piątek, 21 sierpnia 2015

LBA 2

 LBA 2



Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”.
Jest przyznawana dla blogów jeszcze nie rozpromowanych, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.
Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała.
Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Mnie nominowała Julia Dudzik http://nowagrygonka.blogspot.com/

1. Czy lubisz niespodzianki? Dlaczego?

Zależy jakie. Jeśli jest fajna to tak, ale jeśli nie, to nie.

2. Jakie piosenki / Jaką piosenkę lubisz najbardziej?

Nie mam ulubionej.

3. Jaką porę roku najbardziej lubisz?

Lato.

4. Jakiego koloru masz oczy?

Szare.

5. Wolał byś mieszkać w mieście czy na wsi?

W mieście.

6. Przez to, że zapomniałam o tym pytaniu, nie musisz odpowiadać. Co o tym sądzisz?

xD

7. Jak uważasz do jakiej postaci z HP jesteś najbardziej podobny?

Hm... z wyglądu to chyba do Hermiony, a z charakteru do Ginny i trochę do Syriusza.

8. Jak spędzasz wolny czas?

Przed komputerem. xD

9. Jakie imię żeńskie ci się podoba?

Musi być jedno? xD Julia (nie podlizuję się! xD), Alina, Natalia i Marta.

10. Ulubiony paring z HP?

Tonks i Lupin.

11. Cieszysz się z nominacji?

A mogę nie? xD Nie no, jasne że się cieszę. xD

Nominuję:

1.http://laura-w-hogwarcie.blogspot.com/
2.http://www.wizje-rudej.blogspot.com/
3.http://blackangelminiaturki.blogspot.com/
4.http://siostrzenica-czarnego-pana.blog.onet.pl/
5.http://angie-wallet-dziennik.blogspot.com/
6.http://wiktoriaprzybylo.blogspot.com/
7.http://princessmagicalisland.blogspot.com/
8.http://dark-love-riddle.blog.onet.pl/
9.http://i-am-avengers.blogspot.com/
10.http://miniaturkidosme.blogspot.com/
11.http://zatoka-snu.blogspot.com/

Moje pytania:

1. Ulubiona postać z HP?
2. Czy utożsamiasz się z bohaterem/ką swojego bloga? Dlaczego?
3. Ulubione książki poza HP?
4. Ulubione filmy poza HP?
5. Z którą z postaci z HP chciałbyś/abyś się zaprzyjaźnić?
6. Jeśli dostałbyś/abyś wybór życia w świecie jednej z książek/serii, które przeczytałeś/aś, to która by to była?
7. Czy jest coś, co byś zmienił/a w HP? Jeśli tak, to co?
8. Który film HP twoim zdaniem najlepiej odzwierciedla ksiażkę?
9. A który najgorzej?
10. Najlepszy reżyser HP?
`11. Ulubiony aktor z HP?

czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział IX: Hardodziob i Mapa Huncwotów

Gdy Ana i Jess dotarły na błonia wszyscy Gryfoni i Ślizgoni już tam byli. Ci pierwsi byli albo zaniepokojeni albo podekscytowani. Natomiast ci drudzy mieli pogardliwe miny.

- Nie wierzę, że ten przygłup nas uczy. Niech no tylko mój ojciec się dowie... - powiedział Malfoy.
- Zamknij się, Malfoy! - warknął Potter.
- Jakbyś nie zauważył, twojego ojca tu nie ma, więc nikt nie osłoni ci tyłka. Poza tym nikt na siłę cię tu nie trzyma - zauważyła Ana.

Draco nic nie odpowiedział tylko oddalił się w stronę swojej bandy.

- Mam nadzieję, że Hagrid nie pokaże nam niczego groźnego - powiedziała Parvati, zerkając na Pottera.
- No nie, nie słyszałaś McGonagall? Trelawney co roku przepowiada komuś śmierć. Zresztą Hagrid nie pozwoli by komuś stała się krzywda - odpowiedziała Jess, kręcąc głową.
- No ale... wiecie... Hagrid jest trochę nieokrzesany... - odezwała się Lavender.
- Hagrid wcale nie jest nieokrzesany - zaoponował Harry.
- A cóż ja słyszę, Bliznowaty boi się ponuraka z fusów? - zadrwił Malfoy.
- Wcale się nie boję! - warknął Potter.
- Dementor, dementor! - zawołał Draco, wskazując palcem gdzieś nad Harrym.

Potter odwrócił się, ale oczywiście z tyłu nic nie było. Malfoy, Crabbe, Goyle, Parkinson, Bulstrode i Zabini założyli na głowy kaptury i wydali z siebie dźwięki, które bardziej przypominały te, które według mugoli wydają duchy, niż dementorów.

- Nie zwracaj na nich uwagi - powiedziała Hermiona, łapiąc Harry'ego za ramię, żeby odwrócił się od Ślizgonów.
- Naprawdę nabrałeś się na tą tanią sztuczkę? - zapytała Ana, patrząc na niego z pogardą.

Chłopak jednak nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie pojawił się Hagrid. Z jego szyi zwisały martwe fretki. Nawet Black nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia.

- Witajcie, dzieciaki! Dzisiaj pokażę wam coś extra! - powiedział wyraźnie uradowany olbrzym. - Zobaczycie, spodoba wam się, musimy tylko podejść bliżej, uwiązałem je na skraju Zakazanego Lasu.
- Uwiązałeś? Hagridzie, czy one są niebezpieczne? - zapytała z niepokojem Amy.
- Tylko jeśli je obrazicie - odpowiedział. - Za mną!

Wszyscy ruszyli za nim, zaniepokojeni co przygotował Hagrid.

- Nie wierzę, ten kretyn naprawdę prowadzi nas do Zakanego Lasu - warknął Malfoy.
- Zamknij się, Malfoy. Wiem, że od czasu twojego szlabanu z Harrrym, Hermioną i Neville'em w pierwszej klasie pękasz na sam dźwięk słów "Zakazany Las", ale teraz jest dzień - odparowała Amy.
- Odezwała się ta, która nigdy nie była w Zakazanym Lesie nocą - powiedział Draco.
- Tak dla twojej informacji, to Amy była parę razy w Zakazanym Lesie nocą. Ze mną i El - syknęła Ana.
- Ten las nocą wcale nie jest taki straszny - dodała Jess.
- Tak, bo nie spotkałyście tam czegoś pijącego krew martwego jednorożca! - wściekł się Ślizgon.

Ana tylko pokręciła z zażenowaniem głową i razem z koleżankami oddaliła się od Malfoya.

- Mam nadzieję, że to nie jest nic, co będzie chciało nas pożreć - powiedziała El.
- Hagrid by na to nie pozwolił - zauważyła Ana.
- Może powiemy mu o ponuraku? - zapytała Parvati.
- Właśnie, on nic nie... - poparła ją Lavender, ale przerwała jej Jess:
- Czy wy w ogóle macie mózgi? Nikt nie umrze, a w każdym razie nie z powodu rzekomego ponuraka w fusach.
- To niewiarygodne, że możecie to tak lekceważyć! - oburzyła się Patil.

Ana zamierzała coś odpowiedzieć, ale Hagrid właśnie zatrzymał się tak nagle, że parę osób na przedzie omal na niego nie wpadło. Znajdowali się w zagrodzie na skraju lasu. Do drewnianych pali przywiązane były dziwne stworzenia. Miały głowę, przednie kończyny i skrzydła orła, a zad i tylne kończyny - konia. Każdy z nich miał inny kolor piór i sierści.

- Hagrid, co to właściwie jest? - zapytała Hermiona.
- To, dzieciaki, są hipogryfy - odpowiedział Hagrid. - Prawda, że są wspaniałe? - zapytał patrząc z czułością na stworzenia.

Ana nie była pewna, czy zgadza się z Hagridem. Rzeczywiście w hipogryfach było coś... majestatycznego, ale gdy zaczęły rozrywać mięso martwych fretek, które rzucił im gajowy, pomyślała, że wolałaby się z nimi bliżej nie zapoznawać.

- Na początek otwórzcie swoje książki - powiedział Hagrid.
- A niby jak mamy to zrobić? - zapytał drwiąco Malfoy.
- Pogłaszczcie ją po grzbiecie, cholibka - odpowiedział gajowy.

Ana przejechała palcem po grzbiecie książki i ta faktycznie znieruchomiała. Pozostali niepewnie zrobili to samo. Gdy wszyscy już otwarli swoje książki, rozległ się krzyk Neville'a atakowanego przez swój egzemplarz Potwornej Księgi Potworów.

- Neville, miałeś ją pogłaskać po grzbiecie - powiedział Seamus.
- Dzięki, nic mi nie jest - wydukał Longbottom. Cała jego szata była oblepiona strzępkami papieru.
- Cholibka, myślałem że wam się spodobają, to takie śmiszne książki - powiedział zmieszany Hagrid.
- Tak, bardzo "śmiszne", boki zrywać! Ta szkoła schodzi na psy - zakpił Malfoy.

Hagrid zaczął opowiadać o hipogryfach, ale Draco, jak zresztą wszyscy Ślizgoni, nie wydawał się być zainteresowany tym co mówił.

- ... Musicie wiedzieć, że hipogryfy to bardzo honorne stworzenia, łatwo je obrazić, a to może się źle skończyć - powiedział Hagrid. - Waszym dzisiejszym zadaniem będzie przywitanie się z hipogryfem. No, kto chce spróbować pierwszy? - zapytał.

Wszyscy odruchowo cofnęli się do tyłu. Wszyscy oprócz Pottera. Chłopak niepewnie podniósł rękę.

- Harry! - Hagrid był wyraźnie uradowany. - No chodź, śmiało!
- Harry, nie rób tego, pamiętasz co mówiła Trelawney? - zapytała Parvati stłumionym szeptem, ale Potter ją zignorował.
- Podejdź bliżej, Harry - powiedział Hagrid, ustawiając Harry'ego na przeciw najbliższego z hipogryfów. - Patrz mu prosto w oczy, ukłoń się, byle nisko, poczekaj aż Hardodziob się odkłoni, wtedy będziesz mógł go pogłaskać. Jeśli nie, to trza szybko zwiewać. Tylko powoli, bez nerwów, powolutku...

Wszyscy wstrzymali oddech. Harry ukłonił się nisko hipogryfowi, zgodnie z zaleceniem Hagrida patrząc mu prosto w oczy. Hardodziob jednak nie odpowiedział ukłonem.

- Cofnij się, Harry, szybko! - nakazał Hagrid, stając przed hipogryfem, gotów ujarzmić zwierzę. - Spróbuj jeszcze raz, Harry, pamiętaj, powolutku.

Potter znowu powoli podszedł do Hardodzioba i ukłonił mu się patrząc mu prosto w oczy. Tym razem hipogryf odkłonił się.

- Wspaniale, Harry, teraz możesz go pogłaskać! - powiedział za zachwytem Hagrid.

Chłopak o wiele bardziej pewnie podszedł do Hardodzioba i poklepał go po dziobie. Całej klasie minął strach i zastąpiła go niecierpliwość kiedy oni będą mogli pogłaskać hipogryfa. Ana stwierdziła, że Hagrid miał rację, to naprawdę były wspaniałe zwierzęta.

- No, to pozwolisz, Harry, żebyś go dosiadł? - zapytał Hagrid.
- Co? Nie, Hagrid, nie! - zaprotestował Potter, ale gajowy już posadził go na Hardodziobie.
- Trzymaj mocno kolanami. Tylko mu nie powyrywaj piór, on tego nie lubi, skubany - ostrzegł go Hagrid i odwiązał hipogryfa od pala, klepnął go w zad i zwierzę rozpostarło skrzydła, wznosząc się w powietrze razem z Harrym na grzbiecie.

Klasa patrzyła z zazdrością jak Potter leci na hipogryfie. Z zachwytem wpatrywali się w odległą plamkę na niebie. Ana nie mogła się doczekać aż sama będzie mogła dosiąść tego stworzenia. Gdy Hardodziob wylądował i Hagrid pomógł Harry'emu zsiąść, wszyscy zaczęli klaskać. Następnie każdy ustawił się w kolejkach do przywitania się z hipogryfami. Black ukłoniła się Hardodziobowi, a ten ku jej uldze i zaskoczeniu od razu się odkłonił. Z uśmiechem podeszła do niego i poklepała go po dziobie.

- Mogę na nim polecieć? - poprosiła Ana, patrząc błagalnie na Hagrida.
- I ja? - zapytała Jess, której udało się przywitać z innym hipogryfem o imieniu Szponek.
- Jak już każdy przywita się z hipogryfem, dobra? - zapytał Hagrid.

Ana i Jess nie były z tego zadowolone, ale się zgodziły. Nagle Black poczuła, że coś ją odpycha. Był to Malfoy.

- Wcale nie jesteś niebezpieczny. Tak naprawdę jesteś łagodny jak baranek. Jesteś tylko strasznie brzydkie bydle, prawda? - zadrwił.

Nagle Hardodziob uderzył szponami w ramię Ślizgona. Hagrid szybko stanął przed hipogryfem, zeby uspokoić rozjuszone zwierzę.

- Dziobek, spokój! Hardodziob! - powiedział Hagrid, grożąc stworzeniu palcem i rzucił mu fretkę, co go uspokoiło.

