środa, 30 listopada 2016

Rozdział XIX: Wrzeszcząca Chata

Odkąd Syriusz Black wtargnął do Wieży Gryffindoru i zaatakował Rona, Weasley stał się sławny w całej szkole. Wszyscy chcieli usłyszeć od niego co się stało. Chłopak zaczął opowiadać różne wersje, a kolejne były coraz straszniejsze. W końcu tylko Ana, Jess, Eli, Amy, Harry i Hermiona znali tą prawdziwą. Po tym incydencie Sir Cadogan wrócił na swoje stare miejsce, a Gruba Dama zgodziła się znowu strzec wejścia do Wieży Gryffindoru, pod warunkiem że dostanie ochronę w postaci trolli, więc na korytarzu siódmego piętra stanęła dwa trolle. Zbliżał się koniec roku szkolnego, Gryfoni wygrali puchar quidditcha w w finale ze Ślizgonami. Oznaczało to też dużo nauki do zbliżających się egzaminów, więc Ana z przyjaciółkami musiała zmniejszyć częstotliwość poszukiwań ojca. Zresztą bez Mapy Huncwotów znalezienie go i tak wydawało się niemożliwe.

- Ugh, czasami zastanawiam się, czy nie pójść w ślady Hermiony i nie rzucić wróżbiarstwa - westchnęła. Ślęczały właśnie nad zadaniem z tego przedmiotu.
- Ja tam nawet lubię wróżbiarstwo, można się pośmiać z Trelawney - powiedziała Jess.
- Jedyny plus - przyznała. - Otwórzcie swoje wewnętrzne oko, a zobaczycie przyszłość - powiedziała, naśladując głos profesor Trelawney.
- Hej, a kiedy jest apelacja w sprawie Hardodzioba? - zapytała nagle El.
 - Prawie bym zapomniała, Harry mówił że 6 czerwca, czyli już niedługo - odpowiedziała Black.
- Myślicie, że to coś da? - zapytała Amy.
- Wątpię, Lucjusz Malfoy na pewno przekupi albo zastraszy komisję - prychnęła Collet.

Ana żałowała, że nie mogły bardziej pomóc Hagridowi. Hermiona na pewno napisała mu dobrą apelację, ale Jess miała rację - Lucjusz Malfoy miał wpływy w całym Ministerstwie Magii, więc przekonanie komisji do swoich racji nie będzie dla niego problemem. Przez nawał nauki do egzaminów żadna z czwórki Gryfonek nie miała czasu, żeby odwiedzić gajowego. Black miała ochotę rzucić w Draco jakimś paskudnym zaklęciem za każdym razem, gdy go widziała. W końcu nadszedł czas egzaminów końcowych. Anie najbardziej spodobał się egzamin z OPCM - Lupin przygotował dla nich tor przeszkód, który miał sprawdzić nabyte przez nich umiejętności. Trzeba było m.in. pokonać druzgotka i bogina. Tym razem Ana sama nie mogła powstrzymać śmiechu, gdy bogin przemienił się w jej ojca, tańczącego kankana z dementorami. Wszystkim udało się przejść tor przeszkód, tylko Hermiona odpadła w trakcie. Wybiegła z niego przerażona, krzycząc:

- T-tam b-była M-McGonagall... Ona powiedziała, że nie zaliczyłam egzaminów!
- To był tylko bogin, Hermiono - powiedział łagodnie Lupin.
- A poza tym na pewno zaliczysz wszystkie egzaminy najlepiej ze wszystkich, jak zwykle - powiedział Harry.

Ostatnim egzaminem był ten z wróżbiarstwa. Trzecioklasiści ustawili się przed drabiną prowadzącą do klasy i czekali na swoją kolej. Ana miała nazwisko na B, więc została wywołana jako druga, po Hannie Abbott. Wspięła się po drabince do dusznego pomieszczenia. Na małym okrągłym stoliku stała kryształowa kula.

- Dzień dobry, pani profesor - przywitała się.
- Dzień dobry, moja droga - powiedziała Trelawney. - Proszę, powiedz mi, co widzisz w kryształowej kuli. - Zachęciła ją gestem ręki.

Dziewczynka usiadła przy stoliku i zaczęła się wpatrywać w kulę, w której nie widziała nic poza mgłą.  Już chciała powiedzieć, że będzie mgliście, ale wpadła na szatański plan.

- Spotka mnie coś niespodziewanego... obok mnie spadnie meteoryt. I będę miała wypadek... a ostatniego dnia roku szkolnego zginę pożarta przez wielką kałamarnicę - powiedziała. - O, i jeszcze czeka mnie dużo bólu i cierpienia. To wszystko, pani profesor.
- Doskonale panno Black, masz predyspozycje do bycia znakomitą wróżbitką - pochwaliła ją Trelawney. - Niestety nie mogę dać ci Wybitnego, bo słyszałam wahanie w twoim głosie, ale dam ci Powyżej Oczekiwań.
- Dziękuję, pani profesor - powiedziała, z trudem zachowując powagę.
- Możesz już iść - powiedziała nauczycielka.

Gdy Ana znalazła się poza duszną salą odetchnęła głęboko, po czym wybuchnęła śmiechem.

- Z czego się śmiejesz? - zapytała Jess.
- Nakłamałam Trelawney, że widzę w kuli różne straszne rzeczy, a ona to łyknęła i powiedziała, że mam predyspozycje do bycia znakomitą wróżbitką. Dała mi Powyżej Oczekiwań, ale chyba chciała dać mi Wybitny, tylko wyczuła wahanie w moim głosie. Tak mi powiedziała - odpowiedziała Black, ocierając rękawem załzawione oczy.
- Ale numer, też tak zrobię - zaśmiała się.

Wkrótce nadeszła kolej Mel, a po niej Łapy. Podobnie jak Ana nakłamały, że widzą w kuli straszne rzeczy.

- I jak? - zapytała Ana, gdy Jess wyszła z sali.
- Wybitny - odpowiedziała Jess, szczerząc się.
- Muszę popracować nad moim głosem, żeby nie było w nim wahania - zaśmiała się.
- No to jeszcze Eli, jeśli nie dostanie Wybitnego, to możesz nazwać się wróżbitką roku, Jessy - powiedziała Amy.
- Raczej wróżbitką stulecia albo tysiąclecia - powiedziała Ana.

Żeby nie przeszkadzać oczekującym na egzamin, stanęły z dala od grupy stłoczonej pod klapą w suficie. Tłum powoli rozrzedzał się, nadeszła kolej Harry'ego. Chłopiec wspiął się po drabince do sali wróżbiarstwa. Po kilku minutach wyszedł, niemal zeskakując z drabiny. Miał bladą twarz, jakby coś go właśnie przeraziło. Ana widząc to pomyślała, że Trelawney pewnie znowu przepowiedziała mu śmierć.

- Ana, chodź szybko, muszę ci coś powiedzieć - powiedział, podchodząc do niej.
- Powiesz mi później, czekam na El - powiedziała, ale Potter pociągnął ją za nadgarstek. Puścił ją dopiero wtedy, gdy znaleźli się w opustoszałym Pokoju Wspólnym Gryffindoru. - O co chodzi? - zapytała.
- Trelawney przepowiedziała coś... i uznałem, że powinnaś wiedzieć. Nie wiem czy to prawdziwa przepowiednia, ale... - odpowiedział Harry.
- Na pewno nieprawdziwa, przecież to Trelawney, stara oszustka - przerwała mu.
- Tak, ale gdy mówiła tą przepowiednię jej głos był inny, głęboki i zachrypnięty, jakby nie jej. A jak już było po wszystkim to nie pamiętała, że w ogóle coś przed chwilą mówiła - wyjaśnił.
- No dobra, to co takiego przepowiedziała? - zapytała z nutką zaciekawienia w głosie.
- Powiedziała "To się stanie dzisiaj. Czarny Pan spoczywa samotny, bez przyjaciół, porzucony przez swoich wyznawców. Jego sługa był uwięziony przez dwanaście lat. Dzisiaj przed północą, sługa rozerwie łańcuchy i wyruszy w drogę, by połączyć się ze swoim panem. Czarny Pan powstanie z jego pomocą, jeszcze bardziej potężny i straszny niż przedtem... Dziś... przed północą... sługa... wyruszy... by połączyć się... ze swoim... panem..."  - odpowiedział.
- O cholera... to poważna sprawa... Powinieneś powiedzieć o tym Dumbledore'owi, Harry. Nie można ignorować żadnego znaku, że Voldemort wróci, nawet jeśli pochodzi on od Trelawney - powiedziała zszokowana. Czuła jak serce wali jej w piersi.
- Mam taki zamiar, ale najpierw chciałem powiedzieć tobie. - Pokiwał głową. - Myślisz, że on naprawdę wróci?
- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Ale skoro on tak naprawdę nie zginął, gdy pozbawiłeś go mocy dwanaście lat temu, to możliwe.
- A ten sługa? - zapytał. - Może to...
- Nie - przerwała mu. - Na pewno nie chodzi o mojego ojca.
- Skoro tak uważasz, idę do Dumbledore'a - powiedział.

Gdy Jess, Amy i El (, która dostała Powyżej Oczekiwań z egzaminu) wróciły do Wieży Gryffindoru, Ana opowiedziała im, co powiedział jej Harry. Wszystkie były tym przejęte.

- Bym zapomniała, spotkałyśmy Hagrida. Apelacja się nie udała, a co gorsza, Hardodzioba stracą dziś przed zachodem słońca - powiedziała Jess.
- To straszne, jak mogą coś takiego zrobić? - oburzyła się Ana.
- Musimy iść do Hagrida. Harry, Ron i Hermiona pewnie też pójdą - powiedziała Eli.
- Zgadzam się, Hagrid nie powinien być teraz sam - powiedziała Mel.
- Ja nie idę, jestem zbyt wrażliwa, żeby to oglądać. Przekażcie Hagridowi wyrazy współczucia ode mnie - powiedziała Łapa.

***
Ana, Amy, El, Harry, Ron i Hermiona szli do Hagrida. Granger była wyraźnie wzburzona.

- To straszne, jak oni mogą coś takiego zrobić?! - mówiła oburzona.

Niedaleko grządki dyni, na której był uwiązany Hardodziob, zobaczyli bandę Malfoya.

- Ale będzie się działo, niezła zabawa, co? Ojciec pozwolił mi wziąć głowę tego bydlaka na pamiątkę. Podrzucę ją do dormitorium Gryfonów - powiedział Draco.

Ana chciała zareagować, ale Hermiona była szybsza. Wycelowała różdżkę w gardło Ślizgona.

- Zamknij się, ty mały, wstrętny karaluchu! - krzyknęła.

Przerażony Malfoy zezował na jej różdżkę, której koniec dotykał jego krtani.

- Hermiono, nie! - powiedział Ron.

Granger opuściła różdżkę i odwróciła się od niego. Draco się zaśmiał, na co Gryfonka uderzyła go pięścią w twarz.

- Aua, walnęła mnie - powiedział Malfoy tonem skarżącego się dziecka, trzymając się za nos.
- Zmywajmy się stąd - powiedział Teodor Nott.

Ana czuła satysfakcję, widząc jak Ślizgoni uciekają. Gryfoni udali się do chatki Hagrida. Gajowy wpuścił ich do środka i szybko zamknął drzwi. Nawet Kieł nie przybiegł się przywitać.

- Hagridzie, naprawdę nam przykro - powiedział Harry.
- Jesteście kochane, dzieciaki - powiedział gajowy, ocierając łzę z policzka. Nalał im herbaty do kubków wielkości wiaderek.
- Jess kazała przekazać wyrazy współczucia. Nie chciała przyjść, bo jest zbyt wrażliwa - powiedziała Ana.
- Dziękuję, dobra z niej dziewczyna, cholibka - powiedział Hagrid. Łzy ginęły w jego gęstej brodzie. - A wiecie co? Dumbledore powiedział, że zostanie ze mną jak... jak to się stanie. Dobry chłop.
- My też chcemy zostać, Hagridzie - powiedziała Hermiona.
- Nie ma mowy, jesteście za młodzi, żeby oglądać takie rzeczy - powiedział. - Wypijcie herbatę i zmykajcie.

Nagle przez okno wleciał kamyk i rozbił wazon na pół. Potem wleciał drugi i uderzył Pottera w tył głowy.

- Au! - Pomasował sobie potylicę.
- Idą - powiedział Hagrid, patrząc przez okno. - Zmykajcie stąd!
- Ale... - zaprotestowała Ana.
- Żadnego, ale - powiedział. - A, Ron, mam coś dla ciebie.

Gajowy otworzył pokrywkę dzbanka i wyjął z niej Parszywka. Nadal był przeraźliwie chudy, ale poza tym był cały i zdrowy.

- Parszywek! - ucieszył się Weasley, biorąc szczura.
- Zwierzaków trza pilnować, Ron - powiedział Hagrid.
- Powinieneś kogoś przeprosić - zauważyła Hermiona.
- Tak, jak spotkam Krzywołapa to go przeproszę - powiedział Ron.
- Przeproś mnie! - powiedziała Granger.
- No już, zmykajcie stąd, zaraz tu będą! - powiedział gajowy.

Wyszli tylnymi drzwiami, ale nie zamierzali wracać do zamku. Ukryli się za wielkim dynami na grządce i zobaczyli jak do chatki Hagrida wchodzi Komisja Likwidacji Magicznych Zwierząt, Korneliusz Knot, kat i Dumbledore. Z treści postanowienia wyczytanego przez Knota dowiedzieli się, że kat nazywał się Walden Macnair. Zanim kat wyszedł naostrzyć topór, pobiegli na wzgórze, by stamtąd zobaczyć egzekucję Hardodzioba. Ana czuła że jeszcze trochę i się rozpłacze. Gdy nadeszła pora, odwróciła się i przytuliła się z El i Amy, bo nie mogła na to patrzeć, tak samo jak one. Harry, Ron i Hermiona też nie mogli. Usłyszała tylko świst topora i głuchy plask.

- Parszywek, nie wyrywaj się! - powiedział Ron. Szczur piszczał i wił się w jego dłoniach. - Au! Parszywek! Ugryzł mnie! - Zwierzę wyskoczyło z jego rąk i pacnęło na trawę. - Wracaj tu! - Weasley pobiegł za nim.
- Ron, stój! - zawołał Harry, biegnąc za nim razem z Hermioną. Ana wymieniła spojrzenie z Mel i Eli, po czym one też pobiegły za rudzielcem.

Weasley złapał Parszywka dopiero w pobliżu Bijącej Wierzby, czego najwyraźniej nie zauważył.

- Ron, uciekaj! - zawołał Harry.
- Harry, Hermiona, Ana, Amy, El, uciekajcie! - zawołał Ron, wskazując na coś za nimi.

Black odwróciła się i zobaczyła wielkiego, czarnego psa, warczącego groźnie. Gdyby nie było tu Pottera, Weasleya i Granger, pewnie by do niego podbiegła i go przytuliła, choć tak naprawdę wciąż nie miała pewności, że to jej ojciec. Za chwilę się dowie... Pies zaczął biec, Harry wyciągnął różdżkę, ale on tylko przeskoczył ponad nimi i złapał Rona za nogę.

- Aaaa! - krzyknął Weasley, podczas gdy pies wciągał go do tunelu pod Bijącą Wierzbą. Ron próbując się ratować zahaczył nogą o pień. Rozległo się chrupniecie łamanej kości i po chwili on i pies zniknęli w ciemnym tunelu.
- Musimy mu pomóc - powiedział Harry.
- Wezwijmy nauczyciela - powiedziała Hermiona.
- Nie ma na to czasu, ten pies może rozszarpać Rona - zauważył Potter.
- Ale jak dostaniemy się do tego tunelu? - zapytała Amy.
- Właśnie? To przecież Bijąca Wierzba. Zaatakuje nas jak tylko się zbliżymy - powiedziała El.
- Chyba wiem jak. Spójrzcie! - Ana wskazała na Krzywołapa, który zwinnie przeszedł pod konarami drzewa i nacisnął narośl na pniu. Bijąca Wierzba natychmiast się uspokoiła. A więc Krzywołap rzeczywiście przyjaźni się z tym wielkim psem. Może pomaga jej ojcu?

Kot wszedł do tunelu pierwszy, a oni za nim. Musieli się pochylić, żeby się zmieścić.

- To chyba Wrzeszcząca Chata - powiedział Harry, gdy wyszli z tunelu. Faktycznie byli teraz w drewnianej chatce z zabitymi oknami. Ana na wszelki wypadek wyjęła swoją różdżkę.

Z góry dobiegł ich krzyk bólu Rona. Wspięli się po skrzypiących schodach. Weasley siedział na dużym łożu i trzymał się za krwawiącą nogę, sterczącą pod dziwnym katem.

- Ron, nic ci nie jest? - zapytał Potter.
- Harry, to pułapka! To nie pies, tylko animag! - odpowiedział Weasley, wskazując na coś.

Ana, jednocześnie z Harrym, spojrzała na ślady psich łap na podłodze. Na ich końcu stał Syriusz Black.

- Tata - wyszeptała. W głowie kłębiły jej się tysiące myśli, miała ochotę go uściskać i zamordować jednocześnie. Ale najpierw musi poznać prawdę.

poniedziałek, 5 września 2016

Rozdział XIII: Syriusz Black w Wieży Gryffindoru

Nadszedł dzień kolejnego meczu Gryfonów. Tym razem grali z Krukonami. Wood jak zwykle zanudził drużynę, tłumacząc zawiłe wykresy przedstawiające ich strategię.

- Pogoda tym razem nam dopisuje. Na niebie nie ma ani jednej chmurki - powiedział dziarsko. - Szczęście, że Potter i Black odzyskali Błyskawice.

Ana miała nadzieję, że ten mecz wygrają i zmyją z siebie plamę ostatniej porażki, do której mogłoby nie dość, gdyby ona i Harry nie spadli z mioteł. Tym razem jednak będą przygotowani, gdyby pojawili się dementorzy.

- Masz różdżkę, Harry? - zapytała, gdy wychodzili na stadion.
- Tak - odpowiedział. - A ty?
- Też - powiedziała.

Drużyna Gryfonów wyszła na boisko jednocześnie z Krukonami i obie drużyny wzbiły się w powietrze. Pani Hooch objaśniła zasady. Wood i Roger Davies uścisnęli sobie ręce. Sędzia zadęła w gwizdek i mecz się zaczął. Ana wypatrywała czarnego psa, ale nigdzie go nie było. Złapała kafel rzucony jej przez Jess. Następnie podała go Angelinie, która zdobyła pierwszego gola dla Gryffindoru, co Lee Jordan obwieścił głośnym rykiem. Krukoni byli dobrymi graczami, zwłaszcza ich szukająca Cho Chang. Mecz trwał, obie drużyny zdobywały gole.

- Harry! - zawołała Ana, gdy była blisko niego, a w dole zobaczyła trzech dementorów.

Oboje wyciągnęli różdżki i krzyknęli;

- EXPECTO PATRONUM!!!

Z ich różdżek wystrzeliły srebrne mgły, które ugodziły w dementorów. Następnie Potter ruszył w pościg za zniczem. Chang szła z nim łeb w łeb, ale ostatecznie to on złapał znicz i zapewnił Gryfonom zwycięstwo.

- Ale załatwiliśmy tych dementorów - powiedziała Ana, gdy wszyscy wylądowali.
- Właśnie - powiedział Harry.
- T-tyle, że t-to n-nie b-byli d-dementorzy - powiedziała Hermiona z oczami pełnymi łez ze śmiechu.
- Co? - zapytała Black.
- Spójrzcie - powiedziała Amy, wskazując na dementorów.

To rzeczywiście nie byli prawdziwi dementorzy. Z murawy podnosili się właśnie Malfoy, Crabbe i Goyle, oszołomieni i zaplątani w czarne materiały. Ana i Harry wybuchnęli śmiechem, tak jak reszta drużyny.

- Najwyraźniej uznali, że to będzie świetny dowcip, ale nie przewidzieli, że będziecie się bronić - zaśmiała się El.

Szybkim krokiem nadeszła profesor McGonagall, której wcale nie było do śmiechu. Była czerwona ze złości, a jej wargi przypominały teraz jedną, cienką linię. Black jeszcze nigdy nie widziała jej tak wściekłej. Nauczycielka dosłownie wpadła w szał.

- MALFOY, CRABBE I GOYLE! WASZE ZACHOWANIE BYŁO KARYGODNE! PRZEBIERAĆ SIĘ ZA DEMENTORÓW! JESZCZE NIGDY W CAŁEJ MOJEJ KARIERZE... ODEJMUJĘ SLYTHERINOWI 50 PUNKTÓW OD KAŻDEGO I DOSTAJECIE SZLABAN! ZA MNĄ! -  ryknęła.

Ana trzymała się za brzuch ze śmiechu, gdy Malfoy, Crabbe i Goyle powlekli się za McGonagall.
Gryfoni w Wieży Gryffindoru urządzili imprezę, żeby uczcić zwycięstwo.

***
W dzień następnej wycieczki do Hogsmeade. Harry poprosił Anę o ponowne pożyczenie Mapy Huncwotów.

- Dobra - powiedziała. - Tylko pamiętaj, żeby jej nie zgubić.
- Ok - odparł, chowając mapę do kieszeni.

Po południu Ana razem z Jess, Amy i El udała się do Hogsmeade. Po odwiedzeniu Miodowego Królestwa i Sklepu Zonka, poszły do Trzech Mioteł na kremowe piwo.

- Dawno nic nie pisali o Syriuszu - westchnęła Łapa.
- Lepiej żeby nic nie pisali, niż żeby napisali, że go złapali - powiedziała Black. - Dzisiaj w nocy popatrzę na mapę. Może się na niej pojawi.
- Popatrzę z tobą - powiedziała Jess.
- Ja się w to nie mieszam - powiedziała Mel.
- Ja też nie - dodała Eli.
- Jak chcecie - powiedziała Ana, wzruszając ramionami.

Po wypiciu kremowego piwa, Gryfonki postanowiły obejrzeć Wrzeszczącą Chatę, z daleka, bo nie chciało im się wspinać po klifie. Okazało się, że nie one jedne wpadły na ten pomysł. Zobaczyli jak Hermiona i Ron oglądają ją. Granger tłumaczyła Weasleoyowi, że to najbardziej nawiedzony dom w Wielkiej Brytanii. Potem pojawiła się banda Malfoya i ten zaczął nabijać się z Rona i jego rodziny. Nagle znikąd nadleciała śnieżka i ugodziła Draco. Zaczęły nadlatywać kolejne śnieżki. Niewidzialny dowcipniś ściągnął Ślizgonom gacie. Rozbiegli się w popłochu, a Ron i Hermiona ryczeli ze śmiechu.

- To nie jest zabawne, Harry - powiedziała Granger.

Gdy Potter zdjął pelerynę-niewidkę, Ana, Jess, Amy i El podeszły do niego.

- Zwariowałeś? Malfoy cię zobaczył, jak zsunęła ci się peleryna. Chcesz ją stracić razem z moją mapą? - zapytała Black.
- Nie - odpowiedział Potter. - Masz, wrócę bez niej. Lepiej nie ryzykować, jeśli Malfoy doniesie Snape'owi, a zrobi to na pewno - powiedział, oddając jej wyczyszczoną mapę.

Ana schowała pergamin do kieszeni. Wszyscy wrócili do zamku. Wieczorem ona i Jess poczekały aż Pokój Wspólny opustoszeje.

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - powiedziała Black, stukając różdżką w pergamin, na którym natychmiast pojawiła się mapa Hogwartu.

Nagle ktoś wyszedł z dormitorium chłopców. Dziewczyny podskoczyły ze strachu, ale na szczęście był to tylko Harry.

- Co robicie? - zapytał.
- Tak sobie oglądamy mapę - skłamała Ana.
- Pooglądam sobie z wami - powiedział, siadając obok. - I tak nie mogę spać.

Black i Collet wymieniły znaczące spojrzenia, ale nic nie powiedziały. We trójkę obserwowali maleńkie ślady stóp na mapie. Przed długie godziny nie zobaczyli nic godnego uwagi. Aż nagle zauważyli na siódmym piętrze ślady stóp opatrzone imieniem i nazwiskiem Peter Pettigrew.

- To niemożliwe - powiedziała cicho Ana. - Idziemy, musimy go złapać.
- On wie co wydarzyło się dwanaście lat temu - powiedziała Jess, wstając równocześnie z nią.
- Dobra, ja też idę, chociaż to może być błąd na mapie - powiedział Harry.

We trójkę wyszli z Pokoju Wspólnego, oświetlając mapę różdżkami. Szli zapatrzeni w maleńkie ślady Petera Pettigrew wędrujące korytarzem.

- Nie, czemu akurat teraz? - jęknęła Ana, gdy zobaczyła ślady Snape'a, idącego prosto w ich stronę. Zobaczyła jak Pettigrew skręca i szybko wyczyściła mapę. Cała trójka zgasiła różdżki, a chwilę potem ich twarze oświetliło światło z różdżki Snape'a.

- Można wiedzieć, co robicie o tej porze? - zapytał.
- Lunatykowaliśmy - wymyślił szybko Harry.
- A to, co to jest, Black? - zapytał, wskazując na mapę.
- Kawałek pergaminu, panie profesorze - odpowiedziała.
- Czyżby? - zapytał. - Odsłoń swój sekret - powiedział, stukając różdżką w pergamin.

Anie mocniej zabiło serce, gdy na mapie pojawił się tekst.

- Czytaj - rozkazał Snape.
- Pan Lunatyk przesyła wyrazy szacunku profesorowi Snape'owi i uprasza go, by zechciał nie wtykać swojego długiego nochala w sprawy innych ludzi. Pan Rogacz zgadza się z Panem Lunatykiem i pragnie dodać, że profesor Snape jest wrednym głupolem. Pan Łapa pragnie wyrazić swoje zdumienie, jak taki kretyn mógł zostać profesorem. Pan Glizdogon życzy profesorowi Snape'owi miłego dnia i radzi mu umyć włosy, bo kleją się od łoju - przeczytała, próbując się nie roześmiać i patrząc na Snape'a po przeczytaniu każdego zdania.
- Uważacie to za zabawne? - warknął Snape, wyrywając jej mapę, która znów była czysta. - Potter, Black, jesteście tak samo aroganccy i napuszeni jak wasi ojcowie. I obaj jak skończyli? Jeden w grobie, drugiego czeka pocałunek dementora. Twój ojciec pewnie jest taki sam, Collet.
- Wcale się nie puszymy - powiedział Harry.
- I nasi ojcowie też się nie puszyli - powiedziała Ana.
- Mój ojciec jest szanowanym szefem Biura Aurorów w hiszpańskim Ministerstwie Magii - powiedziała Jess.
- Konfiskuję to, Black - powiedział Snape.

Nagle z ciemności wyłonił się Lupin.

