niedziela, 1 kwietnia 2018

Rozdział XXII: Zmieniacz Czasu

Gdy wszystko wróciło do normy, Ana, Amy, El, Harry i Hermiona nadal stali w skrzydle szpitalnym, ale nie było tu Rona. Granger zdjęła z ich szyi łańcuszek i schowała klepsydrę pod koszulkę.

- Co jest grane? Gdzie jest Ron? - zapytała Black.
- Jest 20:00. Co robiliśmy o tej porze? - zapytała Hermiona, ignorując jej pytanie.
- Byliśmy u Hagrida - powiedział Potter.
- Idziemy - powiedziała. - Pamiętajcie, że nikt nie może nas zobaczyć.
- Możesz nam wytłumaczyć co tu się dzieje? - zapytała El, gdy biegli w stronę Sali Wejściowej.

Granger jednak nie odpowiedziała. Ana czuła się poirytowana. Najpierw ten jej dziwny naszyjnik sprawił, że znaleźli się jakby w środku filmu puszczonego od tyłu, teraz Weasley zniknął i niby jest godzina 20:00, ta o której byli u gajowego. A Hermiona nawet nie raczyła tego wyjaśnić.

- Kryć się, Malfoy idzie! - powiedziała Granger, gdy zbiegali po schodach na błonia. Szybko schowali się pod nimi i po chwili zaczął schodzić Draco z Nottem, Crabbe'em i Goyle'em.

Ślizgoni nabijali się z egzekucji Hardodzioba. Ana wytrzeszczyła oczy, gdy Malfoy powiedział zdanie, które już słyszeli:

- Ale będzie się działo, niezła zabawa, co? Ojciec pozwolił mi wziąć głowę tego bydlaka na pamiątkę. Podrzucę ją do dormitorium Gryfonów.

Chwilę później zobaczyli samych siebie razem z Ronem i jak Hermiona uderza Draco w nos.

- Co jest grane? - zapytał Harry.

Granger gestem ręki kazała im przysiąść. Wyciągnęła klepsydrę spod koszulki.

- To jest zmieniacz czasu - powiedziała. - Dostałam go od McGonagall na początku roku. Dlatego udało mi się zaliczyć wszystkie zajęcia.
- Chcesz powiedzieć, że cofnęliśmy się w czasie? - zapytała Amy.
- Tak - powiedziała. - Pamiętacie co powiedział Dumbledore? Jeśli nam się uda, ocalimy niejedno istnienie.
- Możemy ocalić Hardodzioba - powiedziała Ana.
- Właśnie, musimy tylko uważać, żeby nikt nas nie zobaczył i wrócić przed północą, inaczej utkniemy w przeszłości na zawsze - powiedziała Granger. Schowała klepsydrę i poszli dalej.

Skryli się za dyniami Hagrida. Doskonale widzieli stąd samych siebie i Rona, rozmawiających z Hagridem. Black poczuła gniew, gdy zobaczyła jak gajowy wyciągał Parszywka.

- To Glizdogon, muszę go złapać! - powiedziała, chcąc wstać i biec tam, żeby dorwać tego szczura. Potter chciał zrobić to samo.
- Nie możecie - powiedziała Hermiona, łapiąc ich za koszulki.
- On zdradził moich rodziców! - powiedział Harry.
- I wrobił w to mojego tatę! - powiedziała Ana. - Nie będę siedzieć bezczynnie!
- Ani ja! - poparł ją Potter.
- Musicie. Nikt nie może was zobaczyć - przypomniała im Granger. - Manipulacja czasem to niebezpieczna rzecz. Co byście pomyśleli, gdybyście zobaczyli samych siebie z przyszłości? - zapytała.

Ana wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Harrym.

- Że zwariowaliśmy - powiedziała.
- Ale że to jakaś czarna magia - dodał chłopak.
- Właśnie, dlatego nikt nie może nas zobaczyć - powiedziała Hermiona.

