Nadszedł dzień kolejnego meczu Gryfonów. Tym razem grali z Krukonami. Wood jak zwykle zanudził drużynę, tłumacząc zawiłe wykresy przedstawiające ich strategię.
- Pogoda tym razem nam dopisuje. Na niebie nie ma ani jednej chmurki - powiedział dziarsko. - Szczęście, że Potter i Black odzyskali Błyskawice.
Ana miała nadzieję, że ten mecz wygrają i zmyją z siebie plamę ostatniej porażki, do której mogłoby nie dość, gdyby ona i Harry nie spadli z mioteł. Tym razem jednak będą przygotowani, gdyby pojawili się dementorzy.
- Masz różdżkę, Harry? - zapytała, gdy wychodzili na stadion.
- Tak - odpowiedział. - A ty?
- Też - powiedziała.
Drużyna Gryfonów wyszła na boisko jednocześnie z Krukonami i obie drużyny wzbiły się w powietrze. Pani Hooch objaśniła zasady. Wood i Roger Davies uścisnęli sobie ręce. Sędzia zadęła w gwizdek i mecz się zaczął. Ana wypatrywała czarnego psa, ale nigdzie go nie było. Złapała kafel rzucony jej przez Jess. Następnie podała go Angelinie, która zdobyła pierwszego gola dla Gryffindoru, co Lee Jordan obwieścił głośnym rykiem. Krukoni byli dobrymi graczami, zwłaszcza ich szukająca Cho Chang. Mecz trwał, obie drużyny zdobywały gole.
- Harry! - zawołała Ana, gdy była blisko niego, a w dole zobaczyła trzech dementorów.
Oboje wyciągnęli różdżki i krzyknęli;
- EXPECTO PATRONUM!!!
Z ich różdżek wystrzeliły srebrne mgły, które ugodziły w dementorów. Następnie Potter ruszył w pościg za zniczem. Chang szła z nim łeb w łeb, ale ostatecznie to on złapał znicz i zapewnił Gryfonom zwycięstwo.
- Ale załatwiliśmy tych dementorów - powiedziała Ana, gdy wszyscy wylądowali.
- Właśnie - powiedział Harry.
- T-tyle, że t-to n-nie b-byli d-dementorzy - powiedziała Hermiona z oczami pełnymi łez ze śmiechu.
- Co? - zapytała Black.
- Spójrzcie - powiedziała Amy, wskazując na dementorów.
To rzeczywiście nie byli prawdziwi dementorzy. Z murawy podnosili się właśnie Malfoy, Crabbe i Goyle, oszołomieni i zaplątani w czarne materiały. Ana i Harry wybuchnęli śmiechem, tak jak reszta drużyny.
- Najwyraźniej uznali, że to będzie świetny dowcip, ale nie przewidzieli, że będziecie się bronić - zaśmiała się El.
Szybkim krokiem nadeszła profesor McGonagall, której wcale nie było do śmiechu. Była czerwona ze złości, a jej wargi przypominały teraz jedną, cienką linię. Black jeszcze nigdy nie widziała jej tak wściekłej. Nauczycielka dosłownie wpadła w szał.
- MALFOY, CRABBE I GOYLE! WASZE ZACHOWANIE BYŁO KARYGODNE! PRZEBIERAĆ SIĘ ZA DEMENTORÓW! JESZCZE NIGDY W CAŁEJ MOJEJ KARIERZE... ODEJMUJĘ SLYTHERINOWI 50 PUNKTÓW OD KAŻDEGO I DOSTAJECIE SZLABAN! ZA MNĄ! - ryknęła.
Ana trzymała się za brzuch ze śmiechu, gdy Malfoy, Crabbe i Goyle powlekli się za McGonagall.
Gryfoni w Wieży Gryffindoru urządzili imprezę, żeby uczcić zwycięstwo.
***
W dzień następnej wycieczki do Hogsmeade. Harry poprosił Anę o ponowne pożyczenie Mapy Huncwotów.
- Dobra - powiedziała. - Tylko pamiętaj, żeby jej nie zgubić.
- Ok - odparł, chowając mapę do kieszeni.
Po południu Ana razem z Jess, Amy i El udała się do Hogsmeade. Po odwiedzeniu Miodowego Królestwa i Sklepu Zonka, poszły do Trzech Mioteł na kremowe piwo.
- Dawno nic nie pisali o Syriuszu - westchnęła Łapa.
- Lepiej żeby nic nie pisali, niż żeby napisali, że go złapali - powiedziała Black. - Dzisiaj w nocy popatrzę na mapę. Może się na niej pojawi.
- Popatrzę z tobą - powiedziała Jess.
- Ja się w to nie mieszam - powiedziała Mel.
- Ja też nie - dodała Eli.
- Jak chcecie - powiedziała Ana, wzruszając ramionami.