- Dobrze, że pana widzę, profesorze Lupin. Właśnie skonfiskowałem to pannie Black. To aż zionie czarną magią, coś z twojej specjalności - powiedział, pokazując mu mapę.

Lupin wziął ją do ręki i rzucił na nią okiem.

- To mi wygląda na zwykły kawałek pergaminu, który obraża każdego, kto chce go odczytać. Pewnie od Zonka, co? - zapytał. - Ale sprawdzę, czy nie ma jakichś ukrytych właściwości. W końcu jak mówisz, to coś z mojej specjalności, Severusie - powiedział, zabierając mapę, gdy Snape po nią sięgał. - Harry, Ana, chodźcie za mną. Jess, wracaj do dormitorium.

Black i Potter podążyli za Lupinem, a Collet poszła z powrotem do Wieży Gryffindoru. Nauczyciel zaprowadził ich do swojego gabinetu, zamknął drzwi i odwrócił się w ich stronę.

- Skąd macie mapę? - zapytał. - Tak, wiem co to jest.
- Dostałam - odpowiedziała krótko Ana, nie chcąc wkopać bliźniaków Weasley. - Dwa razy pożyczyłam Harry'emu.
- Czy któreś z was pomyślało, że ta mapa w rękach Syriusza Blacka doprowadziłaby go do was? - zapytał ostro Lupin. Gryfonka jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie. Zawsze był spokojny, a teraz był zły. - Do tej pory cię kryłem, Harry, ale nie licz, że dalej będę cię krył, gdy wystawiasz się zbiegłemu mordercy jak na talerzu! Twoi rodzice oddali za ciebie życie, tak im się odpłacasz, włócząc się po nocy?
- Ja... panie profesorze, ja, Ana i Jess zobaczyliśmy na mapie kogoś, kto od dawna nie żyje - powiedział Harry.
- Kogo? - zapytał Lupin.
- Petera Pettigrew - odpowiedziała Ana.
- To niemożliwe - powiedział nauczyciel, patrząc gdzieś w dal. - Wracajcie do dormitoriów. I to najkrótszą drogą, bo jak nie, to będę wiedział. - Postukał palcem w mapę.

Wrócili do Wieży Gryffindoru i rozeszli się do swoich dormitoriów. Gdy Ana opowiedziała Jess, że Lupin zatrzymał Mapę Huncwotów, ta nie kryła zawodu.

- Akurat teraz. Jestem pewna, że to nie była pomyłka, że na mapie pojawił się Pettigrew - powiedziała Łapa.
- Wszystko przez Snape'a. Nadal miałabym mapę, gdyby się nie zjawił - powiedziała Black. - Ale tata i jego tajemniczy przyjaciele nieźle mu pocisnęli - uśmiechnęła się mściwie.
- Tak, i ta mina Snape'a jak to czytałaś - uśmiechnęła się złośliwie Jess.

***
Mijały dni, koniec roku szkolnego był coraz bliżej. Była noc, Ana spała, gdy nagle obudził ją krzyk Rona, tak jak wszystkie dziewczyny w dormitorium. Gryfonki wybiegły z dormitorium i pobiegły do dormitoriów chłopców z trzeciego roku. Kotara łóżka Rona była pocięta.

- Ron, co tu się stało? - zapytała Ana.
- Syriusz Black. Spałem, nagle poczułem powiew wiatru, obudziłem się, a on stał nade mną z nożem. Mój krzyk musiał go przepłoszyć, bo zniknął. Ten szaleniec pociął mi kotarę - odpowiedział Weasley.

Black musiała użyć całej siły woli, żeby nie podskoczyć z radości. Widziała, że Jess miała tak samo.

- Pewnie popełnił pomyłkę. Zobaczył że trafił na niewłaściwie łóżko i uciekł - powiedział Harry.
- I myślisz, że człowiek, który ponoć zamordował dwunastu mugoli, nie poradziłby sobie piątką zaspanych trzynastoletnich chłopców? - zapytała Łapa.
- No dobra, to faktycznie jest dziwne - powiedział. - Ale może zmiękł po Azkabanie?
- Na pewno nie - odparła Ana.

Zeszli do Pokoju Wspólnego, gdzie już zebrali się wszyscy Gryfoni. Po chwili weszła McGonagall.

- Co tu się stało? - zapytała.

Ron opowiedział jej o Syriuszu Blacku, stojącym nad nim z nożem.

- Coś takiego... - powiedziała nauczycielka, dysząc szybko. - Sir Cadoganie, dlaczego wpuścił pan Blacka? - zapytała portret.
- Znał hasło, pani profesor - odpowiedział sir Cadogan. - Miał listę haseł.
- Kto był taki mądry, żeby zrobić listę haseł i ją zgubić? - zapytała McGonagall, rozglądając się po uczniach.
- Ja - odpowiedział cicho Neville, czerwieniejąc się.
- Longbottom, za mną - powiedziała. - A reszta wracać do łóżek.

Neville ze zwieszoną głową poszedł za McGonagall. Jednak pozostali Gryfoni wcale nie wrócili do łóżek. Całą noc słuchali opowieści Rona, które były coraz bardziej ubarwione, aż w końcu wcale nie przypominały prawdziwej wersji. Weasley był z tego zadowolony, bo po raz pierwszy był w centrum uwagi. Ana i Jess cieszyły się, że Syriuszowi udało się włamać do Wieży Gryffindoru. Były pewne, że wybrał właściwe łóżko. Tylko nie wiedziały dlaczego.

czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział XII: Expecto Patronum

Po feriach świątecznych w Pokoju Wspólnym znowu zrobiło się tłoczno i gwarno. Tematem numer jeden były oczywiście Błyskawice Any i Harry'ego.

- Gdybyście mogli latać na Błyskawicach w następnym meczu, mielibyśmy wygraną w kieszeni. Bez problemu zdobylibyśmy Puchar Quidditcha - powiedział Wood.

Wkrótce nadeszła pierwsza lekcja Harry'ego i Any z Lupinem, na której miał ich nauczyć walczyć z dementorami. Gdy weszli do klasy OPCM, zobaczyli że wszystkie ławki i krzesła zostały przesunięte pod ścianę, a na środku stał wielki kufer. Gryfoni stanęli na środku, Potter trochę bardziej z przodu.

- Nadal jesteście pewni, że chcecie się tego uczyć? - zapytał Lupin.
- Tak - odpowiedzieli jednocześnie Ana i Harry.
- Dlaczego dementorzy pojawili się na meczu? - zapytał Potter.
- Zgłodnieli. Dumbledore zabronił im wchodzić na teren zamku, a tyle emocji naraz to dla nich obietnica uczty. Oni wysysają z człowieka szczęście, wszelką nadzieję, nawet mugole ich wyczuwają, chociaż nie mogą ich zobaczyć - odpowiedział nauczyciel.
- Jak pokonać dementora? - zapytała Black.
- Pokonać dementora nie jest łatwo. Zaklęcie przeciwko dementorowi brzmi Expecto Patronum. To magia znacznie przekraczająca zakres wiedzy czarodziejskiej. Patronus to coś w rodzaju opiekuna, który nie pozwala zbliżyć się dementorowi. Najpotężniejsi czarodzieje potrafią wyczarować cielesnego patronusa, w kształcie jakiegoś zwierzęcia, który oczywiście jest silniejszy od niecielesnego. Oczywiście sama formuła nie wystarczy, żeby wyczarować patronusa musi wypełnić was szczęście, czyli to, czego dementorzy żywiący się rozpaczą nienawidzą. Wybierzcie sobie jakieś szczęśliwe wspomnienie i skupcie się na nim. Niech szczęście was wypełni - powiedział nauczyciel, stając obok kufra. - Gotowi? - zapytał. - Różdżki w górę - dodał. Black i Potter unieśli różdżki. - Raz... dwa... trzy... - Stuknął różdżkę w wieko kufra i ten otworzył się.

Z kufra wychynął dementor. Ana i Harry, próbując opanować lęk i skupić się na szczęśliwych momentach, krzyknęli:

- Expecto Patronum! - Nic się nie stało. - Expecto Patronum! Expecto...

Harry i Ana zemdleli. Ocknęli się po chwili, dementora już nie było.

- Zjedzcie, dobrze wam zrobi - powiedział Lupin, dając im po kawałku czekolady. - Nie spodziewałem się, że uda wam się za pierwszym razem. Prawdę mówiąc bardzo bym się zdziwił - dodał.
- Ten dementor był straszny - stwierdził Harry.
- Nie, nie, to był tylko bogin. Z dementorem byłoby gorzej, o wiele gorzej - odparł nauczyciel. - Z ciekawości zapytam, jakie wspomnienia wybraliście? - zapytał.
- Mój pierwszy lot na miotle - odpowiedział chłopak.
- Jak dostałam list z Hogwartu w jedenaste urodziny - odpowiedziała Ana.
- To za słabe. Wspomnienie musi być naprawdę silne, inaczej nie wyczarujecie patronusa - powiedział Lupin.
- Chyba mam jedno, nie wiem czy prawdziwe i czy jest do końca szczęśliwe - stwierdził Potter.
- Ja też mam takie jedno - dodała Black.
- Chcecie spróbować jeszcze raz? - zapytał nauczyciel.

Oboje skinęli głową. Znowu stanęli przed kufrem, Harry znowu bardziej z przodu, gdyż oboje wiedzieli, że tylko wtedy bogin zmieni się w dementora. Lupin ponownie wypuścił bogina. Ana i Harry skupili się na szczęśliwych wspomnieniach i znowu krzyknęli:

- EXPECTO PATRONUM! - Z końca ich różdżek wystrzeliły srebrzyste tarcze, które naparły na dementora-bogina.
- Brawo! Wspaniale! - zawołał Lupin, klaszcząc w dłonie, gdy udało im się wpędzić bogina do kufra. Zamknął kufer i znowu dał im po kawałku czekolady. - Na dzisiaj wystarczy.
- Widziałem moich rodziców, coś do mnie mówili, nie wiem co. Nie wiem nawet, czy to wspomnienie jest prawdziwe - powiedział Harry, mimo że nauczyciel o nic nie pytał.
- Ja widziałam tatę, jak zostawiał mnie u ciotki i wuja. Obiecał wrócić. To chyba prawdziwe wspomnienie, ale nie wiem na pewno. Śniło mi się to kilka razy, ostatni raz w pierwszej klasie - powiedziała Ana.
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy. Za tydzień kolejna lekcja - powiedział Lupin.

Ana i Harry pożegnali się i poszli do Wieży Gryffindoru.

***
Nadeszła pora kolejnej wycieczki do Hogsmeade. Ana, El, Amy i Jess już planowały co będą robić.

- Co robisz, Harry? - zapytała Ana, gdy zeszły do Pokoju Wspólnego i nakryły Pottera jak ubierał pelerynę-niewidkę.
- Chcę się dostać do Hogsmeade. Wuj Vernon nie podpisał mi pozwolenia - odpowiedział.

Ana zastanowiła się przez chwilę.

- Znam lepszy sposób, weź to - powiedziała, podając mu Mapę Huncwotów. - Tylko nie zgub i potem mi oddaj - zastrzegła.
- Po co mi kawałek pergaminu? - zapytał Harry, patrząc na pusty pergamin.
- To Mapa Huncwotów, dostałam ją od Freda i George'a - odpowiedziała. - Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - powiedziała, stukając różdżką w pergamin. Natychmiast zaczęła pojawiać się mapa Hogwartu z maleńkimi śladami stóp z imionami i nazwiskami. - Najlepiej będzie jak pójdziesz tędy, przez Garb Jednookiej Wiedźmy. Prowadzi prosto do Miodowego Królestwa. Tylko nie zapomnij powiedzieć Koniec psot - znowu stuknęła różdżką i mapa znów wyglądała jak zwykły pergamin - jak będziesz wracał, bo inaczej każdy ją odczyta.
- Dzięki, oddam ci jak wrócę z Hogsmeade - powiedział Potter, chowając Mapę Huncwotów do kieszeni. - Ale skąd Fred i George ją mieli? - zapytał.
- Mówili, że gwizdnęli Filchowi w pierwszej klasie - odpowiedziała Ana.
- Wiesz kim byli ci Huncwoci? Ci Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz? - zapytał Harry.
- Nie wiem - odpowiedziała.
- Rozumiem, jeszcze raz dzięki - powiedział Potter. - Mówiłem ci, że była rozprawa Hardodzioba? - zapytał.
- Nie - odpowiedziała Black, czując wstyd, że zapomniała o Hagridzie. - Jaki wynik? - zapytała, dobrze znając odpowiedź.
- Hardodzioba skazali na śmierć - odpowiedział gorzko. - W czerwcu będzie apelacja, ale wiem, że to nic nie da. Ojciec Malfoya na pewno przekupił komisję albo im zagroził.
- No jasne, jutro wpadniemy do Hagrida, zobaczyć jak się czuje - powiedziała Eli.
- Mam nadzieję, że jakoś się trzyma - dodała Mel.
- Nie jest zbyt szczęśliwy, wasze odwiedziny na pewno podniosą go na duchu - powiedział Potter.
- Możemy mu jakoś pomóc? - zapytała Jessy.
- Obiecaliśmy mu już z Ronem i Hermioną, że pomożemy mu napisać apelację - odpowiedział Harry i ubrał pelerynę-niewidkę, po czym wyszedł z Pokoju Wspólnego.

Ana, Amy, El i Jess wyszły chwilę później.

- Myślisz, że to był dobry pomysł? - zapytała Łapa. - Dawać mu mapę?
- Niech ma chłopak coś z życia - odpowiedziała Black. - Ale niech tylko spróbuje ją zgubić albo zniszczyć, to pożałuje.

W Hogsmeade Gryfonki najpierw poszli do Miodowego Królestwa. Wybierając słodycze usłyszały strzęp rozmowy.

- Ale Harry, nie zatrzymasz tej mapy, prawda? Oddasz ją McGonagall? - zapytała Hermiona.
- Jasne, razem z peleryną-niewidką - powiedział Ron.
- Już ci mówiłem, Hermiono, ta mapa nie jest moja. Ana mi pożyczyła - odezwał się Harry.

Więcej nie usłyszały, bo Harry, Ron i Hermiona zniknęli w tłumie. Potem udały się do Zonka, gdzie spędziły dobrą godzinę. Obładowane torbami ze słodyczami i gadżetami z Zonka, postanowiły wstąpić do Trzech Mioteł na piwo kremowe. Niemal wszystkie stoliki były zajęte, tylko przy tym, przy którym siedzieli Ron i Hermiona oraz Harry pod peleryną-niewidką, były wolne krzesła.

- Możemy się dosiąść? - zapytała Amy.
- Jasne, siadajcie - odpowiedział Ron i dziewczyny usiadły. Ana usiadła obok niewidzialnego Pottera.

Po chwili madame Rosmerta przyniosła im zamówienia. Hermiona patrząc, czy nikt poza nimi nie widzi, wsunęła jeden z kufli pod pelerynę Harry'emu. Rozmawiali popijając pyszny napój. Anie minęła już złość na Hermionę, choć nadal miała do niej żal. Nagle drzwi gospody otworzyły się i weszli minister magii, Korneliusz Knot, Hagrid, McGonagall i Flitwick. Zajęli jeden stolik blisko nich.

Hermiona szepnęła Mobiliarbus i choinka uniosła się o kila cali i wylądowała przed ich stolikiem, tak że Ana widziała teraz tylko cztery pary stóp. Po chwili pojawiła się piąta para stóp w turkusowych bucikach na wysokich obcasach.

- Mała woda goździkowa? - Usłyszała głos Rosmerty.
- Dla mnie - powiedziała McGonagall.
- Cztery kwarty grzanego miodu z korzeniami...
- Tutaj, Rosmerto - odezwał się Hagrid.
- Syrop wiśniowy z wodą sodową, lodem i parasolką...
- Mniam! - odezwał się Flitwick, mlaskając głośno.
- A więc dla pana ministra rum porzeczkowy...
- Dziękuję ci, moja kochana Rosmerto - powiedział Knot. - Może napijesz się z nami, co? Nie daj się prosić...

Black zobaczyła parę stóp wędrującą do baru i po chwili wracającą z powrotem.

- No więc, co pana sprowadza na skraj puszczy, panie ministrze? - zapytała Rosmerta.
- A któż by inny niż Syriusz Black? - odpowiedział pytaniem Knot.
- O, to może wreszcie pan coś zrobi z tymi dementorami? Odstraszają mi klientów! - poskarżyła się barmanka.
- Moja droga, to ze względów bezpieczeństwa. Zbiegły morderca jest na wolności - powiedział minister.
- A cóż Syriusz Black miałby robić w Hogsmeade? - zapytała Rosmerta.
- Harry Potter i Ana Black - odpowiedział ściszonym głosem. Harry i Ana zamarli.
- A co oni mają z tym wspólnego? Poza tym, że Ana jest jego córką? - zapytała barmanka. Usłyszeli westchnięcie McGonagall.
- Dwanaście lat temu, gdy stało się jasne, że Voldemort czyha na życie Potterów, postanowili się ukryć pod Zaklęciem Fideliusa - powiedziała.
- To najsilniejsze zaklęcie ochronne. Zamyka tajemnicę w duszy Strażnika Tajemnicy i tylko on może ją wyjawić. Voldemort mógłby przycisnąć nos do szyby domu Potterów, a i tak nic by nie zobaczył - odezwał się Flitwick.
- Potterowie ustanowili swoim Strażnikiem Tajemnicy Syriusza Blacka, który niestety zdradził ich Voldemortowi. Ten mały Peter Pettigrew, który zawsze łaził za Potterem i Blackiem, chciał ich pomścić. Black osaczył go na ulicy w biały dzień. Pettigrew nie miał szans. Black się wściekł, on nie zabił Pettigrew, on go rozwalił. Został z niego tylko palec i kupka zakrwawionych szmat - powiedział Knot, unosząc jeden palec. - Zabił też dwunastu mugoli jednym zaklęciem. Pięćdziesięciu mugoli to widziało, oczywiście zmodyfikowano im pamięć i dziś mugole są przekonani, że tamci ludzie zginęli przez wybuch gazu - dodał.
- Wcześniej znaleziono ciało żony Blacka, Ally. Co prawda nikt nie widział kto ją zabił, a on nie chciał powiedzieć, no i profesor Lupin twierdził, że zastał go z martwą żoną w ramionach, ale... wielu uważa, że to Black zabił Ally, bo chciała ochronić przed nim Anę - powiedziała McGonagall.

Anie serce biło jak oszalałe. To niemożliwe. To nie mogła być prawda.

- Ale to nie jest jeszcze najgorsze. James i Lily Potterowie byli chrzestnymi Any, Ally była chrzestną Harry'ego, a co za tym idzie, Syriusz Black był i nadal pozostaje jego ojcem chrzestnym - kontynuowała nauczycielka.
- Ja wciąż nie mogę w to uwierzyć. Potter i Black. Och, jak oni mnie rozbawiali - powiedziała Rosmerta.
- Pamiętam jak Black przyszedł do domu Potterów, gdy zabierałem Harry'ego. Chciał żebym mu go dał, ale ja miałem od Dumbledore'a inne polecenia. Pewnie by go gdzieś wyrzucił do rzeki, gdybym mu go dał. P-po-ociesza-a-łem m-mo-r-rdu-ującego z-z-zdrajcę - załkał Hagrid. - Aż dziwne, że Anę oddał pod opiekę Andromedy i Teda. Pewnie będzie chciał ją przekabacić na stronę Voldemorta. - Wydmuchał nos w wielką chusteczkę, wydając przy tym odgłos syreny okrętowej.

Ana poczuła obok siebie ruch, to Harry wstał, przy okazji przewracając krzesło. Nie zważając na nic, wybiegła za nim.

- Harry, zaczekaj! - zawołała, biegnąc za śladami stóp na śniegu.

Widząc że wbiega do Miodowego Królestwa, pobiegła do zamku. Poszła do Pokoju Wspólnego, by tam zaczekać na Pottera. Rzeczywiście pojawił się kilka minut później i zdjął pelerynę.
- Masz. - Oddał jej wyczyszczoną Mapę Huncwotów.
- Harry... ja to nie wierzę. Moja mama umarła mu w ramionach... - powiedziała.
- On zdradził moich rodziców! Był ich przyjacielem i ich zdradził! - wybuchnął Potter. - I zabił tego małego Pettigrew.
- Nie wierzę w to, nigdy nie uwierzę - odparła Black.
- Wiedziałaś, że on jest moim ojcem chrzestnym? - zapytał.
- Nie, ale wiedziałam że się przyjaźnili. Byli nawzajem świadkami na swoich ślubach. Ciotka i wuj powiedzieli, że byli tylko znajomymi, ale nie uwierzyłam w to - odpowiedział. - Czekaj, pokażę ci zdjęcia w moim albumie - dodała i pobiegła do swojego dormitorium. Wrzuciła do kufra mapę i wyjęła album. Otworzyła na zdjęciach ślubnych rodziców i rodziców chrzestnych. Wróciła do Pokoju Wspólnego. Okazało się, że Harry też poszedł po swój album. Były w nim takie same zdjęcia, tyle że pierwsze było zdjęcie ślubne Potterów.
- Widzisz? Czy tata na tym zdjęciu wygląda, jakby miał ich zdradzić? - zapytała Ana.
- Nie, może wtedy jeszcze tego nie planował - odpowiedział Harry. Westchnęła, zamykając album. Wiedziała, że go nie przekona. No i sama nie wiedziała co zaszło między jej ojcem a tym Pettigrew, ale nie wierzyła, że zabił go i tych mugoli.
- Słuchaj, Ana, do ciebie nic nie mam - powiedział Potter. - Wiem, że nigdy nie służyłabyś Voldemortowi.
- Dzięki - odparła, powstrzymując się od dodania, że jej ojciec też nie służył Voldemortowi.
- Idę do dormitorium - powiedział i tak zrobił. Ana poszła do swojego dormitorium, zaczekać na przyjaciółki. Była pewna, że Jess też nie wierzy, że jej ojciec zdradził Potterów. Przynajmniej stało się jasne, dlaczego ciotka i wuj nie przyznali, że Potterowie i Blackowie byli przyjaciółmi. James i Lily jej rodzicami chrzestnymi... Niedługo później do dormitorium wparowała Łapa, a za nią El i Amy.

- Nie wierz w to, Ana, słyszysz? Nie możesz w to uwierzyć. Syriusz nie może być zdrajcą - powiedziała Jess, chwytając ją za ramiona i potrząsając.
- Spokojnie, nie wierzę w to - odpowiedziała Ana. - Szkoda tylko, że Harry w to wierzy. Pokazałam mu zdjęcia ślubne moich rodziców i jego. Tak jak przypuszczałam ma w albumie takie same.
- Czemu mnie to nie dziwi - westchnęła Jessy, siadając na łóżku.
- Ale co z tym Pettigrew? - zapytała Eli.
- Nie wiem, chciałabym się dowiedzieć co między nim zaszło. Dowiemy się jak go znajdziemy - odpowiedziała Black.
- Czyli nadal chcesz go szukać? - zapytała Mel.
- No jasne! - odpowiedziała za nią Jess.
- Oczywiście, że nadal chcę, nawet bardziej niż wcześniej. Muszę wypytać Lupina na następnej lekcji Patronusa. Już wcześniej powiedział mi, że zastał mojego ojca z moją matką w ramionach. Powiedział wtedy, że na miejscu oprócz niego zastali też oszołomionego Lucjusza Malfoya. Możliwe, że to mój ojciec go oszołomił. Może to Malfoy ją zabił? Ale najbardziej istotne jest to, że Lupin twierdził, że on nie udawał rozpaczy, że takiej rozpaczy nie da się udawać - powiedziała Ana.
***
Ana i Harry nadal mieli lekcje Patronusa, na których robili coraz większe postępy. W końcu Black postanowiła wypytać Lupina o wydarzenia sprzed dwunastu lat.

- Profesorze, czy... wiedział pan, że Potterowie byli moimi chrzestnymi? - zapytała.
- A więc się dowiedzieliście. Tak, wiedziałem. James i Syriusz jeszcze w szkole obiecali sobie, że jak będą mieć dzieci, to uczynią się nawzajem ich chrzestnymi - odpowiedział Lupin.
- I wiedział pan, że on zdra... Zaraz... powiedział pan "James i Syriusz"? Był pan ich przyjacielem? - zapytał Potter
- Tak - przyznał nauczyciel.
- Czyli jest pan przyjacielem Blacka? - zapytał Harry.
- Dwanaście lat temu byłem przyjacielem Blacka, ale teraz już nie jestem - odpowiedział Lupin.
- Ale sam pan powiedział, że on nie udawał rozpaczy, gdy go pan znalazł z moją matką w ramionach. Ja nie wierzę, że on ją zabił, że zdradził Potterów - powiedziała Ana.
- Skąd o tym wszystkim wiecie? - zapytał nauczyciel. - Zresztą nieważne. Nie wiem, czy twój ojciec zabił Ally, ale... są dowody, że zdradził Jamesa i Lily. Nikomu innemu nie powierzyliby swojego życia. James i Syriusz byli jak bracia, zawsze nierozłączni - dodał.
- A może jednak? Może mówili coś panu, zanim zginęli? - zapytała Black.
- Nic nie mówili. Prawdę mówiąc, mieliśmy słaby kontakt. Przestałem widywać Jamesa i Lily, odkąd musieli się ukryć, a Syriusza i Ally rzadko widywałem - odpowiedział Lupin.
- A Peter Pettigrew? Znał go pan? - zapytał Harry.
- Oczywiście, ja, James, Syriusz i Peter, czwórka nierozłącznych przyjaciół - odpowiedział. - Peter zawsze był zapatrzony w Jamesa i Syriusza. Sam nigdy nie był zdolnym uczniem. Jakim on był głupcem, chcąc samemu ująć Blacka - westchnął.

Ana i Harry pożegnali się i wyszli z sali OPCM. Pierwszy odezwał się Potter:

- Chcę go odnaleźć... i zabić.
- I myślisz, że staniesz się wtedy lepszy od niego, jeśli rzeczywiście jest winny, w co nie wierzę? - zapytała Black. - Ja chcę go odnaleźć, ale po to, żeby poznać prawdę.

Potter nie odpowiedział. Milczeli przez całą drogę do Wieży Gryffindoru.
***
Następnego dnia Ana, El, Amy i Jess wybrały się do Hagrida.