Tymczasem Malfoy leżał na ziemi i jęczał, trzymając się za krwawiące ramię:

- Aaaa.... zabił mnie...
- Hagrid, trzeba zabrać się go do skrzydła szpitalnego - powiedziała Hermiona.

Gajowy podniósł Malfoya z ziemi.

- Zapłacicie za to! Ty i twoje bydle też! - groził Draco.
- Koniec lekcji na dziś - mruknął Hagrid. Hermiona otworzyła bramę, a Hagrid z jęczącym Malfoyem w ramionach skierował się w stronę zamku.
- Ja chyba zabiję tego idiotę! - syknęła Ana. - Chciałam polatać... A zresztą nic mu nie jest, Hardodziob tylko go drasnął.
- Na jego własne życzenie - dodała naburmuszona Jess.
- A jeśli Hagrida wyleją? - zmartwiła się Granger.
- Nie wyleją. Dumbledore na to nie pozwoli. My na to nie pozwolimy - odpowiedziała El.
- Powinnni go wylać! To bydle mogło zabić Draco! - rozpaczała Pansy Parkinson.
- Tylko go drasnął, idiotko! - warknęła Jess.
- Zresztą sam jest sobie winien! Hagrid mówił, że hipogryfy są bardzo honorne, ale twój głupi Dracuś wcale go nie słuchał - dodała wściekła Ana.
- Bądźmy szczerzy, Parkinson, myślisz, że podobasz się Malfoyowi? Że podobasz się komukolwiek? Podoba mu się tylko to, że tak do niego wzdychasz - powiedziała Mel.
- Pomijając, że on też nie jest ładny - dodała Eli.
- A co? Może ty mu się podobasz, Tagworth? Ty, zdrajczyni krwi? - zapytała drwiąco Parkinson.
- Pff, za wysokie progi dla Malfoya - odgryzła się Amy.

***
Późnym wieczorem, gdy wszyscy już spali, Ana, Jess, Amy i El szykowały plan wyprawy do Zakazanego Lasu w celu poszukiwań Syriusza Blacka.

- A jeśli ktoś nas po drodze złapie? - zapytała Mel.
- Miejmy nadzieję, że nie - odpowiedziała Ana. - Ej, a może wykradniemy pelerynę-niewidkę Pottera? Oddałybyśmy zanim by się obudził. Nawet nie zauważy - zaproponowała.
- Przecież już nieraz chodziłyśmy do Zakazanego Lasu bez żadnej ochrony i tylko raz w drugiej klasie McGonagall nas przyłapała - zauważyła El.
- Ale tym razem nie idziemy tam, żeby zwiedzać - zwróciła jej uwagę Amy.
- Ja mogę to zrobić - zaoferowała Jess.

Nagle Ana klepnęła się w czoło.

- Zapomniałyśmy o dementorach. Dumbledore mówił, że nie nabiorą się na żadne sztuczki czy przebieranki, a to znaczy, że nie wyjdziemy Salą Wejściową, nawet pod peleryną - zauważyła.
- No, no, no, knujemy co? - zapytał znajomy głos.
- Fred! George! Jeszcze nie śpicie? - zdumiała się El.
- Jak widać, nie - odpowiedział George. - Co kombinujecie? - zapytał.
- Tylko nie próbujcie kręcić, sami słyszeliśmy, ze chciecie wykraść pelerynę Harry'ego - dodał Fred. - Swoją drogą, nie wiedziałem, że taką ma.
- Ee... chcemy iść do Zakazanego Lasu... żeby go zbadać... nigdy nie zapuszczałyśmy się zbyt głęboko - odpowiedziała wymijająco Ana.
- I nie chcecie, żeby ktoś was przyłapał? - spytał George. - I bezpiecznie ominąć straż dementorów?
- No to chyba oczywiste, nie? - odpowiedziała pytaniem Jess.

Bliźniacy wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Black nie była pewna, czy łyknęli bajeczkę o badaniu lasu.

- Zamierzaliśmy to dać Harry'emu... - zaczął Fred konspiracyjnym tonem.
- ... Ale sądzimy, że ty zrobisz z tego większy użytek, Ana - dokończył George.

Dziewczyna spojrzała na nich pytająco. Fred wyjął z kieszeni kawałek pergaminu i podał go jej. Musiał być stary, bo zdążył już zżółknąć.

- A niby jak mam zrobić użytek z kawałka starego pergaminu? - zapytała Black.
- Kawałka starego pergaminu! - oburzył się Fred.
- To tajemnica naszego sukcesu - oznajmił George. - Pokaż im, Fred.

Jego brat wyjął różdżkę, stuknął nią w pergamin i powiedział:
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

Cztery Gryfonki ze zdumieniem patrzyły jak na pergaminie na pojawiły się czarne linie, które następnie złączyły się, skrzyżowały i zebrały wachlarzowato w każdym rogu. Potem, na samym szczycie, ukazały się zielone ozdobne litery, układające się w następujące słowa

                                       Panowie Lunatyk, Gilzdogon, Łapa i Rogacz,
                                   zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
                                                     mają zaszczyt przedstawić
                                                      MAPĘ HUNCWOTÓW.*

Ana i Jess wymieniły się krótkimi spojrzeniami. Obie wpatrywały się w jedno słowo. Łapa. A więc to musiało należeć do Syriusza. Black rozłożyła pergamin i ich oczom ukazała się...

- To przecież jest mapa Hogwartu! - powiedziała podekscytowana Jess.

Istotnie była to mapa ukazująca wszystkie szczegóły zamku i przylegających do niego terenów szkolnych. Najbardziej zadziwiające były jednak maleńkie plamki poruszające się po mapie, każda opatrzona wypisanym drobnymi literami imieniem i nazwiskiem. Ana z zachwytem pochyliła się nad mapą. Kropka w lewym górnym rogu pokazywała profesora Dumbledore’a przechadzającego się po swoim gabinecie; po korytarzu na drugim piętrze skradała się kotka woźnego, Pani Norris, a poltergeist Irytek akurat grasował w izbie pamięci. Na mapie widać było także tajne wyjścia z zamku, o których Ana wcześniej nie miała pojęcia.

- Skąd to macie? - zapytała Amy.
- Ukradliśmy Filchowi w pierwszej klasie... - zaczął Fred.
- Wiecie, byliśmy młodzi, beztroscy i niewinni... - kontynuował George.

Ana prychnęła. Wątpiła by bliźniacy kiedykolwiek byli "niewinni".

- No, bardziej niewinni niż teraz... mieliśmy małe starcie z Filchem - wyjaśnił Fred.
- Podłożyliśmy łajnobombę w korytarzu i to go z jakiegoś powodu wnerwiło... - powiedział George.
- ...więc zaciągnął nas do swojego pokoju i zaczął grozić jak zwykle...
- ...szlabanem...
- ...wypatroszeniem...
- ...a my przypadkiem zauważyliśmy w jego kartotece szufladkę z napisem: SKONFISKOWANE I BARDZO NIEBEZPIECZNE.
- George odwrócił jego uwagę, rzucając jeszcze jedną łajnobombę, ja wyciągnąłem szufladę i znalazłem... TO. - Fred wskazał na mapę.
- Nie jest wcale takie groźne - powiedział George. - Sądzimy, że Filch nie odkrył, jak to działa. Prawdopodobnie tylko podejrzewał, co to jest, bo inaczej by tego nie skonfiskował.
- O kurczę, to jest super... Teraz rozumiem jakim cudem tak dobrze poznaliście ten zamek - stwierdziła Ana.
-  Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, tyle im zawdzięczamy - powiedział George z niemal nabożnością w głosie.
- Szlachetni mężowie, niezmordowani w udzielaniu pomocy kolejnym pokoleniom łamaczy prawa - dodał z dumą Fred.
- Z żalem ci to oddajemy, ale nam już nie jest potrzebna, a tobie bardziej się przyda - oznajmił George. - Są na niej zaznaczone takie tajne przejścia, o których nawet Filch nie wie.
- Tylko pamiętaj, żeby, jak będziesz wracać, stuknąć różdżką w mapę i powiedzieć Koniec psot! - Fred stuknął różdżką w mapę i pergamin znów zrobił się pusty. - Inaczej każdy ją odczyta.

Bliźniacy poszli do swojego dormitorium.

- Czyli nie musimy już kraść peleryny niewidki Pottera? - zapytała Amy.
- Nie, mamy coś znacznie lepszego - odpowiedziała Ana. - Pomyśl, co możemy osiągnąć dzięki tej mapie. I to jest dzieło mojego ojca - powiedziała z dumą.
- Gdyby Fred i George o tym wiedzieli... Ciekawe kim są ci Lunatyk, Glizdogon i Rogacz? - zastanawiała się Jess.
- Nie mam pojęcia, ale jeśli jeszcze żyją, to chciałabym ich poznać - odparła Black. - No ale dobra, nie siedźmy tak, bo nas ranek zastanie.

Dziewczyna wyjęła różdżkę, stuknęła nią w mapę i powiedziała:

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
- Mamy szczęście, Filch i Snape siedzą w swoich gabinetach. Pani Norris nadal jest na drugim piętrze, będziemy musiały tam uważać - stwierdziła El, patrząc na mapę.
- Dobra, zapalamy różdżki i idziemy - zadecydowała Black. - Ja będę oświetlać Mapę Huncwotów, a wy drogę - dodała.

Wszystkie cztery szepnęły Lumos i z końców ich różdżek wydobyło się jasne światło.

Ostrożnie przelazły przez dziurę za portretem Grubej Damy. Korzystając z tajnych przejść szybko znalazły się w Zakazanym Lesie. Panowała tu wyjątkowa cisza, nie było słychać nawet najcichszego szmeru.

- SY... - Jess chciała krzyknąć, ale Ana zatkała jej buzię dłonią.
- To nie jest dobry pomysł. Ktoś mógłby cię usłyszeć, a wątpię, żeby on wyszedł z ukrycia, bo woła go trzynastolatka, której nie powinno tu być - powiedziała Black.
- Racja - przyznała Collet. - No to od czego zaczynamy? - zapytała, nawet nie kryjąc podekscytowania w głosie.
- Ej, a może Syriusz jest na mapie? Skoro jest jednym z jej twórców... - zastanawiała się Amy.

Cztery Gryfonki pochyliły się nad Mapę Huncwotów, poszukując wzrokiem maleńkich śladów stóp opatrzonych nazwiskiem Black. Jednak po kilkukrotnym prześledzeniu mapy, z żalem musiały przyznać, że jedyne ślady opatrzone tym nazwiskiem znajdowały się właśnie w Zakazanym Lesie i należały do Any.

- Chodźmy dalej, może znajdziemy jakieś ślady - zaproponowała El.

W milczeniu ruszyły w głąb lasu. Black co chwilę zerkała na mapę w nadziei, że jej ojciec się na niej pojawi. Szły w milczeniu wypatrując śladów na ścieżce, ale jedyne jakie znajdywały z całą pewnością należały do tutejszych zwierząt. Przeszły już prawie cały las, gdy Jess nagle stanęła.

- Patrzcie! To ślady psa! Wyglądają na świeże! - Wskazała na ślady psich łap. Tuż obok znajdowały się mniejsze, należące do kota. Trop prowadził w głąb lasu.
- A więc Krzywołap mu towarzyszy albo towarzyszył - powiedziała Ana. - Schodzimy ze ścieżki, zobaczymy dokąd nas te ślady zaprowadzą.
- Emm... spójrzcie - odezwała się Amy.

Ana, Jess i El odwróciły się w kierunku, w którym patrzyła. Okazało się, że w drugą stronę lasu prowadziły takie same ślady.

- Musimy się rozdzielić - oznajmiła Black. - Ja pójdę z Jess śladami na prawo, a wy na lewo.
- Ej, to nie fair, wy macie Mapę Huncowotów, a ja nie mam ochoty gubić się w lesie - zaoponowała Colen.
- Przecież nie jesteś tu pierwszy raz. Poza tym możecie wrócić po śladach, a jakby co, to znajdziemy was na mapie - odparła Collet.
- Jak któraś znajdzie mojego ojca, to niech wystrzeli w powie... albo nie, to by mogło zaalarmować kogoś w zamku... Po prostu te, które go znajdą przyprowadzą go do pozostałych - zdecydowała Ana.
- I tu pojawia się jedno "ale". Co jeśli on jednak naprawdę jest mordercą? - zapytała Tagworth.
- Nie jest - odpowiedziała stanowczo Jess.
- Nie będziemy przecież podchodzić do niego tak nagle, z zaskoczenia. Najpierw przyjrzymy mu się z ukrycia, poobserwujemy przez chwilę. Jeśli nie zrobi nic, co by wskazywało, że jest niebezpieczny, to wtedy do niego podejdziemy - powiedziała Ana.
- W co my się wpakowałyśmy... - mruknęła niezadowolona Amy, ale razem z El poszła śladami na lewo.
- No to idziemy - powiedziała Łapa i skierowała się na prawo, a Ana zrobiła to samo.

Dwie Gryfonki szły w milczeniu obserwując ślady, które tym ciężej było dostrzec, im dalej zagłębiały się w gęstwinę. W końcu doszły tak daleko, że musiały dosłownie przedzierać się przez chaszcze. Nigdy wcześniej nie zaszły tak głęboko w las, a w dodatku ślady psa i kota zniknęły. Black i Collet rozglądały się w nadziei, że uda im się odnaleźć trop, ale było to bezcelowe. Nawet jeśli ślady wciąż tu były, zasłaniały je gęsto rosnące krzaki.