Po wypiciu kremowego piwa, Gryfonki postanowiły obejrzeć Wrzeszczącą Chatę, z daleka, bo nie chciało im się wspinać po klifie. Okazało się, że nie one jedne wpadły na ten pomysł. Zobaczyli jak Hermiona i Ron oglądają ją. Granger tłumaczyła Weasleoyowi, że to najbardziej nawiedzony dom w Wielkiej Brytanii. Potem pojawiła się banda Malfoya i ten zaczął nabijać się z Rona i jego rodziny. Nagle znikąd nadleciała śnieżka i ugodziła Draco. Zaczęły nadlatywać kolejne śnieżki. Niewidzialny dowcipniś ściągnął Ślizgonom gacie. Rozbiegli się w popłochu, a Ron i Hermiona ryczeli ze śmiechu.
- To nie jest zabawne, Harry - powiedziała Granger.
Gdy Potter zdjął pelerynę-niewidkę, Ana, Jess, Amy i El podeszły do niego.
- Zwariowałeś? Malfoy cię zobaczył, jak zsunęła ci się peleryna. Chcesz ją stracić razem z moją mapą? - zapytała Black.
- Nie - odpowiedział Potter. - Masz, wrócę bez niej. Lepiej nie ryzykować, jeśli Malfoy doniesie Snape'owi, a zrobi to na pewno - powiedział, oddając jej wyczyszczoną mapę.
Ana schowała pergamin do kieszeni. Wszyscy wrócili do zamku. Wieczorem ona i Jess poczekały aż Pokój Wspólny opustoszeje.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - powiedziała Black, stukając różdżką w pergamin, na którym natychmiast pojawiła się mapa Hogwartu.
Nagle ktoś wyszedł z dormitorium chłopców. Dziewczyny podskoczyły ze strachu, ale na szczęście był to tylko Harry.
- Co robicie? - zapytał.
- Tak sobie oglądamy mapę - skłamała Ana.
- Pooglądam sobie z wami - powiedział, siadając obok. - I tak nie mogę spać.
Black i Collet wymieniły znaczące spojrzenia, ale nic nie powiedziały. We trójkę obserwowali maleńkie ślady stóp na mapie. Przed długie godziny nie zobaczyli nic godnego uwagi. Aż nagle zauważyli na siódmym piętrze ślady stóp opatrzone imieniem i nazwiskiem Peter Pettigrew.
- To niemożliwe - powiedziała cicho Ana. - Idziemy, musimy go złapać.
- On wie co wydarzyło się dwanaście lat temu - powiedziała Jess, wstając równocześnie z nią.
- Dobra, ja też idę, chociaż to może być błąd na mapie - powiedział Harry.
We trójkę wyszli z Pokoju Wspólnego, oświetlając mapę różdżkami. Szli zapatrzeni w maleńkie ślady Petera Pettigrew wędrujące korytarzem.
- Nie, czemu akurat teraz? - jęknęła Ana, gdy zobaczyła ślady Snape'a, idącego prosto w ich stronę. Zobaczyła jak Pettigrew skręca i szybko wyczyściła mapę. Cała trójka zgasiła różdżki, a chwilę potem ich twarze oświetliło światło z różdżki Snape'a.
- Można wiedzieć, co robicie o tej porze? - zapytał.
- Lunatykowaliśmy - wymyślił szybko Harry.
- A to, co to jest, Black? - zapytał, wskazując na mapę.
- Kawałek pergaminu, panie profesorze - odpowiedziała.
- Czyżby? - zapytał. - Odsłoń swój sekret - powiedział, stukając różdżką w pergamin.
Anie mocniej zabiło serce, gdy na mapie pojawił się tekst.
- Czytaj - rozkazał Snape.
- Pan Lunatyk przesyła wyrazy szacunku profesorowi Snape'owi i uprasza go, by zechciał nie wtykać swojego długiego nochala w sprawy innych ludzi. Pan Rogacz zgadza się z Panem Lunatykiem i pragnie dodać, że profesor Snape jest wrednym głupolem. Pan Łapa pragnie wyrazić swoje zdumienie, jak taki kretyn mógł zostać profesorem. Pan Glizdogon życzy profesorowi Snape'owi miłego dnia i radzi mu umyć włosy, bo kleją się od łoju - przeczytała, próbując się nie roześmiać i patrząc na Snape'a po przeczytaniu każdego zdania.
- Uważacie to za zabawne? - warknął Snape, wyrywając jej mapę, która znów była czysta. - Potter, Black, jesteście tak samo aroganccy i napuszeni jak wasi ojcowie. I obaj jak skończyli? Jeden w grobie, drugiego czeka pocałunek dementora. Twój ojciec pewnie jest taki sam, Collet.
- Wcale się nie puszymy - powiedział Harry.
- I nasi ojcowie też się nie puszyli - powiedziała Ana.
- Mój ojciec jest szanowanym szefem Biura Aurorów w hiszpańskim Ministerstwie Magii - powiedziała Jess.
- Konfiskuję to, Black - powiedział Snape.
Nagle z ciemności wyłonił się Lupin.
- Dobrze, że pana widzę, profesorze Lupin. Właśnie skonfiskowałem to pannie Black. To aż zionie czarną magią, coś z twojej specjalności - powiedział, pokazując mu mapę.
Lupin wziął ją do ręki i rzucił na nią okiem.