- Wejdźcie, myślałem że już zapomniałyście o starym Hagridzie - powiedział olbrzym, wpuszczając ich do chatki. Kieł natychmiast podbiegł do Any, obśliniając jej szatę.
- Jak czuje się Hardodziob? - zapytała Black.
- Chyba coś przeczuwa, jest cały czas niespokojny. Muszę trzymać go uwiązanego w chatce - odpowiedział Hagrid, wskazując na hipogryfa leżącego na środku izby.
- Jeśli moglibyśmy jakoś pomóc, to powiedz - powiedziała Mel.
- Dzięki, jesteście kochane dziewczynki, ale Harry, Ron i Hermiona już obiecali mi pomóc z napisaniem apelacji - odparł gajowy, nalewając im herbaty do kubków wielkości wiaderek. Postawił na stole talerz bezkształtnych ciastek, ale Gryfonki grzecznie odmówiły.
- Mam nadzieję, że apelacja coś da - powiedział Jessy, chociaż wszystkie wiedziały, że ta sprawa jest z góry przegrana i Lucjusz Malfoy się o to postara.

Pożegnały się z Hagridem i wróciły do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Mijały dni, Gryfoni mieli już dość sir Cadogana, ponieważ ciągle zmieniał hasła, a zwłaszcza Neville, który zrobił sobie listę haseł, bo zawsze miał problem z ich zapamiętywaniem. Pewnego dnia Ana i Harry, wracając z lekcji Patronusa, zastali Rona i Hermionę kłócących się o coś i El, Amy i Jess próbujące ich uspokoić.

- Co się stało? - zapytała Black.
- Jej kocur zjadł mojego Parszywka! - odpowiedział Weasley, celując oskarżycielski palec w Granger.
- Ron po prostu zgubił swojego szczura! - zaoponowała Hermiona. - Trzeba było lepiej pilnować swojego zwierzaka!
- To znalazłem na swoim prześcieradle - powiedział Ron, pokazując kłaki szczurzej sierści. - Była też krew!
- To jeszcze nie dowód, że zjadł go Krzywołap - zauważył Potter. - On i tak był chory i pewnie niedługo by zdechł.
- Więc co? Więc Krzywołap mógł go zeżreć, bo był chory? - zapytał Weasley czerwony na twarzy. - Sam widziałeś, że polował na Parszywka!
- Polował, bo to kot! Koty, jakbyś chciał wiedzieć, polują na szczury! - krzyknęła Hermiona i pobiegła do dormitorium, zalewając się łzami.
- Ron, możesz mi pokazać tą krew na twoim prześcieradle? - zapytała Ana.
- Dobra - burknął.

Weasley zaprowadził ją do swojego dormitorium. Na jego łóżku faktycznie widać było plamy krwi. Ana nie wiedząc czemu przypomniała sobie, jak Parszywek piszczał, gdy chciała wyjąć go spod ławki, pod którą skulił się, kiedy uciekł Ronowi.

poniedziałek, 23 maja 2016

Rozdział XI: Ucieczka Grubej Damy i Błyskawice

Nadeszła Noc Duchów. W Hogwarcie jak zwykle odbyła się uczta. Wielka Sala była ozdobiona magicznie powiększonymi dyniami. Po uczcie Gryfoni udali się do Wieży Gryffindoru, jednak nagle zatrzymali się przed portretem Grubej Damy.

- Co się dzieje? Neville znowu zapomniał hasła? - zapytał Ron.
- Jestem tutaj - odpowiedział Longbottom, stojący tuż obok.

Przez tłum tłoczący się przed portretem przecisnęła się Ginny.

- Gruba Dama zniknęła - powiedział.

Wtedy Ana to zobaczyła. Płótno obrazu było pocięte, a Grubej Damy nie było. Chwilę później zjawił się Dumbledore w towarzystwie Filcha.

- Panie Filch, trzeba zwołać duchy, niech przeszukają zamek - powiedział dyrektor, gładząc długim palcem pocięte płótno.
- Duchy nie będą potrzebne, Gruba Dama jest tam - odparł woźny, wskazując na jeden z obrazów.

Gryfoni mimo nawoływań prefekta Percy'ego pobiegli w tamtą stronę. Obraz przedstawiał świnię, Gruba Dama była schowana za nią. We włosach miała błoto i trociny, a w oczach przerażenie.

- Moja droga, kto ci to zrobił? - zapytał Dumbledore.
- Oczy jak u czorta jakiego... Chciał wejść do Wieży Gryffindoru, ale nie znał hasła. Powiedziałam mu, że nie mogę go wpuścić, a on wpadł w szał i mnie pociął! Syriusz Black! - odpowiedziała Gruba Dama, ostatnie dwa słowa wypowiedziała podniesionym głosem.

Ana prawie mimowolnie się uśmiechnęła, ale szybko się powstrzymała, widząc że wszyscy spojrzeli na nią.

- No co? Ja byłam cały czas na uczcie - powiedziała.
- Zamknąć bramę, uczniowie do Wielkiej Sali! - zarządził Dumbledore.

Uczniowie zostali położeni w Wielkiej Sali. Ana i Harry udawali, że śpią, gdy Filch chodził i sprawdzał czy nikogo nie brakuje. Chwilę później przyszli Dumbledore i Snape. Zaczęli przechadzać się między leżącymi.

- Sprawdzałem w lochach, ani śladu Blacka, dyrektorze - powiedział mistrz eliksirów.
- Doskonale, zdziwiłbym się, gdyby tu został - odparł Dumbledore.
- Pamięta pan jak poddałem w wątpliwość przyjęcie profesorze Lupina? - zapytał Snape.
- Nie wierzę żeby którykolwiek z nauczycieli pomógł Blackowi dostać się do zamku - odpowiedział stanowczo dyrektor.
- A co z Potterem i panną Black? Powinniśmy ich ostrzec? - spytał nauczyciel.
- Przyjdzie na to czas, na razie niech śpią. We śnie człowiek jest we własnym świecie, czasem stąpa wysoko w chmurach, a czasem chodzi twardo po ziemi - odpowiedział Dumbledore, patrząc na Anę i Harry'ego leżących plecami do niego, więc nie mógł zobaczyć, że mają otwarte oczy.

Następnego dnia Gryfoni i Ślizgoni mieli kolejną lekcję OPCM. Ku zdziwieniu tych pierwszych i zadowoleniu drugich, do klasy zamiast profesora Lupina wszedł Snape. Machnięciem różdżki pozamykał okna i zapanowała ciemność rozjaśniana tylko przez parę świec.

- Otwórzcie podręczniki na stronie 394 - powiedział nauczyciel.
- Przepraszam, ale gdzie jest profesor Lupin? - zapytał Harry.
- Zadziwiająca troska, co Potter? Wiedzcie że wasz drogi profesor Lupin nie jest obecnie w stanie prowadzić jakichkolwiek zajęć - odpowiedział Snape. - Strona 394! - Machnął różdżką w kierunku Rona, który powoli przewracał kartkę po kartce.
- Wilkołaki? Wilkołaki miały być za tydzień! Zaczęliśmy czerwone kapturki i zwodniki - powiedziała Hermiona.
- Cicho, Granger, minus 5 punktów - odparł nauczyciel. - Kto mi powie czym różni się wilkołak od animaga? - zapytał.

Ręka Hermiony natychmiast wystrzeliła w górę.

- Nikt? Jaka szkoda - powiedział Snape, ignorując ją.
- Może ja? Animag to ktoś, kto chce zamienić się w zwierze. Wilkołak nie ma wyjścia, zmienia się w każdą pełnię i podczas przemiany nie pamięta kim jest - odezwała się Hermiona.

Malfoy wydał z siebie dźwięk mający być chyba wyciem wilkołaka.

- Dziękuję, panie Malfoy. Już drugi raz odzywasz się niepytana, Granger. Wzięłaś sobie za punkt honoru odstawiać zarozumialca? Minut 5 punktów - powiedział Snape.
- Ma gość trochę racji - szepnął Ron do Harry'ego.
- Mam wrażenie, że jeszcze przed chwilą jej tu nie było - powiedziała cicho Ana.
- Hermiony? Też nie zauważyłam jak wchodziła do klasy - stwierdziła Jess.

Snape zaczął mówić o wilkołakach. W trakcie wykładu Malfoy podrzucił Anie kawałek pergaminu przedstawiający karykaturę jej spadającej z miotły. Pomyślała że to żałosne i tylko zgniotła świstek. Zauważyła, że Potter dostał podobną kartkę.

- Za tydzień przyniesiecie wypracowania o wilkołakach, na dwie rolki pergaminu - oznajmił Snape na koniec lekcji.
- Ale w sobotę jest mecz - zauważył Harry.
- To niech lepiej pan uważa, panie Potter. Połamane kończyny to żadna wymówka - odparł nauczyciel.

***
Nadszedł dzień meczu, drużyna Gryfonów zebrała się w szatni.

- Mam złe wieści, gramy z Puchonami - poinformował.
- Co? Ale mieliśmy grać ze Ślizgonami - zauważyła Ana.
- Zmienili grafik. Ślizgoni tłumaczyli się kontuzją ich szukającego - odparł Wood.
- Malfoy wcale nie jest kontuzjowany, Hardodziob ledwo go drasnął - powiedziała z oburzeniem Jess.
- To pewnie przez tę pogodę - stwierdził Fred.
- Ślizgoni boją się grać w takich warunkach - dodał George.

I rzeczywiście ostatnio cały czas było pochmurno i lało jak z cebra. Drużyna Gryfonów mimo to trenowała dwa razy dziennie. Dziś również lało i grzmiało.

- Jesteśmy w nieciekawej sytuacji, bo trenowaliśmy taktykę na Ślizgonów, a Puchoni stosują zupełnie inną grę - przyznał Oliver.
- Już wyobrażam sobie ten parszywy uśmiech na twarzy Malfoya - mruknął Harry.
- Jesteśmy silną i zgraną drużyną, trenowaliśmy codziennie dwa razy w trudnych warunkach. Możemy pokonać Puchonów, i zrobimy to, ale pamiętajcie, żeby ich nie lekceważyć. Oni też mają dobrą drużynę. Ich szukający, Cedrik Diggory, jest naprawdę świetny, więc zależy mi żebyś postarał się jak najszybciej złapać znicza, Potter - powiedział Wood. - Black, Collet, wiem że to dopiero wasz drugi mecz, ale pokazałyście już co potraficie. No i jest Angelina, stwórzcie zgrane trio, a nikt wam nie zabierze kafla. Fred, George... wiecie co robić. To mój ostatni rok w Hogwaricie i w tym roku na Pucharze Quidditcha musi widnieć nazwa naszej drużyny - zakończył.

Następnie Wood jak zwykle zanudzał ich wykładem i rozrysował taktykę na tablicy. W końcu drużyna Gryfonów wyszła na boisko, Puchoni także. Lało jak z cebra, grzmiało, było ciemno i pochmurno, co znacznie utrudniało widoczność. Pani Hooch jak zwykle przypomniała zasady i poprosiła o ładną i czystą grę. Kapitanowie podali sobie ręce i sędzia zadęła w gwizdek, wypuszczając w górę kafel. Ana szybko przejęła piłkę, ominęła tłuczek i podała do Jess, a ta rzuciła do Angeliny, której udało się zdobyć pierwszego gola.

- 10 PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU! - krzyknął Lee Jordan przez megafon.

Gra była zacięta i wyrównana. Gdy Gryfoni mieli 10 punktów przewagi, Wood poprosił o przerwę. Drużyna zebrała się w kółku, szkarłatne szaty lepiły im się do ciał.

- Mamy przewagę, ale bardzo niewielką. Musisz szybko złapać znicz, Harry, jeśli mamy wygrać mecz - powiedział Oliver.
- To nie takie łatwe. Ledwo widzę przez ten deszcz, okulary mi zaparowały - odparł Potter.

Podeszła do niego Hermiona, skierowała różdżkę w jego okulary i powiedziała:

- Impervius!

Okulary Harry'ego przestały być zaparowane i zaczęły odbijać krople deszczu.

- Lepiej? - spytała Granger.
- Tak, dzięki Hermiono - odpowiedział Potter.
- Jesteś wielka, Hermiono - dodał Wood. - Wracamy do gry.

Mecz trwał dalej. Harry zaciekle szukał znicza, ale Cedrik Diggory był faktycznie świetnym graczem i trudnym przeciwnikiem. Ana, Jess i Angelina zdobywały gole, ale ścigający Puchonów też. Nagle Black go zauważyła. Stał nieopodal trybun. Wielki czarny pies. Przez chwilę patrzyła wprost na niego, zapominając o meczu. Czy to był jej ojciec jak podejrzewała? Zamierzała podlecieć do Łapy, by powiedzieć jej o psie, ale wtedy zauważyła, że Harry też go zobaczył i na jego twarzy pojawił się cień strachu. Po chwili pies zniknął. Ana postanowiła, że powie Jess po meczu, teraz starała się o nim nie myśleć. Właśnie zdobyła kolejnego gola, gdy zrobiło się zimniej i ciemniej. Rączka jej Nimbusa 2000 oblodziła się. Wtedy ich zauważyła. Dementorzy. Ale co oni robią na stadionie? Black nie zdążyła się jednak nad tym zastanowić, bo poczuła że spada z miotły. Ostatnim co zdążyła zarejestrować zanim straciła przytomność, to Potter również spadający z miotły.

***
- Kiepsko wyglądają, co? - Ana usłyszała głos Rona.
- Też byś kiepsko wyglądał, jakbyś gruchnął z pięćdziesięciu stóp - powiedział jeden z bliźniaków.

Otworzyła oczy i przekonała się, że jest w skrzydle szpitalnym. Na łóżku obok leżał Harry, też był już przytomny. Otaczała ich drużyna, Amy, El, Ron, Hermiona i Neville.