- Wracajmy, to nie ma sensu - powiedziała Ana. Czuła się zawiedziona. Co prawda nie spodziewała się, że odnajdą go już tej nocy, ale miała nadzieję, że znajdą chociaż jakiś trop, a tymczasem znalazły tylko ślady psa i Krzywołapa, nie mając tak naprawdę pewności, że ten pies to Syriusz Black.

- Ale jeszcze tu wrócimy, żeby go poszukać? - zapytała z nadzieją Jess.
- Tak - odpowiedziała Ana, choć w duchu wiedziała, że miały nikłe szanse znaleźć go w lesie.

Gdy w końcu wróciły na ścieżkę, Amy i El już na nie czekały. Były podrapane, a ich ubrania poszarpane. My nie wyglądamy lepiej - pomyślała Black.

- Znaleźliście coś? - zapytała Collet.
- Nic, ślady zniknęły w tych chaszczach - odpowiedziała Colen.
- Ech, wracajmy już, zaraz zacznie świtać - powiedziała Ana.

Kiedy cztery Gryfonki znalazły się w swoim dormitorium, była już czwarta rano.

- Nigdy więcej nie dam się na to namówić. Wszystko mnie boli od tych chaszczy - stwierdziła El, gdy przebierały się w piżamy.

Mel i Eli szybko zasnęły, ale Ana i Jess gapiły się na Mapę Huncwotów, w nadziei, że Syriusz jednak się na niej pojawi. Dopiero gdy  zegar wybił szóstą, uznały że wypadałoby się przespać.

- Koniec psot - powiedziała Black, stukając w mapę różdżką.

Schowała mapę i różdżkę do kufra, po czym zasunęła kotary i zasnęła natychmiast, gdy tylko położyła głowę na poduszce.
______
*Harry też dowie się o mapie i będzie z niej korzystał, nie będzie tylko jej właścicielem jak w książkach.

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział VIII: Wróżbiarstwo

Ana obudziła się dość późno. Zobaczyła, że Jess, Hermiony, Parvati i Lavender nie było już w łóżkach. Oprócz niej w dormitorium zostały tylko jeszcze śpiące Amy i El. Obudziła przyjaciółki, z zamiarem opowiedzenia im o rozmowie z Jessy. Gdy wszystkie trzy ubrały się, Mel zapytała:

- No to idziemy na śniadanie. Mam nadzieję, że nie przegapiłyśmy.
- Tak, ale zanim zejdziemy do Wielkiej Sali, chcę wam o czymś powiedzieć - odpowiedziała poważnie Ana.
- O czym? - zainteresowała się Eli.
- Wczoraj wieczorem rozmawiałam z Jessicą o moim ojcu... no i ona pomogła mi dość do wniosku, że on może być niewinny - przyznała Black. Opowiedziała im całą rozmowę z Collet oraz o czarnym psie w towarzystwie Krzywołapa na błoniach. Wspomniała także, że spotkała tego psa w wakacje i chciała go przygarnąć, ale ten nagle zrobił się agresywny.
- Ana... ja wiem, że... ale czy nie uważasz, że Jess ma lekkiego fioła? - zapytała niepewnie Amy. - Ściana przed jej łóżkiem jest pełna zdjęć twojego ojca. Są też plakaty drużyn quidditcha i mugolskich zespołów, ale zdjęć Syriusza jest najwięcej.
- Wiem. Możliwe, że ma lekkiego bzika, ale to nie zmienia faktu, że ma rację - odpowiedziała chłodno Ana. - Jakbym ja trafiła do Azkabanu i miała z niego uciec po dwunastu latach, to miałabym wyższy cel, niż mordowanie wszystkiego wokół. Jakbym zrobiła to tylko po to, żeby zamordować jakiegoś chłopaka, to nie czekałabym tyle lat. Łatwiej byłoby przecież zabić Pottera, gdy był mały i nie wiedział, że jest czarodziejem.
- Zauważ, że jeśli dałoby się dorwać Harry'ego na Privet Drive, to któryś śmierciożerca, który uniknął Azkabanu, dawno by go zabił - powiedziała rozsądnie Eli.
- Może, ale jeszcze żaden nie uciekł z Azkabanu sam, bez niczyjej pomocy - zaprotestowała Ana.
- Nie wiemy czy twój ojciec uciekł bez pomocy. Voldemort mógł go nauczyć sztuczek - zauważyła Mel.
- Wątpię, żeby Voldemort uczył swoich sługusów jak uciekać z Azkabanu. Raczej spodziewałby się po nich, że nie dadzą się tam wsadzić - powiedziała Black z lekką irytację w głosie. Dlaczego one nie mogły jej zrozumieć?
- Ana, ale co ty właściwie chcesz zrobić? - zapytała El, marszcząc czoło, choć już przeczuwała jaka będzie odpowiedź.
- Chcę odnaleźć ojca i dowiedzieć się co naprawdę wydarzyło się dwanaście lat temu - odpowiedziała dziewczyna, a w jej głosie dało się słyszeć determinację. - Jeśli nie chcecie mi w tym pomóc, to nie będę was zmuszać. Jessica na pewno chętnie mi pomoże.
- Wzięłaś pod uwagę, że jednak ministerstwo może mieć rację? - spytała Amy.
- Tak - odpowiedziała krótko Ana. - Chodźmy już, bo naprawdę przegapimy śniadanie.

      Trzy Gryfonki zeszły do Wielkiej Sali. Była już w połowie opustoszała, ale Jess nadal siedziała na końcu stołu Gryffindoru. Ana usiadła obok koleżanki. Mel i Eli zajęły miejsca naprzeciwko. Black rzuciła krótkie spojrzenie na resztę Gryfonów, zwłaszcza Pottera, Weasleya i Granger, żeby upewnić się, że nikt nie patrzył w ich stronę. Następnie szepnęła do Łapy tak cicho, że jej przyjaciółki musiały nachylić się przez stół, żeby usłyszeć:

- Chcę odnaleźć mojego ojca.

Jessy omal nie krzyknęła z radości, ale w porę się powstrzymała i zapytała konspiracyjnym szeptem.

- Kiedy zaczynamy?
- Jak najszybciej - odpowiedziała Ana. - Spotkajmy się dzisiaj we cztery po lekcjach. Znajdziemy jakąś pustą salę i na spokojnie omówimy gdzie zaczniemy poszukiwania.

Nagle czwórka Gryfonek wyprostowała się i udała, że nic przed chwilą się nie działo, ponieważ właśnie przechodzili profesor Lupin i profesor Snape. Nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią wyglądał na zmęczonego i starszego, niż był w rzeczywistości. Nauczyciel eliksirów rzucał mu podejrzliwe i pogardliwe spojrzenia. Po zjedzeniu śniadania dziewczyny udały się na pierwszą lekcję, którą było wróżbiarstwo. Większość klasy już tłoczyła się pod okrągłą klapą. Równo z dzwonkiem klapa otworzyła się i pojawiła się srebrna drabina. Black weszła do klasy wróżbiarstwa za Hermioną i od razu uderzyła ją ostra, mdła woń oparów. W dodatku w okrągłym pomieszczeniu było niezwykle duszno. Ana, Amy, Eli i Jess zajęły jeden z okrągłych stolików. Zamiast krzeseł były miękkie fotele i pufy. Klasa bardziej przypominała krzyżówkę pokoju na poddaszu z herbaciarnią, niż salę lekcyjną. Po chwili przyszła kobieta obwieszona szalami i licznymi bransoletkami. Miała wielkie okulary z grubymi denkami, w efekcie czego wyglądała jak przerośnięta ważka.

- Dzień dobry, moi drodzy - powiedziała eterycznym głosem. - Jestem profesor Sybilla Trelawney. Nauczę was jak przepowiadać przyszłość... Na początek wróżenie z fusów. Weźcie sobie po filiżance i zaparzcie herbaty. - Machnęła ręką w kierunku półki zastawionej porcelanowymi filiżankami, spodkami i dzbankami. - Ach, chłopcze - zwróciła się do Neville'a. -  Stłuczesz pierwszą filiżankę, więc weź czerwoną, potem niebieską. Do niebieskich mam sentyment.

Rozległo się szuranie, chwilę później każdy miał już zaparzoną herbatę.

- A teraz wypijcie swoją herbatę, weźcie filiżankę osoby obok i zinterpretujcie kształt fusów. Pomoże wam w tym podręcznik "Demaskowanie przyszłości" - powiedziała profesor Trelawney.

Ana podniosła swoją filiżankę. Powąchała napar i skrzywiła się. Upewniwszy się, że Trelawney nie patrzy w jej stronę, wylała herbatę pod stół. Nie była jedyną osobą, która na to wpadła. Zobaczyła, że Amy, El i Jess zrobiło to samo. Właściwie to tylko Parvati i Lavender wypiły zawartość swoich filiżanek.

- A teraz otwórzcie swoje umysły, otwórzcie swoje wewnętrzne oko! - Trelawney mówiła jak nawiedzona.
- A to co za bzdury? - zapytał nagle głos Hermiony. Ana spojrzała w kierunku stolika Harry'ego i Rona. Mogłaby przysiąc, że przed chwilą Granger tam nie było.
- Ty skąd się tu wzięłaś? - zapytał Weasley. - Przecież przed chwilą cię tu nie było!
- Ja cały czas tu byłam - odpowiedziała Hermiona takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Moi drodzy, zajrzyjcie do filiżanki osoby obok i powiedzcie mi co widzicie - powiedziała Trelawney.

Zaczęła przechadzać się po klasie. Podeszła do stolika, przy którym siedzieli Neville i Seamus.

- Pokaż mi swoją filiżankę, chłopcze - zwróciła się do Longbottoma.

Chłopiec z pobladłą twarzą podał jej filiżankę. Nauczycielka zajrzała do środka i natychmiast odstawiła ją na spodek.

- Jest źle, chłopcze - oznajmiła Trelawney. - Bardzo źle... Twoja babcia dobrze się czuje? - zapytała.
- Tak, chyba tak... - odpowiedział przestraszony Neville.
- Nie byłabym tego taka pewna - powiedziała Trelawney.

Gdy odeszła Neville chwycił swoją filiżankę. Zrobił to jednak zbyt szybko, przez co ją stłukł. Parvati i Lavender wydały z siebie zduszony okrzyk.

- Pani to przepowiedziała! - krzyknęła Patil.
- Wiedziała pani, że to się stanie! - dodała Brown.
- Wcale tego nie przepowiedziała - wtrąciła się Hermiona. - To czysty przypadek. Wszyscy wiemy, że Neville'a zawsze prześladuje pech. To całe wróżbiarstwo to jakaś kpina - powiedziała pogardliwym tonem.
- Cóż, moja droga, nie każdy ma dar jasnowidzenia... Nie każdy potrafi otworzyć swoje wewnętrzne oko - odparła Trelawney takim tonem, jakby Granger przed chwilą wcale nie obraziła jej przedmiotu. - A ty moja kochana, uważaj na rudego mężczyznę - zwróciła się do Parvati. Dziewczyna natychmiast odsunęła się od Rona, na co Hermiona prychnęła z dezaprobatą. - To, czego tak się obawiasz stanie się 16 października - powiedziała do Lavender.

Trelawney ponownie zaczęła przechadzać się po klasie. Ana, widząc że zbliżała się do ich stolika, chwyciła filiżankę Jess.

- Ja tu widzę tylko rozmokłe fusy - mruknęła. - A wy? - zapytała.
- To samo - odpowiedziała Jessy.
- Zaczynam żałować, że wybrałam wróżbiarstwo - stwierdziła Amy.
- Nie ty jedna - dodała El.

Trelawney podeszła do ich stolika.

- No kochane, co tam widzicie? - zapytała, patrząc na Łapę.

Dziewczyna spojrzała w filiżankę Any.

- Ee... widzę... tu... jakiś pagórek chyba... - powiedziała, tak naprawdę dalej widząc jedynie kupkę rozmokłych fusów.
- Pokaż mi tą filiżankę, kochana - poprosiła Trelawney.

Jess podała filiżankę nauczycielce. Ta spojrzała do środka i odstawiła ją na spodek, wzdychając głośno.

- Moja droga - zwróciła się do Any tonem, który chyba miał być współczujący. - To jest szczur.
- I co związku z tym? - zapytała Black, kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi. - Będą przeprowadzać na mnie eksperymenty, czy będzie mnie ścigał wielki kot? - zadrwiła.
- Och, nie... Szczur oznacza zdradę... Musisz bardzo uważać na swoje otoczenie - odparła Trelawney, znowu zdając się ignorować fakt obrażania jej przedmiotu. - Albo otoczenie powinno uważać na ciebie - dodała.
- Nikt z mojego otoczenia nie zdradzi - powiedziała chłodno Ana. - I ja też nie.
- To bardzo szlachetne... i odważne stwierdzenie patrząc na twojego ojca - odparła Trelawney.
- Co ma do tego mój ojciec? - zapytała Ana, ale nie usłyszała odpowiedzi, bo nauczycielka odeszła, by podejść do stolika Harry'ego, Rona i Hermiony.

Nawet nie spojrzała w tamtą stronę. Nie obchodziły ją kolejne rewelacje Trelawney. Była pewna, że ani Amy, ani El, ani Jess nigdy nie zdradzą. I ona sama też nie, ale dlaczego Trelawney wspomniała o jej ojcu?

- Wiesz o co jej chodziło z moim ojcem? - zapytała Ana Jessy.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Łapa. - Pewnie chodzi tylko o to, że wszyscy uważają go za mordercę - dodała z pogardą głosie.
- O mój Boże! - krzyknęła nagle Trelawney. Black, tak jak reszta klasy, natychmiast na nią spojrzała. Nauczycielka miała bladą, przerażoną twarz, a drżącym palcem wskazywała na filiżankę Pottera.        - Mój drogi chłopcze... t-to j-jest ponurak...  - powiedziała do niego grobowym tonem.

Większość klasy wstrzymała oddech. Parvati i Lavender zakryły sobie usta dłońmi, żeby nie krzyknąć. Jedynie Dean Thomas wzruszył ramionami, najwyraźniej nie wiedząc o co chodzi.

- Co? - zapytał Harry, nie rozumiejąc skąd taka reakcja.
- Ponurak mój drogi, ponurak! Olbrzymi, widmowy pies, który nawiedza cmentarze! Mój chłopcze, to zły omen... to najgorszy omen... omen śmierci! - odpowiedziała Trelawney jeszcze bardziej grobowym głosem, ale i jakby z nutą zmartwienia.
- Mi to wcale nie przypomina ponuraka - stwierdziła Hermiona.
- Od początku wiedziałam, że twoje wewnętrzne oko jest przysłonięte przez sprawy doczesne, takie jak nauka... Nie każdy ma dar jasnowidzenia - powiedziała Trelawney, na co Granger tylko prychnęła.

Seamus Finnigan przekrzywiał głowę to w jedną, to w drugą stronę.

- Wygląda na ponuraka, jeśli zrobi się tak - zmrużył oczy - ale z tej strony bardziej przypomina osła - dodał, przechylając się w lewo.
- Jak już ustalicie, czy umrę, czy może nie umrę, to mi powiedzcie! - wybuchnął Harry tak gwałtownie, że nawet jego to zaskoczyło.
- Przepraszam, pani profesor, ale niby kto miałby czyhać na życie Harry'ego? A może pani uważa, że pożre go jakiś wielki pająk? - zapytała Ana, nie kryjąc drwiny.
- Syriusz Black chociażby - odpowiedziała poważnie Parvati, zanim Trelawney zdążyła otworzyć usta.
- Spodziewałam się takiej odpowiedzi - powiedziała Jess. - Problem w tym, że nie ma dowodu na to, że Syriusz czyha na Harry'ego. Wiemy tylko, że powtarzał przez sen "on jest w Hogwarcie", ale nie wiemy kim jest ten "on".
- Widać, że nie wiesz wszystkiego o Blacku. Może pora uzupełnić informacje - odparła lekceważąco Lavender.
- A może pora, by ludzie zrozumieli że to, że Harry jakimś cudem przeżył atak Voldemorta, gdy był niemowlakiem, nie znaczy, że każdy chce go zabić - powiedziała sucho Ana.
- Ej, ja tu nadal jestem - odezwał się zirytowany Potter. - I jeśli Ana i Jess mają rację, to byłoby bardzo fajnie. Mam dość traktowania mnie jak dziecko, bo jakiś facet uciekł z więzienia. - Spojrzał na dwie Gryfonki z cieniem zawodu w oczach.
- Nie lekceważ znaków, chłopcze... Ponurak w filiżance to niechybny znak, że wkrótce umrzesz. - O... widzę, że około Wielkanocy jedno z nas opuści nas na zawsze.

    Reszta lekcji przebiegła w ponurej atmosferze. Ten nastrój udzielił się nawet Harry'emu, na którego wszyscy, włącznie z Ronem, bali się spojrzeć. Jedynie Ana, Jess, Mel, Eli i Hermiona zdawały się nie traktować ponuraka w filiżance Pottera poważnie. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że w ogóle się tym nie przejęły. Black i Collet wymieniły się spojrzeniami. Obie pomyślały o tym samym - o czarnym psie. Ale po co miałby pokazywać się w fusach Pottera? Z kolei Hermiona, jakkolwiek nie wierzyła w przepowiednie, musiała przyznać, że fakt, że na wolności był zbiegły więzień, wcale nie polepszał sprawy. Natomiast Amy i El nie wiedziały co myśleć. Prawdę mówiąc dalej zdawały się uważać, że Ana i Jess nie myślały racjonalnie odnośnie Syriusza Blacka. Black z ulgą powitała koniec lekcji, bo jeszcze chwila i by się udusiła przez te opary. Ulga nie trwała jednak długo, bo ledwie Harry zbliżył się do krętych schodów, Parvati i Lavender podbiegły do niego i chwyciły go pod pachy. Chłopak natychmiast im się wyrwał.

- Dzięki, ale potrafię sam schodzić ze schodów - powiedział niezbyt grzecznie, wyrywając się im.
- Powinieneś teraz bardzo na siebie uważać - odparła Parvati z nutą troski w głosie.
- Wy naprawdę wierzycie w te bujdy Trelawney? - zapytała Ana, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Neville stłukł swoją filiżankę! Profesor Trelawney wiedziała, że tak się stanie! - zaoponowała Lavender.
- Zdaje mi się, że Hermiona już mówiła, że Neville'a często prześladuje pech. Trelawney miała farta i tyle - odparła Jess.
- Poza tym Neville przestraszył się, gdy powiedziała mu, że jego babcia źle się czuje. Nic dziwnego, że z tych nerwów stłukł filiżankę - wtrąciła się Amy.
- Nie przejmuj się tą wariatką, Neville. Twoja babcia na pewno czuje się znakomicie - powiedziała pocieszająco El do Longbottoma bladego jak ściana.
- A co z przepowiednią, że jedno opuści nas na zawsze około Wielkanocy? - zapytała Patil, najwyraźniej podobnie jak Brown nie miała zamiaru zmienić zdania.
- Nikt nas nie opuści - odpowiedziała stanowczo Hermiona. - A nawet jeśli jakimś cudem tak się stanie, to ze słów Trelawney nie wynika, że ten ktoś opuści nas, bo umrze.
- Profesor Trelawney miała racje, że twoje wewnętrzne oko jest przysłonięte - prychnęła Lavender.
- Ja bym jednak nie ryzykował nie traktowania lekceważąco ponuraka w filiżance Harry'ego - odezwał się Ron. - Mój wuj Billius zobaczył ponuraka i zmarł dwadzieścia cztery godziny później.
- Możliwe, że ponurak istnieje, ale nie zwiastuje śmierci. Ludzie jak zobaczą ponuraka, umierają ze strachu. Ponurak to nie jest zły omen, tylko przyczyna śmierci - odparła Hermiona.
- Wiesz co? Czasem mogłabyś spojrzeć na coś pod innym kątem niż nauki - prychnął Weasley.
- Ej, nie kłóćcie się mi się tu! - Potter wszedł między przyjaciół, gdy Granger już otwierała usta. Zawahał się przez chwilę. - Widziałem ponuraka.
- Co? Gdzie? - zdumiał się Ron.
- W Little Whining, na Magnolia Crescent, po tym jak uciekłem z domu wujostwa. Przez moment widziałem wielkiego, czarnego psa. Nie zdążyłem przyjrzeć mu się bliżej, bo przyjechał Błędny Rycerz.

Ana i Jess wymieniły się znaczącymi spojrzeniami. Czy to możliwe, że to był ten czarny pies, którego widziały na błoniach, a którego Black chciała w wakacje przygarnąć? Jeśli ich podejrzenia, że to był Syriusz, były prawdziwe, to całkiem prawdopodobne, że Harry widział tego samego psa, biorąc pod uwagę, że rodzice Any mieli coś wspólnego z Potterami.

- To mógł być zwykły, bezdomny pies - powiedziała Ana. - Sama widziałam wielkiego, czarnego psa przed domem mojego wujostwa. I nie wyglądał mi na widmo - dodała, nie do końca zgodnie z prawdą. W końcu na początku też wzięła psa za ponuraka. Dopiero potem, gdy zobaczyła go z bliska i dotknęła go, przekonała się, że nie był widmem. Uznała jednak, że głupstwem byłoby przyznanie się klasie, że chciała go przygarnąć.
- Możliwe - stwierdził Potter, wzruszając ramionami.
- No a co ze szczurem w filiżance Any? - Parvati nie dawała za wygraną.
- Ja tam nie widziałam żadnego szczura - odpowiedziała Jess.
- Uznajmy, że to był szczur - powiedziała Ana. - I co związku z tym? Mam zamknąć się w dormitorium i z nikim nie gadać, bo moje fusy według Trelawney miały kształt szczura? - zadrwiła. - A propos szczura... Ron, miałam cię o to zapytać wcześniej... Kiedy dokładnie Parszywek zaczął chorować?
- Ee... zaczęło mu się pogarszać już jak byliśmy w Egipcie... Wiesz, mój tata wygrał w loterii, no więc pojechaliśmy odwiedzić Billa, a za resztę dostałam nową różdżkę - odpowiedział Weasley. - Ale właściwie dlaczego o to pytasz? - spytał, marszcząc brwi.
- Tak tylko, z ciekawości - skłamała Ana.

     Następną lekcją była transmutacja. Harry usiadł na końcu, czując się jak w świetle reflektorów, bo wszyscy, nawet Ana, zerkali na niego ukradkiem, jakby miał za chwilę wyzionąć ducha. Nikt nie słuchał wykładu McGonagall na temat animagów. Nikt też nie zauważył jak zmieniła się w burą kotkę z ciemnymi obwódkami wokół oczu, przypominającymi okulary. Zmieniła się z powrotem w człowieka.

- No dobra - McGonagall omiotła klasę spojrzeniem - o co chodzi? Nie żeby mi zależało, ale po raz pierwszy moja transmutacja nie wywołała oklasków.

Nikt jednak nie odpowiedział, wszyscy zerkali nerwowo na Harry'ego.

- Bo my... pani profesor... mieliśmy wróżbiarstwo i wróżyliśmy z fusów i... - odezwała się w końcu Hermiona.
- Nie musisz już nic więcej mówić, panno Granger - przerwała jej nauczycielka. - To kto ma umrzeć w tym roku? - zapytała.
- Ja - odpowiedział krótko Potter.  - Podobno miałem ponuraka w fusach.
- Nie masz czym się przejmować - powiedziała uspokajająco McGonagall. - Sybilla Trelawney co rok przepowiada któremuś z uczniów śmierć i gwarantuję wam, że ani razu się to nie sprawdziło. Nie powinnam mówić źle o innej nauczycielce, ale profesor Trelawney to stara oszustka. Ciągle zwiastuje nieszczęścia, ale jeszcze żadna jej przepowiednia się nie sprawdziła. Osobiście uważam, że wróżbiarstwo to bujda, a nie poważna nauka. Tak więc, Harry, nie masz się czego bać. Zapomnij o sprawie, bo jeszcze będziesz wszędzie widział ponuraka, a wtedy naprawdę możesz umrzeć. Ze strachu.

Ana zawahała się. Słowa Trelawney po zobaczeniu szczura w jej filiżance, nie dawały dziewczynie spokoju. Wymieniła spojrzenia z przyjaciółkami, te jedynie wzruszyły ramionami. Za to Jess kiwnęła głową, najwyraźniej również była ciekawa co miała na myśli Trelawney.

- Pani profesor, mogę o coś zapytać? - zapytała niepewnie Ana.
- Oczywiście, panno Black - odpowiedziała McGonagall machnąwszy zachęcająco ręką.
- Chodzi o to, że...  - zaczęła dziewczyna - według profesor Trelawney moje fusy miały kształt szczura... no i powiedziała, że to oznacza zdradę... i że powinnam uważać na otoczenie... albo otoczenie na mnie... No i ja jej odpowiedziałam, że nikt z mojego otoczenia nie zdradzi i ja też nie... No i ona odparła, że to bardzo szlachetne i odważnie stwierdzenie, biorąc pod uwagę mojego ojca... I tu pojawia się moje pytanie, co profesor Trelawney mogła mieć na myśli?

McGonagall pobladła i wbiła wzrok w podłogę. Anie wydawało się, że na jej twarzy pojawiła się jakby mieszanina zmartwienia i współczucia. Gdy podniosła głowę, ku zdumnieniu Gryfonki, spojrzała nie na nią, lecz na Harry'ego.

- Zapewne miała na myśli tylko fakt, że nikt, kto znał twojego ojca w czasach szkolnych, nie uwierzyłby, gdyby ktoś mu powiedział kim on się stanie - odpowiedziała McGonagall, patrząc to na Anę, to na Harry'ego. - Jeśli nie ma więcej pytań, to pozwólcie, że dokończę lekcję.

Jednak Ana nie słuchała wykładu McGonagall o animagach. Dlaczego ona spojrzała na Harry'ego? Wiedziała, że jej rodzice nie byli z Potterami tylko znajomymi, jak mówili ciotka i wuj, ale nie wiedziała kim byli. Czy jej ojciec znał chłopca z blizną, gdy ten był niemowlęciem, gdy jeszcze nie miał blizny?  A może nawet ona i Harry bawili się razem jako małe berbecie? Black z ulgą powitała koniec lekcji. Korzystając z przerwy chciała udać się do dormitorium, żeby dokładnie przejrzeć album. Już zamierzała powiedzieć o tym Jess, gdy podszedł do nich Potter, bez Rona i Hermiony.