Niechętnie musieli przyznać jej rację. Nie mogli tam wpaść i zabrać Glizdogona. Anie było przykro, że jednak nie zamieszka jeszcze z ojcem, ale miała świadomość, że Potter miał gorzej, bo on wróci do wujostwa, które go nienawidzi. Ciekawe czy ona będzie mogła powiedzieć Tonksom prawdę o jej tacie?

- Knot się zbliża. Dlaczego nie wychodzimy? - zapytała Hermiona.

Black zauważyła, że faktycznie zbliżał się minister magii z dyrektorem i katem. Granger nagle wzięła mały kamień i rzuciła nim w okno chatki. Trafił w dzbanek, rozbijając go na pół. Wzięła drugi i trafiła nim przeszłego Harry'ego w potylicę.

- Au, to boli! - Teraźniejszy Potter pomasował sobie tył głowy.
- Przepraszam - powiedziała Hermiona.

Ich przeszłe wersje razem z Ronem wyszły tylnym wyjściem z chatki.

- Chodźcie, uwolnijmy Hardodzioba - powiedziała Amy.
- Nie, Knot musi go zobaczyć, inaczej pomyśli, że to Hagrid go uwolnił - powiedziała Hermiona.

Pobiegli i schowali się za drzewami, żeby ich nie zobaczyli. Granger odsunęła gałąź.

- Moja głowa naprawdę tak wygląda z tyłu? - zapytała.
- Hermiona! - zawołał cicho Harry.

Dziewczyna zdążyła puścić gałąź, zanim jej przeszła wersja się odwróciła, słysząc trzask. Gdy ich przeszłe wersje poszły, wrócili za dynie. Knot, Dumbledore i Macnair byli w chatce. Minister odczytywał właśnie wyrok, a Hagrid pociągał nosem, wydmuchując go w wielką chusteczkę.

- Teraz - powiedziała cicho Granger.

Przeszli przez ogrodzenie, odganiając kruki. Podeszli do Hardodzioba na bezpieczną odległość i ukłonili mu się. Hipogryf odkłonił się. Harry odwiązał jego łańcuch z kołka.

- Sio! - Machnął ręką na kruka, który go dziabnął.
- Chodź, Dziobku - powiedziała Hermiona, zachęcając go martwą fretką, ale hipogryf nie był chętny do wstania. - No chodź, dostaniesz fretkę.

Ana poczuła jak serce jej zamiera, gdy Knot i Dumbledore wyszli z chatki. Na szczęście stali tyłem do stworzenia. Dyrektor zaczął opowiadać i pokazywać ministrowi gdzie co rośnie.

- Hardodziob, rusz się! - ponagliła Granger.

Hipogryf w końcu wstał i połknął fretkę jednym kłapnięciem dzioba. Gryfonka wzięła resztę martwych zwierzątek i wabiła nimi Dziobka. Udało im się uciec do Zakazanego Lasu, zanim Knot się odwrócił.

- Gdzie on jest? - zapytał. - Jeszcze przed chwilą tu był!
- Dziobek - powiedział Hagrid, przestając płakać.
- Hagrid nie mógł go uwolnić. Był cały czas z nami - powiedział Dumbledore.
- Ale ktoś go odwiązał! Trzeba przeszukać teren! - powiedział kat.
- Jeśli pan chce, może pan szukać na niebie, a tymczasem ja napiłbym się herbaty. Albo szklaneczkę brandy - powiedział dyrektor, patrząc na Hagrida.
- Oczywiście, panie psorze - powiedział gajowy, zapraszając go do środka.

Ana, Amy, El, Harry i Hermiona zobaczyli jak Macnair ze złością uderza topoorem w dynię. Schowali się w Zakazanym Lesie. Zobaczyli jak Ron biegnie za Glizdogonem, jak Syriusz wciąga ich do tunelu pod Bijącą Wierzbą i jak reszta tam wchodzi.

- Trzeba czekać - powiedziała Ana.

Cała piątka usiadła. Hardodziob kłapał dziobem na kruki.