- Jak długo tu jesteśmy? - zapytała Black.
- Dwa tygodnie. Dumbledore was uratował, a potem się wściekł - odpowiedziała Jess.
- Dementorom już nie wolno wchodzić na teren zamku - dodała Hermiona.
- A mecz? Kto wygrał? - spytał Potter.
- Puchoni, Diggory złapał znicz. Chciał powtórzyć mecz, gdy dowiedział się co się stało, ale powiedziałem mu, że wygrali uczciwie - odparł Wood. - Nie martwcie się, to nie wasza wina, wciąż mamy szanse wygrać puchar - dodał.
- Harry, Ana... jest jeszcze coś o czym powinniście wiedzieć - powiedziała niepewnie Amy.
- Nie wiedzieliśmy jak wam to powiedzieć... - przyznała El.
- Gdy spadliście, wasze miotły uderzyły w Wierzbę Bijącą i... teraz tak wyglądają. - Neville pokazał im dwie kupki połamanego drewna, które kiedyś były miotłami.

Ana poczuła jak coś zaciska się na jej sercu. Nimbus 2000, jej pierwsza miotła, prezent od ciotki i wuja na jedenaste urodziny. Tylko dwa razy, wliczając w to ten mecz z Puchonami, zagrała mecz dosiadając tej miotły. Po wyrazie twarzy Harry'ego poznała, że on czuł się podobnie. Chwilę później pani Pomfrey wygoniła gości, tłumacząc że Ana i Harry potrzebują spokoju.

- To nie jest normalne, że dementorzy tak na nas działają - stwierdziła Black.
- Chciałbym umieć się przed nimi bronić - powiedział Potter.
- Ja też i myślę, że to da się zrobić - odparła Ana.
- Jak? - zapytał Harry.
- W pociągu Lupin poskromił dementora, pamiętasz? Mógłby nas nauczyć - odpowiedziała Gryfonka.
- Dobry pomysł - zgodził się chłopak. - Poprosimy go po najbliższej lekcji.
- Ok.

Przez chwilę zapadła cisza. W końcu przerwał ją Harry.

- Widziałaś coś jeszcze? Na przykład wielkiego czarnego psa? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała Ana.
- Skoro go widziałaś... to znaczy, że to nie jest ponurak? - spytał Potter z ulgą w głosie.
- Daj spokój, ty w to wierzysz? - Black pokręciła głową z dezaprobatą. - To zwykły przybłęda. Przypadkiem zobaczyliśmy go chwilę przed tym jak pojawili się dementorzy. A przypominam ci, że w mojej filiżance nie było żadnego ponuraka - powiedziała.
- Skąd wiesz, że to zwykły przybłęda? - zainteresował się Harry.
- Pogłaskałam go - odparła Ana. - W wakacje, widziałam go dwa razy. Raz pod moim oknem, a drugi jak wyszłam na spacer. Był strasznie wychudzony. Chciałam go nawet przygarnąć. Już myślałam, że pójdzie za mną, ale on nagle nie wiem czemu zaczął szczekać i musiałam uciekać do domu. Potem widziałam go jeszcze na błoniach wieczorem po uczcie powitalnej - dodała, widząc jak rozszerzyły mu się oczy ze zdziwienia.
- Oszalałaś - powiedział Potter.
- To ty oszalałeś, jeśli wierzysz w te brednie o ponuraku - odparła Black. - Ten pies to nie może być żaden omen, skoro ma ciało.

Następnego dnia rano pani Pomfey na ich usilną prośbę wypuściła ich, marudząc że powinni jeszcze leżeć. Nadeszła kolejna lekcja OPCM. Ku uldze Gryfonów, tym razem pojawił się Lupin. Ana zauważyła, że miał bardziej podkrążone oczy niż zwykle. Nauczyciel anulował im wypracowanie od Snape'a, co powitali z zadowoleniem. Kontynuowali temat czerwonych kapturków i zwodników. Po lekcji Black i Potter celowo ociągali się z pakowaniem.

- Idźcie, zaraz do was dołączę - powiedziała Ana do Amy i El. To samo Harry powiedział Ronowi i Hermionie.
- Panie profesorze - zaczął Harry, gdy zostali sami w klasie.
- Chodźcie do mojego gabinetu - powiedział Lupin.

Chwilę później wszyscy troje weszli do jego gabinetu. Na biurku stało akwarium z druzgotkiem.

- Przygotowałem go na następną lekcję - powiedział nauczyciel. - O co chodzi? - zapytał.
- Chodzi o dementorów - odpowiedział Harry.
- Tak, dementorzy niewątpliwie działają na was bardziej niż na innych - powiedział Lupin.
- Niech pan nauczy nas jak się przed nimi bronić - poprosił Ana.
- Właśnie, w pociągu pan dementora poskromił - dodał Potter.
- W pociągu był tylko jeden - przypomniał Lupin. - Ale dobrze, nauczę was, skoro dementorzy tak na was działają, ale dopiero po feriach. Na razie muszę odpocząć - zgodził się.
- Dziękujemy - powiedzieli jednocześnie.
- Słyszałem o waszych miotłach. Nie da się nic zrobić? - zapytał nauczyciel.
- Niestety nie - odpowiedziała Black.
- Szkoda, to były bardzo dobre miotły, mogły jeszcze długo wam posłużyć - stwierdził Lupin.

***
- Widziałam go, tego psa - poinformowała Ana Amy, El i Jess, gdy zostały same w dormitorium. - Harry też go widział, myślał że to ponurak.
- Głupek. Nawet jeśli się pomyliłyśmy i to nie jest Syriusz, to znaczy, że jest to tylko zwykły przybłęda - odparła Collet.
- Nie mówiłaś mu chyba o podejrzeniach kim jest ten pies, co? - zapytała Mel.
- Jasne, że nie, nie jestem głupia - odpowiedziała Black. - Poprosiliśmy Lupina, żeby nauczył nas jak bronić się przed dementorami.
- I co? Zgodził się? - zaciekawiła się Eli.
- Tak, ale dopiero po feriach. Mówił że musi odpocząć - odparła Ana.

***
Nadszedł świąteczny poranek. Gdy Ana się obudziła, zobaczyła przy łóżku stosik prezentów. Wzięła pierwszy z góry i rozpakowała go. Był to zestaw miotlarski od Tonks. Black poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, jej kuzynka nie wiedziała, że Nimbus przepadł. Następny prezent był od ciotki i wuja, była to książka Quidditch przez wieki i domowe kociołkowe pieguski. Od Amy dostała fałszoskop, od El książkę o animagii, a od Jess poruszającą się miniaturkę Błyskawicy.

- Na prawdziwą mnie nie stać, a rodzice nie zgodziliby się, żebym dała komuś tak drogi prezent, więc pomyślałam, że kupię ci to, tak na pocieszenie po Nimbusie - powiedziała Jessy.
- Dzięki, jest super - odparła Ana, obserwując jak malutka miotła lata po dormitorium. - A jak ci się podoba mój prezent? - wyszczerzyła się.

Collet rozpakowywała prezent od niej. Był to plakat wyklejony zdjęciami Syriusza z gazet.

- Jest super! - zawołała Jess, ściskając przyjaciółkę tak, że omal nie zmiażdżyła jej żeber. Gryfonka od razu powiesiła plakat nad łóżkiem.
- Ana, tu jest jeszcze jeden prezent - zauważyła Amy.

Rzeczywiście obok jej łóżka leżał jeszcze jeden, podłużny pakunek, większy od innych.

- Ale od kogo to? - spytała Black, nie oczekując odpowiedzi.

Usiadła na łóżku, chwyciła pakunek i rozwinęła go. Wszystkie cztery wydały z siebie okrzyk zachwytu. To była prawdziwa Błyskawica.

- Nie wierzę - powiedziała Ana, gładząc lśniącą rączkę miotły. - Najszybsza miotła wyścigowa.
- Od kogo ją dostałaś? - zapytała Jess z nutką zazdrości w głosie.
- No właśnie nie wiem, nie ma żadnej karteczki... Albo czekaj... - Wygrzebała z pergaminu, w który zawinięta była miotła, karteczkę. Był na niej tylko odcisk psiej łapy. - Ale... jak on niby miałby mi kupić Błyskawicę? Przecież jest poszukiwany - zauważyła.
- Może coś wymyślił. Też chciałabym, żeby mój tata kupił mi Błyskawicę, no ale nie narzekam na swojego Nimbusa 2001 - powiedziała Łapa.
- Muszę ją pokazać Harry'emu - oznajmiła Black. - Nie powiem mu oczywiście o tej karteczce z odciskiem łapy - dodała.

Wzięła miotłę i wybiegła z dormitorium. Wpadła do dormitorium chłopców.

- Harry, zoba... - urwała, gdy zorientowała się, że Potter i Ron podziwiają taką samą miotłę jak jej. - Ty też dostałeś Błyskawicę? - zdziwiła się. Po co jej ojciec miałby kupować miotłę Harry'emu? O ile w ogóle to on kupił im miotły.
- Tak. Miałaś jakąś karteczkę z podpisem od kogo to, czy coś? - zapytał Potter.
- Nie - skłamała Black.

Ana, El, Amy, Jess, Harry i Ron zeszli do Pokoju Wspólnego i podziwiali Błyskawice Harry'ego i Any, i pokazali je Hermionie. Tylko ona była sceptyczna i nie podzielała ich zachwytu.

- Powinniście to zgłosić - powiedziała.
- Zgłosić? Po co? - zapytał Ron.
- Nie wiadomo od kogo te miotły - zauważyła Granger.
- I co z tego? Jakby ktoś chciał nam coś zrobić, to raczej nie kupowałby w tym celu najdroższych mioteł - odparła Ana.

Granger zrezygnowana pokręciła głową. Udali się do Wielkiej Sali, gdzie zamiast czterech stołów, przy których zasiadali uczniowie, był tylko jeden długi stół. Ana zauważyła że z innych Domów nikt nie został na święta w Hogwarcie. Przy stole siedzieli uradowany Dumbledore, Snape z miną jakby zjadł coś kwaśnego, profesor Sprout, profesor Flitwick i profesor McGonagall.

- Witajcie, moi kochani, ponieważ w tym roku mało osób zostało na święta w Hogwarcie, postanowiłem że zasiądziemy do Bożonarodzeniowej uczty przy jednym stole - uśmiechnął się Dumbledore.

Siódemka Gryfonów zajęła miejsca przy stole.

- Uśmiechnij się, Severusie, w końcu mamy święta! - zawołał Dumbledore. Snape zrobił grymas, który chyba miał być uśmiechem.

Nagle do sali weszła profesor Trelawney. Był to zaskakujący widok, bo ona rzadko wychodziła ze swojego gabinetu w Wiezy Północnej. Bardzo rzadko pojawiała się na posiłkach w Wielkiej Sali, twierdząc że tłum rozprasza jej wewnętrzne oko.

- Sybillo, cóż za niespodzianka - powiedział rozradowany Dumbledore.
- Moje wewnętrzne oko kazało mi tu zejść - przyznała Trelawney, rozglądając się nerwowo.
- Cieszę się, usiądź z nami, Sybillo - odparł dyrektor. Profesor Sprout przesunęła się, by zrobić jej miejsce.

Trelawney omiotła wszystkich wzrokiem.

- Nie mogę. Jeśli usiądę, będzie nas trzynaścioro - powiedziała.
- I co z tego? - zapytała McGonagall.
- Jak to "I co z tego?" - powtórzyła Trelawney z oburzeniem w głosie. - Gdy przy jednym stole zbierze się trzynaścioro osób, pierwsza osoba, która wstanie, umrze jako pierwsza - wyjaśniła.
- Dyrdymały - powiedziała McGonagall. - Siadaj, Sybillo, nikt dzisiaj nie umrze.

Trelawney prychnęła urażona lekceważeniem jej przedmiotu, ale usiadła między Sprout a Flitwickiem. Podczas uczty Dumbledore próbowal podtrzymywać wspólną rozmowę.

- Panno Colen, panno Tagworth, dlaczego nie wyjechałyście na święta, jak wasi bracia? - zapytał.
- Rodzice i Lucas pojechali odwiedzić ciotkę, której nie znoszę - odpowiedziała Amy.
- A moi i Kevin polecieli do Polski, w Bieszczady, a ja nigdy nie miałam kondycji do łażenia po górach - odparła El.

Uczniowie w końcu postanowili odejść od stołu. Ana, Harry i Ron wstali niemal jednocześnie.

- Kto z was pierwszy wstał? - zapytała Trelawney przerażonym głosem.
- Ee... a jakie to ma za znaczenie? - zapytał Potter.
- To z was, które wstało najpierw, umrze jako pierwsze - odpowiedziała nauczycielka.
- Nie sądzę, żeby to miało jakieś znaczenie, chyba że za rogiem czyha szaleniec z siekierą, czekający by wszystkich wymordować - wtrąciła McGonagall.

Za Aną, Harrym i Ronem z Wielkiej Sali wyszły Jess, Amy i El. Jedynie Hermiona została, tłumacząc że chce porozmawiać z McGonagall o swoich ocenach.

- Już nie mogę się doczekać meczu - powiedziała Ana, gładząc rączkę miotły, gdy znaleźli się w Pokoju Wspólnym.
- Dasz się przelecieć? - wypaliła Jess.
- A ty mi, Harry? - zapytał Ron.
- Jasne, ale jak my polatamy - odpowiedział Potter.
- Hej, a może teraz pójdziemy polatać na błonia? - zaproponowała Black. - Jest zimno, ale pogoda ładna - dodała.
- Dobry pomysł - zgodził się Harry.
- Ja latam zaraz po tobie, Ana - powiedziała szybko Łapa.
- A ja po Harrym - dodał szybko Ron.
- Ja po Jess - zaklepała Amy.
- To ja po Ronie, bo nie chcę czekać aż wszystkie trzy polatacie - powiedziała El.

Nie zdążyli jednak nawet dobiec do dziury za portretem sir Cadogana, który jako jedyny zgodził się zastąpić Grubą Damę, ponieważ do Pokoju Wspólnego weszła McGonagall, a za nią Hermiona.

- Potter, Black, czy to prawda, że dostaliście miotły? - zapytała nauczycielka.
- Tak - odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ana, łypiąc wściekle na Granger, bo domyślili się, że to ona doniosła McGonagall o Błyskawicach.
- I nie wiadomo kto je wam przysłał? - zapytała ponownie.
- Nie - skłamała Black, choć ona dobrze wiedziała kto przysłał im Błyskawice.
- Muszę zarekwirować wam te miotły - powiedziała McGonagall.
- Nie może pani! - krzyknął Harry, ściskając mocniej rączkę miotły, a Ana zrobiła to samo.
- Nie ty decydujesz co mogę, Potter - powiedziała ostro nauczycielka. Miotły muszą zostać zbadane pod kątem złowrogich zaklęć, czy nie zostały zostały zaczarowane. Pani Hooch je rozbierze i...
- Rozbierze?! - przerwała jej Black. - To jest bezczeszczenie świętości!
- Cicho! - powiedziała stanowczo. - Jeśli wszystko będzie w porządku, miotły zostaną wam zwrócone.
- Dostaniemy je z powrotem przed meczem? - zapytał Harry. Tak jak Ana nie był pewny, czy jeszcze zobaczy swoją Błyskawicę w jednym kawałku.
- Zobaczymy. Cały proces potrwa pewnie około dwóch tygodni - odpowiedziała, zabierając im miotły.

Gdy wyszła przez chwilę panowała grobowa cisza.

- Ty mała, podła donosicielko! - wybuchła Ana, celując oskarżycielskim palcem w Hermionę. - Musiałaś donieść McGonagall, co? Wcale nie zostałaś w Wielkiej Sali, żeby porozmawiać z nią o ocenach! Tak bardzo zazdrościsz, że to ja i Harry dostaliśmy najlepsze miotły wyścigowe, a nie ty? - warknęła.
- Nie... ja tylko... ja tylko pomyślałam, że te miotły mógł wam przysłać Syriusz Black! - powiedziała Granger na granicy płaczu.
- Syriusz Black? - prychnął Harry. - A niby jak? On jest poszukiwanym zbiegiem. Myślisz, że mógłby sobie tak po prostu wejść do sklepu i kupić Błyskawice? - zapytał.
- Nie wiem, ale... - jęknęła Hermiona. - Chciałam waszego dobra. Jeśli te miotły są zaczarowane, coś mogłoby wam się stać.
- Serio sądzisz, że mój ojciec nie znalazłby tańszego sposobu, żeby nas zabić? - zapytała chłodno Ana. Z jednym musiała się z nią zgodzić. Te miotły były prezentem od Syriusza Blacka. I prawdę mówiąc, mogła mieć rację co do ich zaczarowania. Przecież nie miała pewności, że jej ojciec naprawdę jest niewinny.
- Świetnie, dzięki twojej nadgorliwości możemy pewnie pożegnać się z lataniem na Błyskawicach w najbliższym meczu - powiedział Harry.
- Ron, Amy, El, Jess, powiedzcie coś - jęknęła rozpaczliwie Hermiona.
- Myślałem, że jesteś naszą przyjaciółką - powiedział chłodno Ron.
- Wiesz, mogłaś chociaż powiedzieć o swoich przypuszczeniach. Może przyznalibyśmy ci rację - stwierdziła Mel.
- Właśnie, jestem pewna, że Ana i Harry zgodziliby się poinformować McGonagall, ale ty wolałaś to zrobić za ich plecami - dodała Eli.

Black i Potter nic nie powiedzieli, ale wiedzieli, że taka była prawda. Sami pomyśleli, że Hermiona mogła mieć trochę racji, ale byli zbyt wściekli na to, że doniosła McGonagall o Błyskawicach, żeby się do tego przyznać.

- Ja mam tylko nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczę te miotły. I że będą sprawne - powiedziała Jessy.
- Jesteście okropni! - krzyknęła Hermiona, zanosząc się płaczem. - Obchodzą was tylko te durne miotły! - Ukrywając twarz w dłoniach, pobiegła do dormitorium.

Harry i Ron w milczeniu poszli do swojego dormitorium. Dziewczyny po chwili także poszły do łóżek. Nie zwracając uwagi na dźwięk pochlipywania, dobiegający zza zasłoniętych kotar łóżka Granger, przebrały się w piżamy i położyły w swoich łóżkach. Ana strąciła ze swojej kołdry Krzywołapa, który prychnął gniewnie, machnął swoim przypominającym szczotkę ogonem i wskoczył na łóżko Hermiony. Minęło kilka godzin, zanim Anie udało się zasnąć.

wtorek, 19 stycznia 2016

Rozdział X: Bogin

Następnego dnia na lekcji eliksirów trzecioklasiści musieli warzyć eliksir odmładzający. Snape jak zwykle przechadzał się po klasie i krytykował pracę Gryfonów, a chwalił Ślizgonów, choć wcale nie radzili sobie lepiej. W pewnym momencie zajrzał do kociołka Neville'a, który gorączkowo mieszał w cieczy koloru pomarańczowego.

- Longbottom! Czy ty umiesz czytać instrukcje? Jaki kolor powinien przybrać eliksir odmładzający? - zapytał chłodno Snape.
- Z-zielony - wyjąkał Neville.
- Właśnie, a to co ma pan w kociołku nawet nie jest zbliżone do tego koloru - zauważył mistrz eliksirów. - Pod koniec lekcji wleję twój eliksir do gardła twojej ropuchy, więc lepiej zacznij się wreszcie przykładać do lekcji - dodał z mściwą satysfakcją.
- Przecież to podchodzi pod znęcanie się nad zwierzętami - powiedziała Ana.
- Ropusze nie powinno się stać nic złego, jeśli eliksir Longbottoma będzie dobry, Black - zagrzmiał Snape. - Minus pięć punktów dla Gryffindoru.

Gdy Snape oddalił się, Neville z przerażeniem spojrzał na swój wywar. Zostało mu tylko pół lekcji, żeby go naprawić, a to wydawało się niemożliwe.

- Hermiono, ratuj - jęknął rozpaczliwie chłopiec.

Granger zaczeła szeptem dawać Longbottomowi wskazówki. Pod koniec lekcji jego eliksir odmładzający miał prawidłowy zielony kolor. Snape tylko pokręcił nosem, gdy napełnił nim fiolkę. Następnie wlał jej zawartość do gardła Teodory. Ropucha natychmiast zamieniła się w kijankę, tak jak być powinno.

- Tym razem masz szczęście, Longbottom. Minus 5 punktów za to, że panna Granger ci pomagała - powiedział Snape.

Po lekcji eliksirów nadeszła wyczekiwana lekcja obrony przed czarną magią z profesorem Lupinem. Trzecioroczni Gryfoni mieli oczywiście tę lekcję ze Ślizgonami. Po wejściu do klasy wszyscy zajęli miejsca i zaczęli wyjmować podręczniki.

- Nie wyciągajcie książek, nie będą wam potrzebne - powiedział Lupin. - Dzisiejsza lekcja odbędzie się w pokoju nauczycielskim. Zostawcie swoje rzeczy, potrzebne wam będą tylko różdżki - dodał.

Uczniowie powrzucali książki do toreb i odstawili je, po czym wyszli za profesorem z klasy.

- Żenada. Dumbledore co roku wynajduje coraz to gorszych nauczycieli obrony. Patrzcie jak ten Lupin wygląda. Jak menel albo nie wiem co... A te ubrania? Skąd on je wziął? Ze śmietnika? - zadrwił Malfoy.
- Dlaczego uważasz że profesor Lupin ubiera się w ciuchy z twojego rodzinnego domu? - zapytała Ana.

Kilka osób, w tym Amy, El i Jess, zakasłało żeby zatuszować śmiech. Malfoy wyciągnął różdżkę, ale w tym momencie obrócił się Lupin.

- Spokój, panie Malfoy, proszę opuścić tę różdżkę. Za chwilę będzie miał pan okazję wykazać się w czarach - powiedział stanowczo, ale spokojnie.

Draco niechętnie opuścił rękę, a Black z satysfakcją pomyślała, że nowy nauczyciel obrony nie da się tak łatwo wytrącić z równowagi. Do końca drogi do pokoju nauczycielskiego, Malfoy nie odezwał się już ani słowem. Chwilę później klasa weszła do długiego pomieszczenia wyłożonego ciemnymi panelami. Znajdowały się tu niepasujące do siebie krzesła oraz szafa. Był tu tylko Snape, który akurat siedział na jednym z krzeseł i czytał proroka codziennego. Na pierwszej stronie gazety oczywiście widniało zdjęcie Syriusza Blacka.

- Dzień dobry, profesorze Snape - powiedział Lupin. - Och, proszę zostać, ostatnio w szafie zagnieździł się ciekawy okaz. Poprosiłem profesora Dumbledore'a, żeby go zostawił, żebym mógł go wykorzystać na mojej lekcji.
- Kusząca propozycja, Lupin, ale nie skorzystam. Mam tylko nadzieję, że jesteś choć trochę bardziej kompetentny od poprzednich nauczycieli obrony - odparł Snape i złożył gazetę, po czym wyszedł, machając połami płaszcza niczym nietoperz.
- Podejdźcie bliżej, śmiało - powiedział Lupin. - Czy ktoś domyśla się co kryje się w szafie? - zapytał, wskazując na mebel, w którym ewidentnie coś było i próbowało się wydostać.
- To na pewno jest bogin - odpowiedziała natychmiast Hermiona.
- Doskonale, pięć punktów dla Gryffindoru, panno Granger - powiedział nauczyciel. - A może powiesz mi czym jest bogin? - zapytał.
- Nikt nie wie jak naprawdę wygląda bogin, ponieważ zmienia się w to, czego akurat dana osoba się boi - odparła Granger.
- Brawo, kolejne pięć punktów - powiedział Lupin. - Bogin nie posiada więc żadnej widzialnej postaci, gdyż zwykle kryje się w ciemnych zakamarkach, jak na przykład ta szafa. Bogin zawsze przybiera kształt naszego największego lęku tego kto go zobaczy. Jeśli bogin pojawiłby się przed dwoma osobami naraz, nie wiedziałby w co się przemienić, bo każdy boi się czegoś innego. Najprawdopodobniej zmieniałby się co chwilę w coś innego, nie mogąc się zdecydować. Dziś nauczę was jak pokonać bogina. Istnieje na to zaklęcie. Riddikulus. Na razie bez różdżek, poćwiczcie wymowę.
- Riddikulus! - ryknęła klasa.
- Doskonale - powiedział Remus, klaszcząc w dłonie. - Ale samo zaklęcie nie wystarczy. Tym co pokonuje bogina tak naprawdę jest śmiech, musicie wyobrazić sobie coś śmiesznego, a bogin przeobrazi się w to. Kto pierwszy? Może Neville?

Longbottom wyszedł na środek z dość niepewną miną.

- Powiedz nam, co najbardziej cię przeraża? - zapytał łagodnie Lupin.
- P-profesor Snape - odpowiedział Neville tak cicho, że nikt nie dosłyszał.
- Śmiało Neville - zachęcił go nauczyciel.
- Profesor Snape - powiedział głośniej chłopak i zaczerwienił się, a klasa się zaśmiała.
- Tak, profesor Snape potrafi być przerażający - stwierdził Lupin. - Słuchaj Neville, słyszałem że mieszkasz z babcią? - zapytał.
- Tak, ale nie chcę, żeby bogin się w nią zamienił - odpowiedział szybko Longbottom, co spowodowało kolejną salwę śmiechu.
- Nie, nie, interesują nas jej ubrania. Przypomnij sobie co twoja babcia nosi? - spytał nauczyciel.
- Ma czerwoną torebkę... - zaczął Neville po chwili namysłu.
- Nie mów tego głośno. Gdy otworzę szafę i pokaże się bogin, wyobraź sobie profesora Snape'a w ubraniach babci - powiedział Lupin. - Dasz radę? - zapytał.

Longbottom pokiwał głową, chociaż był blady jak ściana. Zacisnął mocniej rękę na różdżce.

- Na trzy - powiedział Remus. - Raz... unieś różdżkę, Neville... dwa... trzy! - Jednym ruchem otworzył szafę, z której natychmiast wyszedł bogin w postaci Snape'a.
- Riddikulus! - ryknął Neville.

Bogin-Snape natychmiast się przemienił. Był ubrany w zielony sweter, spódnicę tego samego koloru, na głowie miał wielki kapelusz z wypchanym sępem, na szyi szal z całego lisa, a w ręku trzymał czerwoną torebkę. Miał też rękawiczki bez palców. Zdezorientowany bogin kręcił się wokół własnej osi. Oczywiście wywołało to kolejną salwę śmiechu.

- Doskonale, Neville - powiedział Lupin.
- Snape będzie zachwycony jak się dowie - szepnęła z satysfakcją Ana do Jess.
- Kto następny? - zapytał Remus, uśmiechając się zachęcająco.

Uczniowie, pchając się do przodu, zaczęli się przepychać między sobą, bo każdy chciał zmierzyć się z boginem.

- Parvati - powiedział Lupin.

W czasie gdy bogin przemienił się w mumię, kiedy Patil przed nim stanęła, nauczyciel włączył muzykę na gramofonie.