- Black, Collet, musimy pogadać. Na osobności. - Jego głos był dziwnie chłodny.

Amy i El tylko wzruszyły ramionami, mruknęły "widzimy się na następnej lekcji" i oddaliły się, zostawiając Anę, Jess i Harry'ego samych na korytarzu.

- Znajdźmy jakąś pustą salę - powiedział Potter.

Trójka Gryfonów weszła do pustego pomieszczenia nieopodal sali transmutacji. Było tu tylko parę ławek i krzeseł pod ścianą. Harry spojrzał chłodno na Anę i Jess.         

- Czy wam odbiło? Stajecie w obronie mordercy? - zapytał Potter.
- O ile dobrze pamiętam, to nikt z nas nie widział, żeby Syriusz Black kogoś mordował - odpowiedziała chłodno Jess.
- Są dowody! - Harry prawie krzyknął.
- Tak, zeznania pięćdziesięciu naocznych świadków, którzy byli mugolami i zapewne w niemałym szoku, bo właśnie zobaczyli coś czego nie potrafili sobie wytłumaczyć - odparła sucho Ana. - Jaką mamy więc pewność, że nie powiedzieli tego, co wydawało im się, że widzieli, a nie tego, co naprawdę widzieli? - zapytała.
- Ministerstwo nie skazałoby na Azkaban niewinnego człowieka - powiedział Potter, powoli robiąc się czerwony ze złości.
- Widać, że wychowałeś się u mugoli - prychnęła Black. - Myślisz, że Knota obchodzi sprawiedliwość? Nie pamiętasz już jak w zeszłym roku wsadził Hagrida do Azkabanu?
- Dodam, że nie tylko brytyjskie ministerstwo magii pozostawia wiele do życzenia. Hiszpański minister wcale nie jest lepszy - dodała Collet.
- No dobra, może macie rację, ale to nie zmienia faktu, że Syriusz Black chce mnie zabić! - krzyknął Harry.
- Czy ty w ogóle nas słuchałeś na wróżbiarstwie? Nie ma żadnego dowodu na to, że mój ojciec chce cię zabić. Wiemy tylko, że powtarzał przez sen "on jest w Hogwarcie", ale nie wiemy kim jest ten "on"! - zdenerwowała się Ana.
- Właśnie, ludzie uznali, że chodzi o ciebie, bo wydaje im się, że to, że kiedyś jakimś cudem przeżyłeś atak Voldemorta, oznacza od razu, że każdy będzie chciał cię zabić! - poparła ją Jess.
- Nie każdy, tylko słudzy Voldemorta! Stan Shunpike powiedział mi, że Black nadal pozostaje jego wiernym sługą! - zaoponował Potter.
- Wiem, że ludzie tak myślą. Problem w tym, że o ile mi wiadomo, nikt nie widział u Syriusza mrocznego znaku! - zauważyła Jessy.
- Chyba wiem o co ci chodzi, Potter - powiedziała Ana, krzyżując ręce na piersi. - Spodobało ci się, że wszyscy na ciebie chuchają i traktują jak jajko! No z wyjątkiem Snape'a, ale on nie lubi żadnego Gryfona, więc się nie liczy! Gdyby okazało się, że mój ojciec wcale nie chce cię zabić, nagle zacząłbyś być traktowany jak każdy inny!
- WCALE MI SIĘ TO NIE PODOBA! - wrzasnął Harry czerwony ze złości. - MYŚLICIE, ŻE CHCĘ BYĆ TRAKTOWANY INACZEJ?! NIE! CHCIAŁBYM, ŻEBY LUDZIE WRESZCIE ZACZĘLI TRAKTOWAĆ MNIE JAK NORMALNEGO CHŁOPCA! I WCALE MI SIĘ NIE PODOBA TO, ŻE JAKIŚ ZBIEG Z AZKABANU CHCE MNIE ZABIĆ!
- TO MOŻE ZACZNIJ ZACHOWYWAĆ SIĘ JAK NORMALNY CHŁOPIEC! - ryknęła Jess.
- WŁAŚNIE, BO JAK NA RAZIE ZACHOWUJESZ SIĘ JAK BACHOR! - krzyknęła Ana.

Nastała cisza zakłócana tylko szybkimi oddechami trójki Gryfonów.

- Malfoy - odezwał się Potter po dłuższej chwili.
- Co Malfoy? - zapytała Jessy, unosząc brwi.
- Malfoy powiedział mi, że na moim miejscu chciałby się zemścić na Blacku - odpowiedział chłopak. - Ale ja nie mam pojęcia za co miałbym się na nim zemścić. Nic mi przecież nie zrobił. Poza tym, że chce mnie zabić... podobno.

Ana zawahała się przez chwilę. Normalnie pomyślałaby, że Malfoy okłamał Pottera, ale widziała przecież zdjęcia, na których jej rodzice byli razem z rodzicami Harry'ego. Z jakiegoś powodu ciotka i wuj nie chcieli powiedzieć co ich naprawdę łączyło.

- Nie wiem o co chodziło Malfoyowi, ale sądzę, że tego nie zmyślił, nie do końca w każdym razie - powiedziała Black. - Twoi rodzice byli świadkami na ślubie moich i vice versa. Widziałam ich zdjęcia w moim albumie, w twoim też muszą być. Myślę, że mój ojciec mógł cię znać, gdy byłeś niemowlakiem. Może nawet i my się znaliśmy.
- To niemożliwe... moi rodzice nie zadawaliby się z mordercą - zdumiał się Potter. - Chyba że wtedy nie mieli pojęcia, że on jest mordercą.
- A może dlatego, że wcale nie jest mordercą i nigdy nim nie był? - zapytała retorycznie Jess. - Jak na kogoś, kogo ktoś chce zabić, wyglądasz na całkiem żywego - prychnęła.
- A teraz pozwolisz, że pójdziemy na lekcję, bo za chwilę się spóźnimy, czy masz jeszcze coś do dodania? - zapytała sucho Ana.

Harry tylko posłał jej pełne wyrzutu spojrzenie, obrócił się na pięcie i wyszedł. Łapa spojrzała na koleżankę.

- Pokażesz mi zdjęcia Syriusza w twoim albumie? - poprosiła.
- Jasne - odparła Ana. - Miałam zamiar pokazać ci te zdjęcia na tej przerwie, ale pojawił się Potter.

Dziewczyny wyszły z klasy i szybkim krokiem skierowały się na błonia, gdzie za chwilę miała zacząć się lekcja Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.

sobota, 16 maja 2015

Rozdział VII: Najjaśniejsza z gwiazd

Ten rozdział w całości jest poświęcony Syriuszowi Blackowi. Ana pojawia się tu jedynie we wspomnieniach.
***
Siedział skulony w ciemnej jaskini. Był zmarznięty, głodny i wyczerpany. Od czasu ucieczki zjadł tylko jakiegoś szczura. Nie był z tego zadowolony, bo to zwierzę chyba już zawsze będzie kojarzyć mu się z Peterem. Tym razem się nie zawaha i go zabije. Syriusz Black wiedział, że rok szkolny wkrótce się zacznie, a został mu jeszcze kawał drogi do Hogwartu. Musiał jednak odpocząć. Pójdzie dalej z samego rana.

Spojrzał na pierwszą stronę Proroka Codziennego, którego dał mu Knot. Serce zabiło mu mocniej. To był ON! Na ramieniu tego rudego chłopca... Tak, tyle razy widział jak się przemieniał...

"Państwo Weasleyowie, Artur i Molly z dziećmi: Billem, Charliem, Percym, Fredem i George'em, Ronaldem i Ginewrą. Najmłodszy syn Weasleyów za pozostałą część wygranej pana Weasleya w loterii, otrzymał nową różdżkę, ponieważ stara złamała się po zderzeniu z Bijącą Wierzbą rok temu i do niczego już się nie nadawała. Ron od pierwszego września jedzie do Hogwartu na swój trzeci rok nauki." - Głosił napis pod zdjęciem. Tam gdzie Harry i Ana - pomyślał Syriusz. Poczuł ukłucie strachu. Ten zdrajca jest blisko nich... Nie mógł dłużej tu siedzieć... Musiał dopaść Glizdogona. I co najważniejsze ochronić przed nim chrześniaka i córkę. Poza tym obiecał jej, że wróci. Minęło dwanaście lat. Czas spełnić obietnicę.


Syriusz sam do końca nie wiedział jak zdołał uciec z Azkabanu. To chyba myśl o Harrym i Anie pozwoliła mu zebrać siły na przemianę i przepłynąć morze Północne, a potem wędrować jak najdalej od ludzkich siedzib. Tak było bezpieczniej. Mniejsze ryzyko, że ktoś go zobaczy. Tylko dwa razy złamał postanowienie trzymania się z dala od zamieszkanych miejsc.

Stał za krzakami w swojej psiej formie. Był na Magnolia Crescent. Niedaleko stąd znajdowała się ulica Privet Drive. Jeśli dobrze pamiętał, to tam mieszkali Dursleyowie. A to oznaczało, że Harry też. Syriusz czuł ogromną ochotę, żeby choć przez moment zobaczyć chłopca. Ciekawe czy dalej był tak podobny do swojego ojca, jak wtedy, gdy widział go ostatni raz. Pamiętał czarnowłosego berbecia patrzącego na świat zielonymi oczami. Mimo że był psem, poczuł łzy napływające mu do oczu. Przez dwanaście lat nie było dnia, w którym by nie tęsknił za Jamesem, Lily, Ally, Harrym i Aną. Zamknął oczy, żeby powstrzymać napływ wspomnień, które teraz sprawiały jedynie ból. Gdy je otworzył serce zabiło mu mocniej. Trzynastoletni James siedział na krawężniku naprzeciwko. Otrząśnij się - upomniał sam siebie Syriusz. To nie Rogacz. On już nie wróci. To był jego syn... Harry... Podszedł bliżej chcąc lepiej przyjrzeć się swojemu chrześniakowi. Z uśmiechem rozpoznawał kolejne szczegóły odziedziczone po Jamesie. Czarne włosy sterczące we wszystkie strony, usta, nos, uszy, ręce, a nawet takie same okulary, tylko połamane. Jedynie oczy miał po matce. Syriusza zaniepokoił fakt, że chłopiec był zbyt chudy jak na swój wiek. Czy Dursleyowie go głodzą? Gdy Hagrid zabierał go z Doliny Godryka, Black wiedział, że Harry nie będzie miał łatwego życia z wujostwem. Pamiętał przecież jak Petunia nienawidziła swojej siostry. A Vernon? Największy mugol jakiego widział świat. Nie żeby miał coś przeciwko mugolom, ale Dursley nie zaskarbił sobie jego sympatii. Jeśli dobrze pamiętał, mieli syna w wieku Harry'ego. Miał jakieś niepospolite imię, ale nie pamiętał jakie. Mało go to jednak obchodziło. Mógł się założyć, że był rozpieszczonym dzieciakiem. A Harry? Czemu on siedzi tutaj, w chłodny wieczór, zamiast w domu wujostwa? Może Dursleyowie mu coś zrobili? Znęcali się nad nim przez dwanaście lat? Nie. Dumbledore nie pozwoliłby im krzywdzić Harry'ego. Mógł przymykać oko na niezbyt dobre traktowanie, ale nie zignorowałby używania przemocy wobec chłopca. Syriusz nie mogąc się powstrzymać wyszedł zza krzaków. Harry nie był bezpieczny na tej ulicy. Wyszczerzył groźnie zęby i zaszczekał. Harry odruchowo wyjął różdżkę, a w następnej sekundzie pojawił się wściekle fioletowy autobus, Błędny Rycerz. Syriusz korzystając z tego czmychnął z powrotem w krzaki. Poczuł wyrzuty sumienia. Chłopiec chyba się go wystraszył, a to nie było przecież jego celem.

Syriusz musiał przyznać, że pierwsze spotkanie z Harrym nie przebiegło najlepiej. Ale czego on właściwie się spodziewał? Każdy wystraszyłby się wielkiego, wychudłego, czarnego psa przypominającego ponuraka. Oprócz Any. Ona chciała go przygarnąć. Syriusz do teraz nie wiedział czy powinien być dumny, że chciała pomóc, czy może zły, ponieważ chciała wziąć "obcego" psa? Gdyby wiedziała z kim naprawdę miała do czynienia...

Stał przed ich domem w postaci psa. Patrzył prosto w okno pokoju Any. W każdym razie tak myślał. Pamiętał, że to tam spała, gdy była niemowlęciem. Syriusza kusiło, by wejść na posiadłość Tonksów. Mógłby łatwo przeskoczyć płot. Tak bardzo pragnął choć przez moment zobaczyć swoją córkę. Nagle zobaczył jakiś ruch w oknie, to była ona. Nie widział jej wyraźnie, ale nawet z tej odległości zauważył podobieństwo do Ally. Całkowicie zapominając, że jest psem, chciał ją zawołać. Szczeknięcie musiało przestraszyć dziewczynkę, bo szybko zniknęła z widoku. Syriusz stał tam jeszcze przez chwilę, ciągle patrząc w okno, po czym postanowił wyruszyć dalej.

Stał na rozwidleniu ścieżki.  Nie było tu żadnych domostw, tylko same drzewa. Nie widać było stąd domu Tonksów, choć był niedaleko. Syriusz zdawał sobie sprawę, że nie powinien w ogóle się tu znaleźć. Nie było to bezpieczne ani dla niego, ani dla Any. Na pewno będą go szukać w tej okolicy. Rozum kazał mu iść dalej do celu, jednak serce nie pozwalało nawet się odwrócić. Łapa podniósł głowę i poczuł, że serce zaczęło bić mu mocniej. W jego stronę szła Ana. Była bardzo podobna do matki. Te same ciemnoblond włosy, twarz, usta, nos... Tylko szare oczy, takie jak jego, sprawiły że nie wziął jej za trzynastoletnią Ally. Widać było, że dziewczynka szła zamyślona. Zauważając go, nagle stanęła. Przez jej twarz przemknął cień strachu, a Syriusz był pewien, że właśnie zacisnęła rękę na różdżce schowanej w rękawie. Nie bój się, nie masz powodu do strachu - pomyślał, patrząc prosto na nią. Zdawał sobie sprawę, że nawet jeśliby zapewnił ją o tym na głos, co oznaczałoby zmianę w człowieka, tylko jeszcze bardziej by ją wystraszył. W swojej prawdziwej wersji wcale nie wyglądał lepiej, a jego psia postać nawet przed Azkabanem budziła grozę. W końcu przypominał ponuraka. Teraz jeszcze bardziej niż kiedyś. 

- Piesku, jesteś głodny? - zapytała nagle Ana, robiąc ostrożnie krok do przodu.

To było ostatnie, czego Syriusz się spodziewał. Przechylił łeb w bok, jak prawdziwy pies wyrażający zdziwienie. Tak szybko przestała się go bać? Zadała takie zwyczajnie pytanie, ludzkie... Nie pamiętał kiedy ktoś ostatnio był dla niego miły. Nie wiedział czy powinien być dumny, że jego córka zainteresowała się "bezdomnym psem", czy raczej zmartwiony tym faktem, iż każdy inny uznałby to za nierozsądne. No i Any w ogóle nie powinno tu być! I to o takiej porze! Gdyby wiedziała przed kim teraz stoi... Nie, nie możesz się przemienić. - Syriusz odciągnął od siebie chęć powrotu do prawdziwej postaci.

- Chodź, piesiu... wezmę cię do domu, dam ci jeść - powiedziała Ana, ostrożnie podchodząc do niego z wyciągniętą ręką. Drugą dalej zaciskała na różdżce.

Chce go przygarnąć?! A może to nie jest zły pomysł... Byłby bezpieczny... Andromeda i Ted nie wiedzą, że jest animagiem... A jakby udałoby mu się dostać do Hogwartu razem z córką... Zaoszczędziłby sporo czasu i sił. Ale czy jego kuzynka i jej mąż pozwolą dziewczynce zatrzymać przybłędę? Ana położyła rękę na jego łbie. Poczuł przyjemnie ciepło rozchodzące się po całym ciele, gdy go pogłaskała i pogładziła po wychudłym kręgosłupie. Może mógłby się ujawnić jej, kiedy znajdą się w domu Tonksów? Tylko wtedy, gdy ich nie będzie. Nadejdzie czas, by Dromeda i Ted poznali prawdę, ale jeszcze nie teraz. Na pewno wezwaliby aurorów, zanim zdążyłby cokolwiek im wyjaśnić. Ana kucnęła przed nim, nadal głaszcząc go po chudym grzbiecie.

- To co? Idziesz ze mną, piesku? - zapytała.

Syriusz był gotów zaszczekać na zgodę, lecz coś go zaniepokoiło. Nagle wyprostował głowę i zaczął węszyć w powietrzu, jednocześnie nadstawił uszu. Zrobiło się zimniej... i ciemniej... Dementorzy... byli zbyt daleko, żeby Ana mogła usłyszeć świst ich oddechów, ale on słyszał to doskonale. Sam nie wiedział czy to przez psi słuch, czy dlatego że spędził w ich towarzystwie dwanaście lat. Dlaczego musieli pojawić się akurat teraz?! Musiał chronić córkę. Nie powinna w ogóle wychodzić z domu... Zesztywniał i najeżył się, zaczął warczeć na dziewczynkę. Nie chciał tego robić, ale nie miał wyjścia. Ana cofnęła się przestraszona. Syriusz zauważył, że wysunęła końcówkę różdżki.

- Chciałam ci tylko pomóc - powiedziała z lekką pretensją w głosie.

Syriusz poczuł wyrzuty sumienia, nie chciał jej wystraszyć. Dementorzy jednak byli coraz bliżej... Nadal groźnie szczerzył kły i zaczął szczekać. W psim języku oznaczało to "uciekaj!", ale ona nie mogła o tym wiedzieć. Zaczął iść w jej kierunku. Od razu zaczęła uciekać, co było jego celem. Wciąż szczekając przyśpieszył do biegu, więc i Ana musiała zacząć biec. Biegł ile sił w wychudłym ciele. Zrobiło się jeszcze zimniej. Nie mógł się zatrzymać, dopóki nie upewni się, że jego córka jest bezpieczna. W końcu zobaczył dom Tonksów. Ana dopadła do furtki, szybko wbiegła na posiadłość i ją zamknęła. Syriusz zatrzymał się przed płotem, czując ulgę. Udało mu się zagonić ją do bezpiecznego domu, zanim dopadliby ich dementorzy. Ana odwróciła się, jakby znów chciała do niego podejść, lecz on ponownie zaszczekał. W pełni bezpieczna będzie dopiero wtedy, gdy znajdzie się w budynku. Odczekał aż zniknęła za drzwiami i dopiero wtedy odetchnął z ulgą. Ale teraz on sam musiał uciekać. W duchu przysiągł sobie, że już więcej nie będzie zbliżał się do ludzkich siedzib.


Syriusz był wściekły na samego siebie. Co go podkusiło, żeby znaleźć się w pobliżu Tonksów? To było oczywiste, że dementorzy będą go tam szukać. Teraz zdawał sobie sprawę, że pozwolenie na przygarniecie się byłoby głupstwem. Tylko ściągnąłby na Anę kłopoty. Ale... gdyby nie natknęła się na niego... padłaby ofiarą dementorów. Co ona w ogóle robiła poza domem? Andromeda i Ted nie powinni pozwalać jej wychodzić samej i to o późnej porze. Syriusz pomyślał, że może źle zajmowali się jego córką, ale natychmiast odrzucił tą myśl. Tyle razy zostawiał Anę pod ich opieką, gdy była mała. Powierzył im wychowanie jej. Na całym świecie nie było osób, którym ufałby bardziej. Poza Jamesem, Lily i Ally, ale oni już nie żyli... I Remusem i Dumbledore'em... i Peterem, dopóki nie zdradził... Lunatyk... Jeśli Łapa dobrze usłyszał, jego stary przyjaciel w tym roku będzie uczył obrony przed czarną magią. Uśmiechnął się na tę myśl. Na pewno będzie dobrym nauczycielem. Jako jedyny z Huncwotów nie stronił od nauki. Pamiętał te czasy, kiedy z Rogaczem robił psikusy, podczas gdy Lupin uczył się, choć i on często brał udział w żartach. Gdyby nie Remus przyjaciele pewnie oblaliby wiele testów i egzaminów. Syriusz wyszczerzył zęby na wspomnienie tych pięknych lat. Najszczęśliwszego okresu jego życia, który już nie wróci. Zacisnął powieki, żeby nie uronić łzy. Miało to jeszcze jeden plus. Łapa wiedział, że Remus nie pozwoli skrzywdzić Harry'ego i Any. Z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie. Jak on mógł być tak głupi, żeby posądzić Lupina o zdradę? A teraz on, jak wszyscy, myśli że zdradził Potterów i uciekł, żeby zabić Harry'ego. I te samotne pełnie... przez tyle lat... Biedny Remus zasłużył na prawdę. Tak, nadejdzie dzień, w którym on, Harry i Ana dowiedzą się przez kogo zginęli Potterowie. Nie oczekiwał, że to stanie się szybko. Wiedział, że jego życie przez pewien czas nie będzie łatwe, a Peter był sprytny. Najważniejsi byli jednak jego chrześniak i córka. Zabicie Glizdogona stało się mniej istotne niż kiedyś. Właściwie nie czuł już takiej potrzeby zemsty jak wtedy, gdy wrobił go w swoje czyny. Pettigrew i tak nie ucieknie przed sprawiedliwością. Syriusz dostrzegł coś szarego przebiegającego mu pod nogami. Bez zastanowienia zmienił się w psa i szybko chwycił zwierzątko w pysk. Szczurek przez chwilę próbował się uwolnić z uścisku kłów, po czym wyzionął ducha. Black przemienił się z powrotem i z żalem stwierdził, że nie było tu niczego, co by pozwoliło mu upiec zdobycz. Może wtedy jego mięso nie byłoby takie złe? Brakowało mu różdżki. Pamiętał jak Crouch połamał, a właściwie ją zdeptał na oczach wszystkich w sali, w której zapadł wyrok. Wtedy go to nie obchodziło. Nic już go nie obchodziło. Bo czymże był kawałek hebanowego drewna w porównaniu z utratą ukochanych osób? A teraz bardzo przydałaby mu się różdżka. Oczywiście mógłby łatwo ukraść ją innemu czarodziejowi tak, że ten by tego nie zauważył. Wiedział jednak, że każdy od razu domyśli się kto ukradł magiczny przedmiot. Syriusz zdarł skórę ze szczura i krzywiąc się zaczął jeść jego surowe mięso. Jak zwykle było ohydne. Westchnął tęsknie za normalnym jedzeniem, którego nie miał w ustach od lat. Pomyślał, że może uda mu się zwędzić żarcie w Hogsmeade. Pokrzepiony tą myślą wyrzucił ogryzione kości i podkulił kolana pod brodę. Opatulił się cienką, postrzępioną szatą więzienną, chcąc choć trochę się ogrzać, lecz było to niemożliwe. Nastała północ, gdy w końcu udało mu się zasnąć, mimo że cały drżał z zimna. Obudził się skoro świt okropnie niewyspany, jak zwykle. Nie pamiętał już kiedy ostatnio dobrze sypiał. Podniósł się z ziemi masując obolały kark i ramię. Znów musiał zadowolić się zjedzeniem szczura. Nawet żarcie przygotowywane przez Stworka było lepsze - pomyślał ze smutkiem Syriusz. Zignorował burczenie w brzuchu, co nie było trudne, gdyż nie jadł porządnie od około trzynastu lat. Odkąd okazało się, że Potterowie muszą się ukryć. Teraz miał ważniejsze zadanie niż napełnienie pustego żołądka. Przemienił się w psa i wyszedł z jaskini. Czas ruszyć w dalszą drogę. Właśnie zaczęło kropić, ale Łapa nie miał zamiaru wrócić do jaskini i przeczekać aż przestanie. Zostało mu mało czasu, a to w końcu był tylko mały deszczyk. Na pewno szybko przejdzie. Szedł jak najdalej od ludzkich siedzib, głównie lasami. Co jakiś czas przebiegało obok niego jakieś zwierzątko albo spadał liść, ale on na to nie zwracał uwagi. Jego myśli były skupione gdzie indziej. Myślał o Anie i o tym czy uda mu się nadrobić stracony czas. Marzył żeby ona i Harry zamieszkali z nim, gdy zostanie oczyszczony z zarzutów, ale był świadom, że mogą się nie zgodzić. I wcale nie miałby im tego za złe. Nie oczekiwał nawet, że Ana będzie nazywać go tatą. Chciał tylko móc być blisko.

Przez okno do sali wpadały promienie słoneczne, tworząc smugi światła na białych ścianach i wypolerowanej posadzce. Był pierwszy sierpnia, najszczęśliwszy dzień w życiu Syriusza Blacka, zaraz po ślubie z Ally Dumbledore. Nie wiedział czy jeszcze kiedyś zazna takiego szczęścia. Trwała wojna, nikt nie mógł być pewien jutra. Teraz to jednak się nie liczyło. Trzymał w ramionach swoją nowo narodzoną córeczkę owiniętą w kolorowy kocyk. Czuł dumę, bo w żyłach tej małej istotki płynęła jego krew. Miała kępkę ciemnoblond włosów, a na jej twarzyczce tkwił delikatny uśmiech. Spała spokojnie, nieświadoma w jakich czasach przyszło jej żyć. Syriusz przysiągł sobie, że da jej szczęśliwy dom, rodzinę, miłość i beztroskie dzieciństwo tak długo, jak będzie to możliwe. Spojrzał na swoją żonę, która zasnęła zmęczona porodem. Na policzkach Ally widniały wypieki, klatka piersiowa opadała i unosiła się rytmicznie, a włosy w kolorze ciemnego blondu leżały rozsypane na poduszce. Mimo niedawnego wysiłku jej usta układały się w pogodny uśmiech. Syriusz czuł, że te dwie istoty kochał najbardziej na świecie. Zaraz obok Jamesa, Lily, Remusa i Petera oraz małego Harry'ego, który urodził się wczoraj. Był gotów za nich umrzeć, lecz teraz chciał żyć wiecznie. Móc patrzeć jak jego córka dorasta, idzie do Hogwartu, poznaje przyjaciół, pierwszego chłopaka, aż wreszcie staje się piękną kobietą i uzdolnioną czarownicą, tak jak jej mama. Pragnął poprowadzić ją kiedyś do ślubu. Bawić się z wnukami jako staruszek w świecie, w którym wojna byłaby już tylko przykrym wspomnieniem. Wtedy będzie mógł spokojnie umrzeć. Nie wiedział, że los okrutnie sobie z niego zakpi.

- Ana Ally Black - szepnął, rozkoszując się tymi słowami.


Syriusz zaskomlał cicho. Gdyby był teraz człowiekiem, po jego policzkach z całą pewnością popłynęłyby łzy. W dzieciństwie miał tylko jedno pragnienie. Posiadać prawdziwą rodzinę. Jego rodzice nigdy nie traktowali go jak syna. Bardziej jakby był niepotrzebnym dodatkiem w domu, którego jednak nie wypadało wyrzucić. Regulus wcale nie był lepszy. Co prawda zanim pierwszy raz pojechał do Hogwartu, przed poznaniem Jamesa Pottera, jego relacje z młodszym bratem były całkiem dobre. Pamiętał jak bawili się razem jako mali chłopcy. Nigdy nie istniała jednak między nimi braterska miłość. Byli raczej jak dobrzy koledzy, może i przyjaciele. Syriusz Black miał tylko jednego brata. Tak, z Rogaczem łączyła go silna, wręcz niewytłumaczalna więź, która nigdy nie zrodziła się pomiędzy rodzonym rodzeństwem. A potem, w wakacje przed szóstym rokiem w Hogwarcie, Łapa uciekł z domu i zamieszkał u Potterów. Uśmiechnął się w duchu na wspomnienie rodziców Jamesa. Zawsze go lubili, traktowali jak syna. Tak, to właśnie oni pokazali mu co znaczy mieć prawdziwą rodzinę. Szkoda że biedakom się zmarło, zanim urodził się ich wnuk. A może to i lepiej? Przynajmniej nie dożyli śmierci jedynego dziecka. Chociaż Syriusz był wdzięczny Potterom, nie mógł zapomnieć, że byli właściwie obcymi ludźmi, rodzicami jego najlepszego przyjaciela. Wiele razy czuł wstyd, że nadużywa ich gościnności, ale matka Jamesa zawsze powtarzała, że to żaden kłopot i może zostać jak długo zechce. Po ukończeniu Hogwartu postanowił wyprowadzić się do domu wuja Alpharda, który zapisał mu w spadku wraz z całym majątkiem. Przysiągł sobie, że jeszcze będzie miał normalną rodzinę. Nie taką w stylu mąż, żona i dziecko. Wtedy nie wyobrażał sobie siebie w małżeństwie. I chyba każdy kto go znał wiedział, że wolał życie na kocią łapę. A teraz był wdzięczny Lily, że zmusiła go do tego, żeby oświadczył się Ally, gdy okazało się, że jest w ciąży. Gdyby nie to, nie miałby dziś niczego, co pozwoliłoby mu o niej pamiętać, gdy siedział w Azkabanie. Znaku, że kiedyś była jego, choć niestety krótko. Tak, Syriusz nadal nosił ślubną obrączkę, mimo że od śmierci jego żony minęło dwanaście lat. Nie potrafił jej zdjąć. Pamiętał jak błagał Croucha, żeby pozwolił mu ją zatrzymać. Po raz pierwszy kogoś błagał. Ówczesny szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów był zdziwiony tą prośbą, ale zgodził się. Nagle Syriusz usłyszał w oddali odgłos jadącego pociągu. Akurat szedł łąkami, więc gdy podszedł bliżej torów wyraźnie zobaczył czerwony Hogwart Express. Tam są Ana i Harry - pomyślał. - I Peter - dodał z nienawiścią. Pewnie śpi sobie teraz na kolanach niczego nieświadomego Rona Weasleya. W ciepłym, przytulnym przedziale, a on musi iść w tym deszczu, który wbrew jego przypuszczeniom nie minął, lecz przybrał na sile. Wyglądało na to, że ulewa rozszalała się na dobre. To wszystko przez Glizdogona... Gdyby nie on, siedziałby teraz w domu, grzejąc się przy kominku i wyczekując na listy córki i chrześniaka z Hogwartu, a wcześniej odprowadziłby ich na pociąg. Syriusz zawarczał groźnie. Chciał nawet rzucić się na sunący po torach pojazd, żeby już teraz dorwać szczura, który zdradził ludzi mających go za przyjaciela i wrobił w to jego. Jednak powstrzymał tą chęć. Peter nie był taki głupi, żeby przemienić się przy ludziach. Był na to zbyt wielkim tchórzem. Dopóki Harry i Ana nie są z nim sami, nic im nie grozi. Poza tym Glizdogon z pewnością dobrze wiedział, że on, Syriusz Black, nie był jedyną osobą, która pragnęła się na nim zemścić. Gdyby śmierciożercy dowiedzieli się, że ten, który doprowadził ich pana do domu, w którym spotkała go klęska, żyje... Ale nie, nie będzie czekał aż słudzy Voldemorta zabiją Pettigrew. Sam to uczyni, tak jak miał to zrobić dwanaście lat temu. Teraz nie okaże litości, żadnej chwili zawahania. Nie dla człowieka, który zamienił jego życie w piekło. Pociąg zniknął mu z oczu. Ulewa była tak mocna, jakby ktoś w niebie odwrócił wielki kubeł wody. Syriusz ledwie widział na oczy, mokra sierść lepiła mu się do wychudłego ciała, ale nie mógł się poddać. Musiał dotrzeć do Hogwartu jeszcze dzisiaj. Robiło się coraz ciemniej i zimniej... Dementorzy - pomyślał Syriusz. Zadrżał lekko, ale wcale nie z zimna. Te kreatury napawały go strachem, a mało było rzeczy, których się bał. Bardziej jednak zastanawiał się co oni tu robili. Nie było tu żadnych zabudowań, tylko jakieś mokradła. Przecież nie mogli go wyczuć. Syriusz pomyślał o Hogwart Express... Nie, nie byliby tak głupi, żeby szukać go w pociągu pełnym dzieciaków. Odetchnął z ulgą, lecz było to równocześnie westchnięcie. Ile by dał, by znów móc w nim siedzieć. Marzył o tym, żeby znowu przekroczyć próg Hogwartu, jego pierwszego prawdziwego domu, jako wolny człowiek. Dzięki temu, że skupił swoje myśli na niewinności, nadal pamiętał najszczęśliwszy okres swojego życia. Chwile spędzone z Jamesem, Remusem, Peterem, Lily, Ally, Harrym i Aną... Z dwoma ostatnimi było ich zdecydowanie za mało.

Syriusz aportował się w domu Tonksów. Tym razem na szczęście obyło się bez ofiar ze strony Zakonu Feniksa, chociaż zanim deportował się z pola bitwy, zauważył kilka poważnie rannych i nieprzytomnych osób.

- Nie powiem, że wygraliśmy, bo byłoby to za dużo powiedziane, ale śmierciożercy nie zdobyli ministerstwa. Ally została, żeby pomóc opatrywać rannych - powiedział Łapa, gdy przyszła Andromeda zwabiona trzaskiem teleportacji.
- Ech, Syriuszu, znowu biłeś się z dwoma naraz? - zapytała, widząc szramy na jego twarzy. - Powinieneś przystopować, naprawdę. - Pokręciła z dezaprobatą głową.
- Dromedo, nie mogę siedzieć spokojnie, gdy inni nadstawiają karku - odparł Syriusz. - I tym razem nie zaatakowałem dwóch jednocześnie. Ten drugi sam się przyłączył, z zaskoczenia - dodał, widząc ostre spojrzenie kuzynki.
- Wiem, że i tak dalej będziesz robił swoje, ale pamiętaj, że masz dla kogo żyć - powiedziała Andromeda, patrząc mu prosto w oczy. - Nie ruszaj się, usunę ci te rany na twarzy. - Wyjęła różdżkę i mrucząc jakieś formułki machała nią w stronę Syriusza. Poczuł pieczenie na policzkach, ale po chwili ból po zadrapaniach ustąpił.
- Dzięki - powiedział, dotykając palcami swojej twarzy. - Zawsze byłaś w tym dobra.
- Zasługa Nimfadory. Jakbym się tego nie nauczyła, to co tydzień musiałabym latać z nią do Munga. Chodź do salonu, Ted bawi się z dziewczynkami.

Wchodząc do pomieszczenia Syriusz omal nie potknął się o zabawkę Dory. Zachwiał się, ale udało mu się utrzymać równowagę. I wtedy to zobaczył. Ana, mająca prawie roczek, kroczyła trzymając się rączkami mebli. Od razu zapomniał o tym, że jeszcze przed chwilą brał udział w bitwie ze śmierciożercami. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a w oczach zaszkliły się łzy szczęścia.

- Jej pierwsze kroki - powiedział z dumą Syriusz.

Andromeda i Ted wymienili się smutnymi spojrzeniami, lecz on tego nie zauważył, ponieważ właśnie pochylił się ku córce.

- Chodź do taty, mała księżniczko. - Syriusz wziął dziewczynkę na ręce. Ana od razu skierowała rączki ku jego czarnym włosom, długim do ramion. Lubiła się nimi bawić.
- To nie były jej pierwsze kroki - odezwał się Ted z nutką współczucia w głosie.
- J-jak to nie? - zapytał Black. Cała jego radość i duma uleciała niczym powietrze z przebitego balonu.
- Pierwszy raz zaczęła chodzić z jakiś tydzień temu i powtarzała to co jakiś czas, ale zawsze wtedy, gdy cię nie było. Masz szczęście, że tym razem trafiłeś - odpowiedziała Andromeda, klepiąc go pocieszająco po ramieniu.

Syriusz milczał. W ostatnim tygodniu wiele się działo, ciągle jakieś pojedynki ze śmierciożercami. Jak mógł przegapić pierwsze kroki swojej córki?

***
Sierpniowy wieczór był wyjątkowo ciepły jak na pogodę w Anglii. W niewielkim saloniku w domu Syriusza i Ally Blacków, roczna dziewczynka śmigała na dziecięcej miotełce, nie bardzo zwracając uwagę na przeszkody. W efekcie dwa razy potrąciła małego szczeniaczka owczarka niemieckiego, który za wszelką cenę chciał złapać zabawkę. Mama Any wcześniej przezornie pochowała wszelkie delikatne rzeczy, co i tak nie uchroniło starej wazy przed stłuczeniem.

- Sprawiłeś małej frajdę, ale jak tak dalej pójdzie to zdemoluje dom i zabije Snufflesa - zażartowała Ally. Z uśmiechem na ustach obserwowała jak jej mąż goni Anę przy akompaniamencie jej radosnego chichotu i szczekania pieska, które z racji tego, że miał dopiero trzy miesiące, było piskliwe.
- Myślisz że kiedyś będzie tak dobra w quidditcha jak tatuś? - zapytał Syriusz, przystając na chwilę, żeby złapać oddech.
- Będzie jeszcze lepsza - odpowiedziała mu żona i pocałowała go czule w policzek. - Późno już, Ana powinna spać.
- Dziś ja ją położę do łóżka - zadeklarował Łapa. - Czas do spania, mała księżniczko. - Chwycił za trzonek miotełki, żeby zatrzymać jej lot, a następnie podniósł z niej Anę.
- Ale najpierw muszę ją wykąpać i ubrać w śpioszki - odparła Ally, biorąc od niego dziewczynkę. - W międzyczasie możesz schować miotełkę.

Kilkanaście minut później Syriusz z Aną na rękach wszedł do dziecięcego pokoju, a za nim jak cień dreptał Snuffles. Ściany były w kolorze nieba, na którym pełno było miniaturowych mioteł wyścigowych. Na suficie zaś namalowany był wielki kafel pędzący ku trzem jeszcze większym pętlom. Podłoga wyłożona była miękkim, puszystym, jasnoczerwonym dywenem. Pod ścianą stała niewielka szafa. Łapa chciał zaszczepić w córce miłość do quidditcha. I chyba mu się to udało. Położył Anę do łóżeczka stojącego na środku. Dziewczynka wstała chwytając się drewnianych barierek i spojrzała wyczekująco na swojego tatę.

- Nie umiem śpiewać kołysanek tak jak mama, ale spróbu... - zaczął Syriusz, kucając przed małą, ale nagle przerwał, gdy otworzyła małe usteczka, najwyraźniej próbując coś powiedzieć.
- Ally! Chodź tu szybko, musisz to usłyszeć! - podekscytowany Łapa zawołał żonę.
- Co się stało? - zapytała kobieta, która po chwili weszła do pokoju.
- Zaraz powie pierwsze słowo - odpowiedział Syriusz z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Da... da... - mówiła dziewczynka, nie odrywając od niego oczu.
- No dalej, Ana, powiedz ma-ma - powiedziała zachęcająco Ally.
- Daaa... daa... da-da... - ciągnęła dalej mała, a Łapa czuł, że serce zaraz mu wyskoczy z piersi i zacznie radośnie skakać po całym pokoju. Sylaby które powtarzała ich córka z całą pewnością nie zwiastowały tego, że jej pierwszym słowem będzie tradycyjne "mama". - Tata - powiedziała w końcu Ana.

Syriusz nie był w stanie się odezwać, bo ze szczęścia głos ugrzązł mu w gardle. Z oczu popłynęły mu łzy szczęścia.

- Chyba powinnam zacząć być zazdrosna - powiedziała Ally, udając obrażoną, ale efekt zepsuła radość w jej głosie i niebieskich oczach.

***
Syriusz zupełnie nie przejmując się tym, że ktoś mógłby go zobaczyć, przemienił się w człowieka. Zresztą i tak nie spodziewał się zastać żywej duszy w promieniu kilometra. Znajdował się w ciemnym, gęstym lesie. Klęczał czując mokre liście pod dłońmi. Nie od razu zorientował się, że po policzkach spływały mu łzy, ginące w deszczu, który wciąż nie zamierzał przestać padać. Dla kogoś oglądającego go z boku musiałby wyglądać żałośnie. Brudny, mokry, przywodzący na myśl żywego trupa, klęczał w błocie i płakał, wydając z siebie dźwięk przypominający wycie psa. Nie zwracał uwagi na ulewę, na zimno. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia. W Azkabanie było jeszcze zimniej... Przepłynął przez morze Północne. Silny deszcz to przy tym pikuś. Syriusz prawdopodobnie nie zwróciłby teraz uwagi nawet wtedy, gdyby pojawił się jakiś przedstawiciel ministerstwa magii albo dementor. Jego serce krwawiło z rozpaczy, tęsknoty i nienawiści... Nienawiści do Petera Pettigrew... Żałował, że nie zrezygnował z działalności w tym całym Zakonie Feniksa, gdy Ally zaszła w ciążę. No bo czy kiedykolwiek wynikło z tego coś dobrego? Tylko ból, cierpienie i strach. Nadzieja? Ta była złudna, matką głupich. Gdyby dostał jeszcze jedną szansę, zrezygnowałby nie tylko z udziału w misjach, ale i w walkach. Dlaczego tego nie zrobił? Czy rzeczywiście to, że nie potrafiłby siedzieć bezczynnie, gdy inni nadstawiają karku, było ważniejsze niż spędzenie jak najwięcej czasu ze swoją rodziną? Czasu, którego być może niewiele zostało? Tak, pierwszy raz żałował, że był taki porywczy. Gdy zostawiał Anę u Andromedy i Teda, obiecał że wróci. Ale jaką miał pewność? Przecież szedł zabić Glizdogona ze świadomością, że sam może zginąć. Nie z jego ręki, bo był na to zbyt wielkim tchórzem i słabeuszem, ale inni śmierciożercy... Tego co zrobił Peter kompletnie się nie spodziewał. Ale może to i lepiej? Udało mu się przeżyć w Azkabanie. Mógł dotrzymać obietnicy. I dokończyć to, co zaczął dwanaście lat temu. Syriusz poczuł pokrzepiające ciepło w sercu. Wciąż tlił się w nim płomyk nadziei. I miłość, która wciąż była silniejsza nawet od nienawiści do Glizdogona. To ona dodawała mu sił, fakt że nadal potrafił kochać. Myśl o Harrym, Anie, Ally, Jamesie, Lily i Remusie, choć wiedział że Potterowie i jego ukochana już nie wrócą. Tak, to to było tym, co dodawało mu sił i pozwalało przetrwać w Azkabanie, poza myślą, a właściwie obsesją na punkcie jego niewinności. Syriusz Black właśnie zrozumiał co miał na myśli Dumbledore, mówiąc że to miłość jest najpotężniejszą bronią przeciw Voldemortowi. I co sprawiło, że Harry przeżył mordercze zaklęcie mając zaledwie rok i trzy miesiące... Pomyślał o Snufflesie, którego on i Ally przygarnęli ze schroniska. Jedyne ocalałe szczenię z miotu. Co się z nim stało? Czy znalazł nową rodzinę czy z powrotem trafił tam, gdzie się urodził? Właściwie to możliwe, że jeszcze żyje... Syriusz poczuł jak żal ściska mu serce, gdy wyobraził sobie starego owczarka niemieckiego leżącego w kojcu schroniska ze smutną miną. Psy miały dobrą pamięć, Łapa wiedział to po sobie... Snuffles mógł pamiętać rodzinę, którą nagle stracił. Black poczuł wstyd, że tamtego dnia nie pomyślał o ich szczeniaku. A nie był to jedyny zwierzak, który wtedy stracił właścicieli. Frisky... kot Potterów. Możliwe, że też został zabity, ale mógł też uciec... Snuffles też, gdy do domu wuja Alpharda wpadli aurorzy w celu przeszukania. Ale kot to kot, poradzi sobie sam. Pies, nawet dorosły, już niekoniecznie. A ich miał dopiero pięć miesięcy, gdy widział go ostatni raz. Był już duży, ale nadal szczeniakiem. Łapa westchnął, już nie pomoże ani Snufflesowi, ani Frisky'emu. Z powrotem zmienił się w psa i wyruszył dalej, do Hogwartu. Nawet nie zauważył kiedy znalazł się na tak dobrze mu znanych błoniach. Deszcz już przestał padać. Było ciemno, uczta powitalna musiała już się skończyć. Na psim pysku Syriusza pojawił się uśmiech. Uśmiechnął się po raz pierwszy od lat. Od dnia, w którym stracił żonę i przyjaciół. Widok tego miejsca, jego pierwszego prawdziwego domu, wynagradzał wszystkie trudy, które musiał przeżyć, żeby się tu dostać. Z zamyślenia wyrwał go fakt, że coś mokrego i zimnego trącało go w ogon. Odwrócił się i ujrzał rudego kocura, wymachującego ogonem przypominającym szczotkę. Patrzył na niego z ciekawością, jakby przyjaźnie, choć też trochę nieufnie. On wie, że nie jestem psem - pomyślał Syriusz. - A więc musiał rozpoznać, że szczur Rona Weasleya to animag... Jeśli uda mi się zdobyć zaufanie tego kota... Mógłby się przydać... Łapa radośnie polizał zwierzę po łebku, ku jego wyraźnemu niezadowoleniu. Szczeknął przyjaźnie, a następnie skierował się do Bijącej Wierzby. Ucieszył się, gdy zobaczył, że kot szedł tuż obok niego. Chyba mam towarzysza - pomyślał Syriusz uśmiechając się w duchu. Tego mu brakowało w Azkabanie. Co prawda był to tylko kocur, ale zawsze to lepsze niż samotność. Unikając gałęzi drzewa gotowych uderzyć wszystko w zasięgu, zbliżył się do pnia i nacisnął sęk. Bijąca Wierzba natychmiast znieruchomiała, a on i kot weszli do tunelu. Wrzeszcząca Chata była dokładnie taka jaką ją zapamiętał. Westchnął na wspomnienie nocnych wypraw trójki nielegalnych animagów i wilkołaka. Z powrotem zmienił się w człowieka i usiadł na starym łożu. Kot od razu wskoczył mu na kolana. Poczuł przyjemne ciepło, gdy głaskał go, zanurzając dłonie w gęstym futrze.

- Pomożesz mi? - zapytał ochrypłym głosem.

Kot miauknął, co Syriusz uznał za znak zgody.

- Nadchodzę Peterze Pettigrew - powiedział Łapa w bliżej nieokreślonym kierunku, wciąż głaszcząc nowego przyjaciela.  

czwartek, 22 stycznia 2015

Liebster Award

Liebster Award


"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Zostałam nominowana przez pewną wredną małpkę. :)

Laura Torres <3 <3 <3 <3

Dziękuję ci, Lauruś (ale i tak cię zamorduję :P czemu aż 11 blogów? xD)

Pytania od Laury:

1. Co lubisz w swoim stylu pisania?

Kurczę, trudne pytanie... Chyba najbardziej to, że się rozwija. Kiedyś, jeszcze przed powstaniem bloga, moje opowiadania były w zasadzie jednymi wielkimi dialogami, a teraz staram się umieszczać w nich opisy, choć nie jestem w nich w 100%-tach zadowolona i jeszcze dużo pracy przede mną.

2. Jaka piosenka najczęściej Cię motywuje do pisania?

Żadna. Nie słucham muzyki przy pisaniu. Ogólnie to rzadko jej słucham.

3. Dlaczego założyłeś/aś bloga?

Zaczęło się od tego, że dowiedziałam się o twoim blogu. W głowie zaświtał mi pomysł na opko o córce Syriusza. Pomyślałam, że co mi szkodzi i założyłam bloga. Najpierw na onecie, a potem za radą pewnej rudej małpki (sama wiesz o kogo chodzi xD) przeniosłam go na blogspot.

4. Twoja ulubiona postać? <książkowa i najlepiej jakby była z HP>

Chyba cię nie zaskoczę. xD Syriusz Black <3

5. Najśmieszniejszy cytat z jednej z twoich ulubionych książek? <zacytuj go ;*>

"- Pan Lunatyk przesyła wyrazy szacunku profesorowi Snape'owi i uprasza go, by zechciał nie wtykać swojego długiego nochala w sprawy innych ludzi.
- Pan Rogacz zgadza się z panem Lunatykiem i pragnie dodać, że profesor Snape jest wrednym głupolem.
- Pan Łapa pragnie wyrazić swoje zdumienie, jak taki kretyn mógł zostać profesorem.
- Pan Glizdogon życzy profesorowi Snape'owi miłego dnia i radzi mu umyć włosy, bo kleją się od łoju."

Z Harry Potter i Więzień Azkabanu. :)

6. Czy zdołałabyś/ zdołałbyś  zacytować swój jeden ulubiony, motywujący cytat?

Tak. Domyślam się, że mam go zacytować. "Jeżeli chcesz poznać człowieka, dowiedz się jak traktuje swoich podwładnych, a nie równych sobie."

7. Czy jest coś w Twoim stylu pisania nad czym wytrwale pracujesz? <jak tak to co to jest>

Oczywiście, że jest. Opisy, opisy i jeszcze raz opisy.

8. Gdybyś musiał/a stworzyć nowego bloga, jakiej byłby tematyki?

Nie mam pojęcia... Skoro obecny jest o mnie jako córce Syriusza, to może w nowym stworzyłabym z nim pairing. Nie wiem, ale na pewno byłoby w nim dużo Syriusza.

9. Jak tworzysz tytuły do swoich rozdziałów? <jeśli wgl je tworzysz :v>

Tworzeniem tego nie nazwę. Ogólnie tytuł rozdziału odnosi się do jego treści/najważniejszego elementu. Wyjątkiem jest najnowszy rozdział, który jest w trakcie tworzenia. Nie miałam innego pomysłu na tytuł, a że będzie to rozdział poświęcony Syriuszowi, a Syriusz to najjaśniejsza gwiazda na niebie, to nazwałam rozdział "Najjaśniejsza z gwiazd". Troszkę zaspoilerowałam. xD

10. Jakie są Twoje ulubione filmy?

Harry Potter, Władca Pierścieni, Hobbit, Trylogia Mrocznego Rycerza, Iron-Man 1,2 i 3, Spider-Man 1, 2 i 3. Trochę tego jest.

11. Czy łatwo Ci przychodzi przelanie swoich uczuć na kartke?

Zdecydowanie nie. Ciężko przychodzi mi opisywanie emocji. Moje opki raczej nie kipią emocjami. No i nie piszę na kartce, tylko w wordpadzie, więc i tak bym nie przelewała uczuć na kartkę. xD

Starałam się poświęcić na jedno pytanie więcej niż minutę. Łatwo nie było, zwłaszcza z 1 i 11.

11 blogów (jakimś cudem się udało xD), które wytypowałam:

1. Zwaśniony Koczkodan
2. Hermiona Black
3. Mistkey250
4. Marika Snape
5. Bellatrix †
6. Lucjusz OC (http://patrzaj-w-serce.blogspot.com/2014/12/42-znow-chyba-jestem.html?showComment=1421934890009#c6491883917564410248)
7. Likoria
8. Yvonne & Yasmin
9. Blanda OC
10. BlackBerry
11. Ollie Mąkosza

Mam nadzieje, że nic nie pochrzaniłam :P

Moje pytania do tych 11 pisarzy/ek

1. Co skłoniło cię do założenia bloga?
2. Czy jest coś co motywuje cię do dalszego pisania? Co to jest?
3. Masz gotow zarys fabuły czy piszesz na spontana?
4. Czy twoja przygoda z pisaniem zaczęła się od bloga, czy wcześniej?
5. Jaka jest twoja ulubiona postać? (Najlepiej z HP.)
6. Czy możesz ją zacytować (twoje ulubione słowa tej postaci)?
7. Czy łatwo przychodzi ci pisanie nowych rozdziałów?
8. Jeśli musiałabyś założyć nowego bloga, to jaka postać ze starego (główna się nie liczy) bloga na pewno by się w nim znalazła?
9. Czy jest coś w twoim stylu pisania z czego nie jesteś zadowolona/y? Co to jest?
10. Twoi ulubieni aktorzy? (Byłoby dobrze, gdyby wśród wymienionych znalazł się choć jeden aktor związany z tematyką twojego bloga (tzn. grał w filmach na podstawie książek, w których świecie dzieje się akcja twojego bloga - mam nadzieję, że napisałam to zrozumaie xD)
11. Co lubisz w swoim stylu pisania?