- Przynajmniej on się dobrze bawi - powiedziała Hermiona.
- Co z nim będzie? - zapytała El.
- Właśnie, nie może tu zostać - zauważyła Amy.
- Mój tata na nim odleci. Zaopiekuje się nim - powiedziała Black.

Czas mijał powoli. Nie rozmawiali ze sobą, nie chcąc przegapić momentu, w którym będą mogli ruszyć na ratunek Syriuszowi. W końcu zobaczyli jak ich przeszłe wersje wychodzą z tunelu.

- Byliśmy idiotami zgadzając się przywiązać Glizdogona do Rona ze złamaną nogą i wilkołaka, który zapomniał swojej ostatniej dawki eliksiru tojadowego - westchnęła.
- Nie wiedzieliśmy, że pełnia będzie tej nocy - powiedziała Hermiona, klepiąc ją pocieszająco po ramieniu.
- Wiecie, wtedy, nad tym jeziorem zobaczyłem tatę. To on wyczarował patronusa - powiedział Harry.
- Ja widziałam mamę, ale to przecież niemożliwe. Oni nie żyją. Zresztą ona chyba nie miała patronusa w kształcie animagicznej formy taty, ale nie wiem na pewno. Nigdy o to nie pytałam ciotki i wuja. Nie wiem nawet czy wiedzą.
- Musisz zapytać swojego tatę, on będzie wiedział - powiedział Potter.
- To niemożliwe, żebyście zobaczyli swoich rodziców - powiedziała Hermiona.
- Wiemy, ale tak było - powiedzieli jednocześnie.

Obserwowali wszystko, co się wtedy działo. Lupina zmieniającego się w wilkołaka, Pettigrew uciekającego jako szczura. Hermionę powstrzymującą Anę i Harry'ego przed pobiegnięciem za nim. Syriusza-psa walczącego z wilkołakiem. Snape'a odzyskującego przytomność i osłaniającego ich i Rona, aż wreszcie przeszli Ana i Harry pobiegli w stronę jeziora, żeby ratować Blacka. Teraźniejsi schowali się, żeby ich nie zauważyli. Zobaczyli jak przeszli Black i Potter potknęli się i pojawił się Lupin-wilkołak. Granger wyjrzała zza drzewa i zawyła jak wilk.

- Co ty robisz? - zapytał Harry.
- Ratuję wam życie - powiedziała i znowu zawyła.
- Ekstra, teraz leci na nas - powiedziała Ana, gdy wilkołak zaczął biec w ich stronę.
- O tym nie pomyślałam. Wiejemy! - powiedziała i pobiegli.

Na szczęście udało im się zgubić wilkołaka. Zatrzymali się w pobliżu jeziora, skąd mieli dobry widok na Syriusza i przeszłych Black i Pottera. Zobaczyli jak próbowali obudzić mężczyznę. Po chwili nadlecieli dementorzy i zaczęli wysysać z nich dusze.

- Harry, Ana, wy umieracie - powiedziała Hermiona.
- Zaraz przyjdzie mój tata, zobaczycie - powiedział Harry.
- I moja mama - dodała Ana.

Nikt jednak nie nadchodził. Ale ktoś wtedy wyczarował patronusy. Nagle zrozumiała. To nie byli jej ojciec chrzestny i matka. Potter odgadł to, zanim otworzyła usta, żeby mu powiedzieć. Wyjęli różdżki i pobiegli nad jezioro.

- Harry, Ana, stójcie! - zawołała Hermiona, ale jej nie posłuchali. Nie przejmowali się tym, że ich przeszłe wersje ich zobaczą. I tak nie zorientowali się, że to oni sami.

Wycelowali różdżki w dementorów, skupili się na najszczęśliwszym wspomnieniu - tej krótkiej chwili, w której myśleli, że zamieszkają z Syriuszem i krzyknęli:

- EXPECTO PATRONUM! - Z różdżki Any wyskoczył wielki srebrny pies, podobny do animagicznej formy jej ojca. Patronus Harry'ego przybrał kształt jelenia.