- To mi wygląda na zwykły kawałek pergaminu, który obraża każdego, kto chce go odczytać. Pewnie od Zonka, co? - zapytał. - Ale sprawdzę, czy nie ma jakichś ukrytych właściwości. W końcu jak mówisz, to coś z mojej specjalności, Severusie - powiedział, zabierając mapę, gdy Snape po nią sięgał. - Harry, Ana, chodźcie za mną. Jess, wracaj do dormitorium.
Black i Potter podążyli za Lupinem, a Collet poszła z powrotem do Wieży Gryffindoru. Nauczyciel zaprowadził ich do swojego gabinetu, zamknął drzwi i odwrócił się w ich stronę.
- Skąd macie mapę? - zapytał. - Tak, wiem co to jest.
- Dostałam - odpowiedziała krótko Ana, nie chcąc wkopać bliźniaków Weasley. - Dwa razy pożyczyłam Harry'emu.
- Czy któreś z was pomyślało, że ta mapa w rękach Syriusza Blacka doprowadziłaby go do was? - zapytał ostro Lupin. Gryfonka jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie. Zawsze był spokojny, a teraz był zły. - Do tej pory cię kryłem, Harry, ale nie licz, że dalej będę cię krył, gdy wystawiasz się zbiegłemu mordercy jak na talerzu! Twoi rodzice oddali za ciebie życie, tak im się odpłacasz, włócząc się po nocy?
- Ja... panie profesorze, ja, Ana i Jess zobaczyliśmy na mapie kogoś, kto od dawna nie żyje - powiedział Harry.
- Kogo? - zapytał Lupin.
- Petera Pettigrew - odpowiedziała Ana.
- To niemożliwe - powiedział nauczyciel, patrząc gdzieś w dal. - Wracajcie do dormitoriów. I to najkrótszą drogą, bo jak nie, to będę wiedział. - Postukał palcem w mapę.
Wrócili do Wieży Gryffindoru i rozeszli się do swoich dormitoriów. Gdy Ana opowiedziała Jess, że Lupin zatrzymał Mapę Huncwotów, ta nie kryła zawodu.
- Akurat teraz. Jestem pewna, że to nie była pomyłka, że na mapie pojawił się Pettigrew - powiedziała Łapa.
- Wszystko przez Snape'a. Nadal miałabym mapę, gdyby się nie zjawił - powiedziała Black. - Ale tata i jego tajemniczy przyjaciele nieźle mu pocisnęli - uśmiechnęła się mściwie.
- Tak, i ta mina Snape'a jak to czytałaś - uśmiechnęła się złośliwie Jess.
***
Mijały dni, koniec roku szkolnego był coraz bliżej. Była noc, Ana spała, gdy nagle obudził ją krzyk Rona, tak jak wszystkie dziewczyny w dormitorium. Gryfonki wybiegły z dormitorium i pobiegły do dormitoriów chłopców z trzeciego roku. Kotara łóżka Rona była pocięta.
- Ron, co tu się stało? - zapytała Ana.
- Syriusz Black. Spałem, nagle poczułem powiew wiatru, obudziłem się, a on stał nade mną z nożem. Mój krzyk musiał go przepłoszyć, bo zniknął. Ten szaleniec pociął mi kotarę - odpowiedział Weasley.
Black musiała użyć całej siły woli, żeby nie podskoczyć z radości. Widziała, że Jess miała tak samo.
- Pewnie popełnił pomyłkę. Zobaczył że trafił na niewłaściwie łóżko i uciekł - powiedział Harry.
- I myślisz, że człowiek, który ponoć zamordował dwunastu mugoli, nie poradziłby sobie piątką zaspanych trzynastoletnich chłopców? - zapytała Łapa.
- No dobra, to faktycznie jest dziwne - powiedział. - Ale może zmiękł po Azkabanie?
- Na pewno nie - odparła Ana.
Zeszli do Pokoju Wspólnego, gdzie już zebrali się wszyscy Gryfoni. Po chwili weszła McGonagall.
- Co tu się stało? - zapytała.
Ron opowiedział jej o Syriuszu Blacku, stojącym nad nim z nożem.
- Coś takiego... - powiedziała nauczycielka, dysząc szybko. - Sir Cadoganie, dlaczego wpuścił pan Blacka? - zapytała portret.
- Znał hasło, pani profesor - odpowiedział sir Cadogan. - Miał listę haseł.
- Kto był taki mądry, żeby zrobić listę haseł i ją zgubić? - zapytała McGonagall, rozglądając się po uczniach.
- Ja - odpowiedział cicho Neville, czerwieniejąc się.
- Longbottom, za mną - powiedziała. - A reszta wracać do łóżek.
Neville ze zwieszoną głową poszedł za McGonagall. Jednak pozostali Gryfoni wcale nie wrócili do łóżek. Całą noc słuchali opowieści Rona, które były coraz bardziej ubarwione, aż w końcu wcale nie przypominały prawdziwej wersji. Weasley był z tego zadowolony, bo po raz pierwszy był w centrum uwagi. Ana i Jess cieszyły się, że Syriuszowi udało się włamać do Wieży Gryffindoru. Były pewne, że wybrał właściwe łóżko. Tylko nie wiedziały dlaczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz