry usiadł na końcu, czując się jak w świetle reflektorów, bo wszyscy, nawet Ana, zerkali na niego ukradkiem, jakby miał za chwilę wyzionąć ducha. Nikt nie słuchał wykładu McGonagall na temat animagów. Nikt też nie zauważył jak zmieniła się w burą kotkę z ciemnymi obwódkami wokół oczu, przypominającymi okulary. Zmieniła się z powrotem w człowieka.

- No dobra - McGonagall omiotła klasę spojrzeniem - o co chodzi? Nie żeby mi zależało, ale po raz pierwszy moja transmutacja nie wywołała oklasków.

Nikt jednak nie odpowiedział, wszyscy zerkali nerwowo na Harry'ego.

- Bo my... pani profesor... mieliśmy wróżbiarstwo i wróżyliśmy z fusów i... - odezwała się w końcu Hermiona.
- Nie musisz już nic więcej mówić, panno Granger - przerwała jej nauczycielka. - To kto ma umrzeć w tym roku? - zapytała.
- Ja - odpowiedział krótko Potter.  - Podobno miałem ponuraka w fusach.
- Nie masz czym się przejmować - powiedziała uspokajająco McGonagall. - Sybilla Trelawney co rok przepowiada któremuś z uczniów śmierć i gwarantuję wam, że ani razu się to nie sprawdziło. Nie powinnam mówić źle o innej nauczycielce, ale profesor Trelawney to stara oszustka. Ciągle zwiastuje nieszczęścia, ale jeszcze żadna jej przepowiednia się nie sprawdziła. Osobiście uważam, że wróżbiarstwo to bujda, a nie poważna nauka. Tak więc, Harry, nie masz się czego bać. Zapomnij o sprawie, bo jeszcze będziesz wszędzie widział ponuraka, a wtedy naprawdę możesz umrzeć. Ze strachu.

Ana zawahała się. Słowa Trelawney po zobaczeniu szczura w jej filiżance, nie dawały dziewczynie spokoju. Wymieniła spojrzenia z przyjaciółkami, te jedynie wzruszyły ramionami. Za to Jess kiwnęła głową, najwyraźniej również była ciekawa co miała na myśli Trelawney.

- Pani profesor, mogę o coś zapytać? - zapytała niepewnie Ana.
- Oczywiście, panno Black - odpowiedziała McGonagall machnąwszy zachęcająco ręką.
- Chodzi o to, że...  - zaczęła dziewczyna - według profesor Trelawney moje fusy miały kształt szczura... no i powiedziała, że to oznacza zdradę... i że powinnam uważać na otoczenie... albo otoczenie na mnie... No i ja jej odpowiedziałam, że nikt z mojego otoczenia nie zdradzi i ja też nie... No i ona odparła, że to bardzo szlachetne i odważnie stwierdzenie, biorąc pod uwagę mojego ojca... I tu pojawia się moje pytanie, co profesor Trelawney mogła mieć na myśli?

McGonagall pobladła i wbiła wzrok w podłogę. Anie wydawało się, że na jej twarzy pojawiła się jakby mieszanina zmartwienia i współczucia. Gdy podniosła głowę, ku zdumnieniu Gryfonki, spojrzała nie na nią, lecz na Harry'ego.

- Zapewne miała na myśli tylko fakt, że nikt, kto znał twojego ojca w czasach szkolnych, nie uwierzyłby, gdyby ktoś mu powiedział kim on się stanie - odpowiedziała McGonagall, patrząc to na Anę, to na Harry'ego. - Jeśli nie ma więcej pytań, to pozwólcie, że dokończę lekcję.

Jednak Ana nie słuchała wykładu McGonagall o animagach. Dlaczego ona spojrzała na Harry'ego? Wiedziała, że jej rodzice nie byli z Potterami tylko znajomymi, jak mówili ciotka i wuj, ale nie wiedziała kim byli. Czy jej ojciec znał chłopca z blizną, gdy ten był niemowlęciem, gdy jeszcze nie miał blizny?  A może nawet ona i Harry bawili się razem jako małe berbecie? Black z ulgą powitała koniec lekcji. Korzystając z przerwy chciała udać się do dormitorium, żeby dokładnie przejrzeć album. Już zamierzała powiedzieć o tym Jess, gdy podszedł do nich Potter, bez Rona i Hermiony.

- Black, Collet, musimy pogadać. Na osobności. - Jego głos był dziwnie chłodny.

Amy i El tylko wzruszyły ramionami, mruknęły "widzimy się na następnej lekcji" i oddaliły się, zostawiając Anę, Jess i Harry'ego samych na korytarzu.

- Znajdźmy jakąś pustą salę - powiedział Potter.

Trójka Gryfonów weszła do pustego pomieszczenia nieopodal sali transmutacji. Było tu tylko parę ławek i krzeseł pod ścianą. Harry spojrzał chłodno na Anę i Jess.         

- Czy wam odbiło? Stajecie w obronie mordercy? - zapytał Potter.
- O ile dobrze pamiętam, to nikt z nas nie widział, żeby Syriusz Black kogoś mordował - odpowiedziała chłodno Jess.
- Są dowody! - Harry prawie krzyknął.
- Tak, zeznania pięćdziesięciu naocznych świadków, którzy byli mugolami i zapewne w niemałym szoku, bo właśnie zobaczyli coś czego nie potrafili sobie wytłumaczyć - odparła sucho Ana. - Jaką mamy więc pewność, że nie powiedzieli tego, co wydawało im się, że widzieli, a nie tego, co naprawdę widzieli? - zapytała.
- Ministerstwo nie skazałoby na Azkaban niewinnego człowieka - powiedział Potter, powoli robiąc się czerwony ze złości.
- Widać, że wychowałeś się u mugoli - prychnęła Black. - Myślisz, że Knota obchodzi sprawiedliwość? Nie pamiętasz już jak w zeszłym roku wsadził Hagrida do Azkabanu?
- Dodam, że nie tylko brytyjskie ministerstwo magii pozostawia wiele do życzenia. Hiszpański minister wcale nie jest lepszy - dodała Collet.
- No dobra, może macie rację, ale to nie zmienia faktu, że Syriusz Black chce mnie zabić! - krzyknął Harry.
- Czy ty w ogóle nas słuchałeś na wróżbiarstwie? Nie ma żadnego dowodu na to, że mój ojciec chce cię zabić. Wiemy tylko, że powtarzał przez sen "on jest w Hogwarcie", ale nie wiemy kim jest ten "on"! - zdenerwowała się Ana.
- Właśnie, ludzie uznali, że chodzi o ciebie, bo wydaje im się, że to, że kiedyś jakimś cudem przeżyłeś atak Voldemorta, oznacza od razu, że każdy będzie chciał cię zabić! - poparła ją Jess.
- Nie każdy, tylko słudzy Voldemorta! Stan Shunpike powiedział mi, że Black nadal pozostaje jego wiernym sługą! - zaoponował Potter.
- Wiem, że ludzie tak myślą. Problem w tym, że o ile mi wiadomo, nikt nie widział u Syriusza mrocznego znaku! - zauważyła Jessy.
- Chyba wiem o co ci chodzi, Potter - powiedziała Ana, krzyżując ręce na piersi. - Spodobało ci się, że wszyscy na ciebie chuchają i traktują jak jajko! No z wyjątkiem Snape'a, ale on nie lubi żadnego Gryfona, więc się nie liczy! Gdyby okazało się, że mój ojciec wcale nie chce cię zabić, nagle zacząłbyś być traktowany jak każdy inny!
- WCALE MI SIĘ TO NIE PODOBA! - wrzasnął Harry czerwony ze złości. - MYŚLICIE, ŻE CHCĘ BYĆ TRAKTOWANY INACZEJ?! NIE! CHCIAŁBYM, ŻEBY LUDZIE WRESZCIE ZACZĘLI TRAKTOWAĆ MNIE JAK NORMALNEGO CHŁOPCA! I WCALE MI SIĘ NIE PODOBA TO, ŻE JAKIŚ ZBIEG Z AZKABANU CHCE MNIE ZABIĆ!
- TO MOŻE ZACZNIJ ZACHOWYWAĆ SIĘ JAK NORMALNY CHŁOPIEC! - ryknęła Jess.
- WŁAŚNIE, BO JAK NA RAZIE ZACHOWUJESZ SIĘ JAK BACHOR! - krzyknęła Ana.

Nastała cisza zakłócana tylko szybkimi oddechami trójki Gryfonów.

- Malfoy - odezwał się Potter po dłuższej chwili.
- Co Malfoy? - zapytała Jessy, unosząc brwi.
- Malfoy powiedział mi, że na moim miejscu chciałby się zemścić na Blacku - odpowiedział chłopak. - Ale ja nie mam pojęcia za co miałbym się na nim zemścić. Nic mi przecież nie zrobił. Poza tym, że chce mnie zabić... podobno.

Ana zawahała się przez chwilę. Normalnie pomyślałaby, że Malfoy okłamał Pottera, ale widziała przecież zdjęcia, na których jej rodzice byli razem z rodzicami Harry'ego. Z jakiegoś powodu ciotka i wuj nie chcieli powiedzieć co ich naprawdę łączyło.

- Nie wiem o co chodziło Malfoyowi, ale sądzę, że tego nie zmyślił, nie do końca w każdym razie - powiedziała Black. - Twoi rodzice byli świadkami na ślubie moich i vice versa. Widziałam ich zdjęcia w moim albumie, w twoim też muszą być. Myślę, że mój ojciec mógł cię znać, gdy byłeś niemowlakiem. Może nawet i my się znaliśmy.
- To niemożliwe... moi rodzice nie zadawaliby się z mordercą - zdumiał się Potter. - Chyba że wtedy nie mieli pojęcia, że on jest mordercą.
- A może dlatego, że wcale nie jest mordercą i nigdy nim nie był? - zapytała retorycznie Jess. - Jak na kogoś, kogo ktoś chce zabić, wyglądasz na całkiem żywego - prychnęła.
- A teraz pozwolisz, że pójdziemy na lekcję, bo za chwilę się spóźnimy, czy masz jeszcze coś do dodania? - zapytała sucho Ana.

Harry tylko posłał jej pełne wyrzutu spojrzenie, obrócił się na pięcie i wyszedł. Łapa spojrzała na koleżankę.

- Pokażesz mi zdjęcia Syriusza w twoim albumie? - poprosiła.
- Jasne - odparła Ana. - Miałam zamiar pokazać ci te zdjęcia na tej przerwie, ale pojawił się Potter.

Dziewczyny wyszły z klasy i szybkim krokiem skierowały się na błonia, gdzie za chwilę miała zacząć się lekcja Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.