Patronusy odgoniły dementorów, a ich przeszłe wersje zemdlały. Ostrożnie podeszli do srebrnych zwierząt. Black pogładziła psa po łbie, a Potter jelenia po pysku.

- Łapa i Rogacz - szepnęli i Patronusy rozpłynęły się.

Schowali różdżki i pobiegli z powrotem do przyjaciół. Wsiedli na Hardodzioba i polecili w stronę Hogwartu, żeby uwolnić Syriusza. Wylądowali przy oknie gabinetu Flitwicka i zsiedli z Hipogryfa. Syriusz, siedzący pod ścianą, spojrzał na nich.

- Odsuńcie się! - nakazała Hermiona, wyciągając różdżkę i celując w kraty. - Bombarda! - Zaklęcie wysadziło kraty i Black był wolny.
- Jestem wam dozgonnie wdzięczny - powiedział.
- Chcę iść z tobą - powiedział Harry.
- Ja też - powiedziała Ana.
- Nie możecie. Moje życie przez jakiś czas nie będzie łatwe, a poza tym musicie się uczyć - powiedział Syriusz. - Jesteś naprawdę podobna do Ally, księżniczko. - Dotknął jej policzka.
- Księżniczko? - powtórzyła, marszcząc brwi.
- Mówiłem tak do ciebie, gdyby byłaś mała - wyjaśnił.
- Już nie jestem mała, tato. Mam trzynaście lat, prawie czternaście. - Przewróciła oczami. - Zresztą nieważne, chciałam się zapytać jakie patronusy mieliście ty i James oraz mama i Lily. Głównie mama i Lily, bo co do waszych domyślam się, że były takie jak wasze animagiczne formy.
- Zgadza się, mój patronus to wielki pies, przynajmniej taki był, gdy ostatni raz go wyczarowałem. James miał jelenia, Remus ma wilka, ale się go wstydzi i celowo wyczarowuje niecielesnego. Nie daliśmy rady przekonać go, że wilk jest niegroźny, jeśli się go nie sprowokuje. Glizdogon nigdy nie umiał wyczarować patronusa, ale pewnie byłby to szczur. Ally miała szakala złocistego, a Lily łanię - powiedział.
- Czyli dobrze rozpoznaliśmy swoje patronusy - powiedział Potter.
- Tak, jesteś prawdziwym synem swojego ojca, Harry - powiedział, klepiąc go po ramieniu.
- Mogę powiedzieć o tobie Tonksom? -zapytała.
- Sam im wszystko wyjaśnię w swoim czasie - powiedział. - Wyślę wam list. Będziemy w kontakcie.
- Uważaj na siebie, tato. I nie daj się złapać - powiedziała.
- Zatrzymam się gdzieś w tropikach. Tam dementorzy mnie dopadną - zapewnił.

Przytulili się krótko, po czym Syriusz pożegnał się z Harrym. Wsiadł na Hardodzioba.

- Hermiono, jesteś naprawdę mądrą uczennicą - powiedział, na co Gryfonka zarumieniła się. - Byłyście bardzo dzielne, Amy, El - zwrócił się do dziewczyn.
- My nic takiego nie zrobiłyśmy, Syriuszu - powiedziała Mel.
- Właśnie, jedynie towarzyszyłyśmy Anie, Harry'emu i Hermionie - zauważyła Eli.
- To dużo - powiedział Black. Klepnął hipogryfa w zad i wznieśli się w powietrze.

Obserwowali ich, dopóki nie znikli im z oczu. Zegar zaczął wybijać północ, więc pędem rzucili się w kierunku skrzydła szpitalnego, żeby zdążyć. Gdy nadbiegli, Dumbledore akurat wychodził, aby zamknąć ich w środku.

- Udało się? - zapytał Harry.
- Ale co? - zapytał Dumbledore. Ana jednak miała przeczucie, że doskonale wiedział co.

Gdy weszli do skrzydła, zobaczyli jak znikały ich przeszłe wersje.