- Riddikulus! - zawołała Parvati i mumia potknęła się o własne nogi i zaplątała się.

Następny w kolejce był Seamus. Bogin na jego widok zamienił się w szyszymorę.

- Riddikulus! - powiedział Finnigan i upiór zmienił się w klauna.

Jako kolejny z boginem zmierzył się Dean. Upiór zmienił się w odciętą rękę, poruszającą się niczym krab.

- Riddikulus! - krzyknął Thomas i ręka przewróciła się na grzbiet, wijąc się niby żuk przewrócony na plecy.
- Ron - powiedział uśmiechnięty Lupin, gdy przyszła kolej Weasleya.

Bogin natychmiast zmienił się w wielkiego pająka, który szedł wprost ku niemu. Ron blady jak ściana uniósł rękę z różdżką i zawołał:

- Riddikulus!

Długie odnóża pająka zaczęły ślizgać się po podłodze niczym po lodzie. Następna w kolejce była Amy. Bogin zmienił się w wielkiego karalucha.

- Riddikulus! - zawołała Mel i robal rozpłaszczył się na podłodze, nie mogąc ustać na odnóżach.

Kolejna była El. Bogin natychmiast zmienił się w zombie z wypływającymi wnętrznościami.

- Riddikulus! - krzyknęła Eli.

Zombie przemieniło się w zombie ubrane w różową sukienkę i pantofelki, a w ręce trzymał parasolkę tego samego koloru.

- Jessica - powiedział zachęcająco Lupin.

Jess stanęła przed boginem. Upiór zmienił się w mnóstwo małych pająków. Ron pobladł jeszcze bardziej niż wtedy, gdy bogin zamienił się przed nim w wielkiego pająka.

- Riddikulus! - zawołała Jessy i pająki zaczęły wirować niczym bąki do zabawy.
- Ana - powiedział Lupin.

Black stanęła przed boginiem. W przeciwieństwie do poprzedników, przed nią bogin przemieniał się powoli. Najpierw pojawił się jeden dementor. Nauczyciel chciał interweniować, ale bogin nadal się przemieniał, pojawił się drugi dementor... i Syriusz Black. Bogin Any przybrał postać dementorów chwytających jej ojca.

- Riddikulus! - krzyknęła Black.

Dementorzy wraz z Syriuszem zaczęli tańczyć kankana. Ana dopiero po chwili odważyła się spojrzeć na Lupina, który wyłączył muzykę. Nauczyciel patrzył zszokowany na bogina-Syriusza wymachującego nogami w tańcu. Uczniowie szeptali między sobą. Nawet Amy, El i Jess były zaskoczone formą bogina dziewczynki.

- Ja... nie wiem jak... - wyjąkała Ana.
- Czasami tak jest, że naszym największym lękiem jest to, czego byśmy się nie spodziewali - powiedział Lupin takim tonem, jakby sam siebie próbował do tego przekonać. - Harry.

Black wycofała się i teraz przed boginem stanął Potter. Jeden z dementorów i Syriusz zniknęli, został tylko jeden upiorny dementor, który sunął wprost na chłopaka. Zanim jednak Harry zdążył rzucić zaklęcie, Lupin wbiegł między niego a bogina, który zmienił się w srebrną kulę wiszącą w powietrzu.

- Riddikulus! - zawołał nauczyciel i kula zmieniła się w balon, z którego ze świstem ulatywało powietrze.

Lupin zagonił bogina do szafy i zamknął ją jednym ruchem różdżki. Bogin szamotał się w środku, ale nie mógł się wydostać.

- Przepraszam, z boginami nie ma żartów, nie należy przesadzać - powiedział nauczyciel. - Koniec lekcji na dzisiaj.

Klasa zawiedziona udała się do wyjścia, jedynie Ana i Harry nie ruszyli się z miejsca.

- Byłem przekonany, że twój bogin zmieni się w Voldemorta, Harry - powiedział Lupin.
- Na początku pomyślałem o Voldemorcie, ale potem przypomniałem sobie tę kreaturę w pociągu - odparł Potter. - No i ci dementorzy w boginie Any.
- To naprawdę ciekawe. Wygląda na to, że tym, czego się boisz tak naprawdę jest strach - stwierdził nauczyciel. - I nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie. W tak młodym wieku przeszedłeś więcej niż niejeden dorosły. Nic dziwnego, że dementorzy tak na ciebie działają.
- Mnie wtedy też zaatakował dementor - zauważyła Black. - Nie mam pojęcia skąd taki bogin. Nawet nie pomyślałam o czymś konkretnym.
- Tak, Ana, ty też masz za sobą dużo przykrych wspomnień, a tym żywią się dementorzy. Nie przejmowałbym się tak twoim boginem. Zaskoczył mnie jego wygląd, ale z drugiej strony nie zapominajmy, że Syriusz był, i nadal pozostaje, twoim ojcem. Czasami naszym największym strachem jest to czego byśmy się nie spodziewali, a nawet chcieli, żeby to stało się prawdą - wyjaśnił Lupin.

Gryfonka nie zgodziła się z tym. Nigdy tak naprawdę jakoś specjalnie nie chciała, żeby złapali jej ojca, a odkąd Jess uświadomiła jej, że może być niewinny, absolutnie nie chciała tego. Ale żeby wizja jego schwytania była jej największym lękiem? Nagle zdała sobie sprawę, że Lupin nazwał jej ojca po imieniu.

- Pan znał Blacka, panie profesorze? - zapytał Harry, uprzedzając Anę.
- Tak, i znałem także twojego ojca - odpowiedział Lupin. - Chodziliśmy razem do szkoły.

Ana spojrzała na Harry'ego z satysfakcją w oczach. Teraz musiał uwierzyć, że jego ojciec znał jej ojca.

- Co będzie jak go złapią? - zapytała Black.
- Wtedy dementorzy złożą na nim swój pocałunek - odpowiedział Lupin.
- To znaczy, że go zabiją? - spytała Ana, z trudem ukrywając przerażenie.
- Nie, jego dusza zostanie wyssana, to gorsze niż śmierć. Widzisz, człowiek może istnieć bez duszy tak długo, jak działa mózg, ale to wtedy nie jest życie. Człowiek po prostu... istnieje, i nic więcej - wytłumaczył nauczyciel.
- Dobrze mu tak - powiedział Potter. - To znaczy... przecież zabił dwunastu mugoli, prawda? Zasługuje na karę - dodał.
- Naprawdę uważasz, że jest ktokolwiek, kto zasługuje na tak okrutną karę? - spytał spokojnie Lupin.

Harry nie odpowiedział na to pytanie. Ana była pewna, że Lupin wiedział coś jeszcze o jej ojcu, ale z jakiegoś powodu to ukrywał. Miała ochotę zapytać, ale stwierdziła, że i tak by jej nie odpowiedział.

- A jakby się jednak okazało, że jest niewinny? - wypaliła, zanim zdążyła się powstrzymać.
- Znowu z tym zaczynasz? - zirytował się Potter.
- Nie ciebie pytałam - odparła Black.
- Pięćdziesięciu mugoli widziało jak morduje tamtych ludzi - zauważył Lupin, choć w jego oczach pojawił się jakby błysk.
- Mogło im się wydawać - powiedziała Ana.
- Tak, ale musisz wiedzieć, że twój ojciec nigdy nie zachowywał się jak niewinny - odparł nauczyciel.
- Wiem, ciotka i wuj mówili, że był psotnikiem w szkole, ale chyba jest różnica między łamaniem szkolnego regulaminu a łamaniem prawa, prawda? - dziewczynka nie dała za wygraną. - Niech pan pomyśli, panie profesorze. Mój ojciec uciekł z Azkabanu po dwunastu latach. Jeśli jego celem jest zabicie Pottera, to po co tyle czekał? Łatwiej byłoby mu go przecież zabić, gdy był małym dzieckiem, gdy jeszcze nawet nie wiedział, że jest czarodziejem. Uważam że za jego ucieczką kryje się wyższy cel niż mordowanie wszystkiego wokół - powiedziała Ana.
- Ana... to... przyznam, to ma sens, ale... wtedy, gdy zginęli ci mugole, nie było na miejscu żadnego innego czarodzieja, który mógłby tego dokonać - odparł Lupin, ale po jego spojrzeniu widać było, że nie mówił do końca prawdy.
- A tamten czarodziej, którego rzekomo zabił? - zapytała Black.
- Był zbyt słaby, żeby zabić. Jego też znałem, nie był zbyt uzdolnionym uczniem. Nie dałby rady pokonać Syriusza - odpowiedział Lupin.
- Profesor McGonagall powiedziała, że moja mama umarła mu w ramionach - powiedziała Ana. - Czy tak zachowuje się ktoś, kto za chwilę idzie urządzać rzeź? - zapytała.
- Nie - odpowiedział Lupin. - Widziałem go wtedy, jako pierwszy. Nigdy wcześniej nie widziałem go tak zrozpaczonego. Nie powiedział mi co się stało. Po prostu wyszedł, a niedługo potem dotarła do mnie informacja, że Voldemort dopadł Potterów, a później... aresztowali Syriusza. Do dziś nie wiemy kto zabił Ally. Na miejscu był nieprzytomny Lucjusz Malfoy. Możliwe, że to twój ojciec go oszołomił. Niewykluczone, że był tam ktoś jeszcze, ale uciekł - wyjaśnił.
- Same bzdury - prychnął Harry. - Równie dobrze mógł udawać zrozpaczonego, na pokaz.
- On nie udawał - odparł Lupin. - Znam go... a przynajmniej znałem. Takiej rozpaczy nie da się udawać. To było zbyt prawdziwe.
- Czyli przyznaje mi pan rację, panie profesorze? - zapytała Ana.
- Nie zaprzeczę, że to co mówisz, ma sens, ale jednak nie należy zbyt szybko odrzucać, że jednak jest winny - odpowiedział nauczyciel.
- Biorę to pod uwagę - zapewniła Black. - Ale w to nie wierzę. I nie uwierzę dopóki sama się nie przekonam.
- Ana, ty chyba nie masz zamiaru go szukać? - zaniepokoił się Lupin.
- Nie, skąd - skłamała Ana. - Poczekam aż sam mnie znajdzie. Jeśli w ogóle o mnie pamięta - dodała.
- Sądząc po tym, że pozostał przy zdrowych zmysłach, pamięta - odparł nauczyciel.

Ana i Harry pożegnali się z Lupinem. Przez chwilę szli korytarzem w milczeniu.

- Szukasz go, prawda? - spytał Potter zadziwiająco spokojnym głosem. Można by pomyśleć, że pytał która godzina.
- Tak, ale bezskutecznie - odpowiedziała Black. - Zresztą i tak bym ci nie powiedziała, gdybym go znalazła - dodała.
- A co jeśli się okaże, że naprawdę jest mordercą?
- Nie wiem.

Gdy znaleźli się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, rozeszli się w milczeniu. Harry poszedł do Rona i Hermiony, a Ana do Amy, El i Jess. Łapa spojrzała na nią i natychmiast wybuchła niepohamowanym śmiechem.

- K-ka-kank-an? - wykrztusiła wreszcie. - Naprawdę?
- No co? To było pierwsze co mi przyszło do głowy, a musiałam działać szybko, bo wiem że Lupin chciał mi przeszkodzić jak potem Potterowi - powiedziała Black. - Mój ojciec nie może się o tym dowiedzieć - dodała stanowczo.
- Dobra, o czym rozmawialiście z Lupinem? - zapytała Mel.
- No... o naszych boginach... i dlaczego dementorzy tak na nas działają. Powiedział, że znał mojego ojca i Jamesa Pottera. Mówiłam mu o wątpliwościach co do jego winy. Nie wiem czy go przekonałam, ale nie odrzucił argumentów jak Harry. Mówił, że jako pierwszy zobaczył go, gdy mama umarła mu w ramionach. Stwierdził, że nigdy wcześniej nie widział go tak zrozpaczonego. I powiedział też, że on nie udawał - odpowiedziała Ana. - Lupin zapytał mnie czy mam zamiar go szukać, ale skłamałam, że poczekam aż sam mnie znajdzie - dodała.
- Mam nadzieję, że Lupin zostanie dłużej niż rok - powiedziała Jess.
- Ja też - stwierdziła Black. - Powiedział mi co stanie się z moim ojcem jeśli go złapią. Pocałunek dementora, pozbawią go duszy.
- Nie możemy do tego dopuścić - oświadczyła Łapa.
- Nie możemy - potwierdziła Ana. - Aha, Potter wie szukam ojca. Powiedziałam mu bo pytał, a spytał spokojnie, nie wrzeszczał jak ostatnio.

Niedługo potem Gryfonki zeszły do Wielkiej Sali na lunch. Od razu dało się usłyszeć nietypowy gwar i przyciszone szepty.

- Co się stało? - zapytała Ana, gdy wszystkie cztery zajęły swoje miejsca przy stole Gryffindoru.
- Widziano twojego ojca w Hogsmeade. Piszą o tym w proroku - odpowiedział Lucas.
- Wczoraj wieczorem - dodał Kevin.
- I co? Nie złapali go? - spytała Black, przełykając ślinę.
- Nie - odpowiedział brat Amy.
- Złapanie go to tak, jakbyś chciała złapać dym i to gołymi rękoma - zauważył brat El.
- Ale przecież są dementorzy - powiedziała Jess.
- Już raz ich wykiwał, może zrobić to drugi raz - odparł Dean.

Ana wymieniła zadowolone spojrzenia z Łapą. Syriusz Black nie da się tak łatwo schwytać.