- Harry, Hermiona, Ana, El, Amy? - zapytał Ron. - Co tu się dzieje, przecież przed chwilą staliście tu! - Wskazał palcem miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stali oni sami.
- Coś ty, Ron? Nie można być w dwóch miejscach naraz - powiedział Harry.
- Właśnie, masz przewidzenia - powiedziała Ana.
***
Ana razem z przyjaciółkami, Harrym i Ronem odpoczywała pod wielkim dębem. Wszyscy zdali egzaminy, Hermiona oczywiście miała najlepsze wyniki. Jessica wypytywała ich o Syriusza, będąc zła na samą siebie, że nie poszła z nimi do Hagrida.

- Gdybym tylko wiedziała... - mówiła.
- Na pewno jeszcze będziesz miała okazję poznać mojego tatę - pocieszała ją Ana.

Podszedł do nich Hagrid, cały rozpromieniony. Powiedział im, że Dziobek uciekł, ale nie wiadomo jak. Wymienili między sobą ukradkowe spojrzenia i stwierdzili, że to wspaniale. Gajowy wyraził też ubolewanie z powodu tego, że Syriusz Black znowu uciekł.

- Ale nie martwcie się, na pewno go złapią - powiedział. - Szkoda, że profesor Lupin złożył rezygnację.
- Co takiego? - zapytał Harry, podnosząc się na równe nogi.
- Jak to złożył rezygnację? - zapytała Ana, również wstając. - Przecież Dumbledore się za nim wstawił. Powiedział, że próbował uratować nas przed moim ta.. ojcem.
- Snape'owi "niechcący" wymsknęło się, że Lupin jest wilkołakiem - wyjaśnił Hagrid.
- Pewnie się mści za to, że jednak nie dostanie orderu Merlina - prychnęła.
- Profesor właśnie się pakuje, może zdążycie się pożegnać - powiedział.

Wymieniła spojrzenie z Harrym i razem pobiegli do gabinetu profesora obrony przed czarną magią. Lupin właśnie ruchem różdżki pakował książki. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż zwykle.

- Wyglądałem gorzej, o wiele gorzej - powiedział.
- Hagrid powiedział nam co się stało - powiedział Potter.
- Dlaczego Dumbledore się za panem nie stawi? Był pan najlepszym nauczycielem OPCM jakiego mieliśmy - powiedziała Black.
- Miło mi to słyszeć, ale nawet Dumbledore nic nie zdziała, gdy rodzice zaczną przysyłać listy, że nie zgadzają się, żeby ich dzieci uczył ktoś taki jak ja. I tak wiele ryzykował, trzymając mnie tutaj - westchnął Lupin. - Dlaczego macie takie ponure miny?
- Pettigrew uciekł - powiedział Harry. - Nic się nie zmieniło.
- Gdybym tylko wtedy pomyślała o tym, że to głupota przywiązywać go do pana i Rona ze złamaną nogą - powiedziała Ana.
- Jedyną osobą, która może się obwiniać o ucieczkę Glizdogona, jestem ja. Ja zapomniałem ostatniej dawki eliksiru tojadowego - powiedział Remus. - Zmieniło się bardzo wiele. Uratowaliście niewinnego człowieka przed straszliwym losem.

Lupin zamknął swoją walizkę machnięciem różdżki. Wziął do ręki pergamin, na którym znajdowała się mapa Hogwartu.

- Coś czuję, że się jeszcze spotkamy, ale na razie... Koniec psot! - stuknął różdżką w Mapę Huncwotów i po chwili znowu wyglądała jak zwykły kawałek pergaminu. - Cóż, skoro już tu nie uczę, nie czuję się ani trochę winny, że ci to oddaję, Ana - powiedział i podał jej złożoną mapę.
- Dziękuję, profesorze - powiedziała, chowając ją za pazuchę.
***
Ani się obejrzeli, a nadeszła uczta pożegnalna. Gryfoni znowu wygrali Puchar Domów. McGonagall nie ukrywała dumy, że jej gabinet będą zdobić dwa puchary, zwłaszcza Quidditcha, który wywalczyli pierwszy raz od dawna.

- Ana, El, Amy, napisał do mnie mój tata i powiedział, że ma  sześć biletów na mistrzostwa w quidditchu, więc pozwolił mi zaprosić trzy osoby. Przylecicie do mnie w sierpniu? - zapytała Jess.
- Jasne! - powiedziały jednocześnie.
- Jeśli wasi rodzicie nie mają nic przeciwko, możemy polecieć razem, bo chciałam was zaprosić do siebie. Ciotka i wuj nie powinni mieć nic przeciwko, że spędzicie u nas lipiec. No i poznacie moją kuzynkę, zobaczycie co potrafi - powiedziała Ana.
- Chętnie ją poznam. Muszę wrócić do domu, ale będę u ciebie pierwszego lipca - powiedziała Collet.
- Ja też będę - powiedziała Mel.
- I ja - dodała Eli.
- Super - uśmiechnęła się.

W pociągu do Londynu zajęli przedział razem z Harrym, Ronem i Hermioną. Grali w eksplodującego durnia, gdy przez okno wleciała mała sówka i upuściła list na kolana Any.

- To od taty - powiedziała. Otworzyła kopertę i zaczęła czytać na głos:

Drodzy Ano i Harry, 


Nie zdążyłem wam wszystkiego wyjaśnić, a jestem Wam to winny. Ana pewnie już się domyśliła, ale Błyskawice to były prezenty ode mnie. Zapłaciłem za nie pieniędzmi z mojej prywatnej skrytki. Potraktujcie to jako prezenty świąteczne za te wszystkie lata, kiedy mnie nie było. Ron, przeze mnie straciłeś Parszywka, więc ta sówka jest Twoja. Dla Ciebie, Harry, mam pozwolenie na wypady do Hogsmeade, a Tobie, Ana, przysłałem album. Domyślam się, że masz mało moich zdjęć w albumie od ciotki i wuja. Udało mi się trochę zdobyć, choć nie jest tego zbyt wiele. Nie martwcie się o mnie. Ukryłem się dobrze w tropikach. Tu dementorzy mnie nie dopadną.
Syriusz

Wyjęła z koperty kawałek pergaminu i podała go Harry'emu.

- Ja, Syriusz Black, ojciec chrzestny Harry'ego Pottera, udzielam mu pozwolenia na wycieczki do Hogsmeade - przeczytał. - Dumbledore'owi powinno to wystarczyć.

Wyciągnęła album i otworzyła go. Ze wszystkich stron uśmiechali się do niej rodzice. Syriusz był kiedyś naprawdę przystojny. Oczywiście zauważyła to już na zdjęciach w albumie od Andormedy i Teda, ale ich rzeczywiście było mało. Więcej było tam zdjęć jej mamy. Uśmiechnęła się i schowała album do kufra. Ron niepewnie spojrzał na sówkę, która latała radośnie po przedziale, ku dezaprobacie Hedwigi, Śnieżki i Iskierki. Merlin tylko leniwie wodził za ptakiem oczami, leżąc na kolanach El. Weasley złapał sówkę i podał ją do powąchania Krzywołapowi.

- Czy to jest na pewno sowa? - zapytał.

Kocur machnął ogonem, jakby na potwierdzenie.

- Czyli mogę ją przyjąć - powiedział.

Podróż szybko minęła. Pożegnali się na Dworcu King's Cross i rozeszli się w swoje strony. Ana zdołała usłyszeć jak Harry mówi swojemu wujowi, że ma ojca chrzestnego, który jest poszukiwanym mordercą, ale nie wspomniał mu, że był niewinny. Mogła przysiąc, że zrobił to celowo. Ucieszyła się widząc, że oprócz wuja i ciotki przyszła też Dora. Przywitała się z nimi i razem udali się do domu. Czuła, że będą to najwspanialsze wakacje w jej życiu.



2 komentarze:

  1. Będzie może kolejny rozdział? Zakochałam się w tym FF i mam ochotę na ciąg dalszy. Super piszesz!

    OdpowiedzUsuń